17 grudnia, w Watykanie, papież Franciszek zatwierdził dekret o męczeństwie rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów, wraz z siedmiorgiem dzieci – bohaterskiej rodziny ratującej Żydów w czasie drugiej wojny światowej.
W 2003 roku, w diecezji przemyskiej, rozpoczął się proces beatyfikacyjny 88 męczenników II wojny światowej wsród których byli Ulmowie, ale ze względu na specyfikę prawa kanonicznego, mogli być tylko beatyfikowani dorośli Józef i Wiktoria. W 2017 roku, z grupy 88 męczenników wyłączono rodzinę Ulmów i rozpoczęto pracę nad procesem ich beatyfikacji, która może nastąpić już wkrótce.
Słowo beatyfikacja znaczy wyróżnienie. Jest to akt Kościoła katolickiego, uznający osobę zmarłą za błogosławioną, zezwalający na publiczny kult, ale o charakterze lokalnym. Watykańska komisja historyków pozytywnie oceniła dokument rodziny Ulmów, opisujący ich życie i dowody ich heroiczności.
Kim byli Ulmowie?
Józef i Wiktoria Ulmowie byli typową wiejską rodziną, zamieszkującą największą w Polsce wieś Markowa, położoną w południowo wschodniej części Polski, w województwie podkarpackim, w powiecie łańcuckim, liczącą w czasie II wojny światowej 931 zagród i około 4,5 (obecnie około 6,5) tysiąca mieszkańców. Była to wieś katolicka, choć w okresie międzywojennym zamieszkiwało tam również 120 osób (30 rodzin) wyznania mojżeszowego.
Oboje, Józef i Wiktoria, urodzili się w Markowej. Józef urodził się 2 marca w 1900 r., a jego żona Wiktoria, 12 lat później. Oboje wychowywali się w atmosferze współpracy gospodarczej i tolerancji religijnej mieszkańców. Pobrali się w 1935 roku i byli rodziną wyróżniającą się wśród wiejskiej społeczności.
Józef Ulma ukończył tylko cztery klasy szkoły powszechnej, ale w wieku 29 lat zapisał się na kurs rolniczy w Pilźnie, który ukończył z wyróżnieniem. Był człowiekiem utalentowanym i nowoczesnym rolnikiem. Bardzo dużo czytał i dużo się uczył, wprowadzał udogodnienia w swoim gospodarstwie. Jako pierwszy we wsi miał energię elektryczną, uzyskaną z energii wiatrowej. W swoim gospodarstwie zajmował się pszczelarstwem, hodowlą jedwabników, prowadził szkółkę drzew owocowych, a także zajmował się garbowaniem skór. Miał sporo własnych książek i udzielał się jako bibliotekarz. Pisywał również do gazet na temat konkursów rolniczych.
Miał jak na tamte czasy wyjątkowe hobby. Zajmował się fotografowaniem, co wówczas na wsi było rzadko spotykane. Jego wiedza w zakresie fotografii pochodziła przede wszystkim z książek, bo żadnych szkół w tym kierunku nie skończył. Dzięki temu zajęciu, pozostało po nim wiele fotografii rodzinnych (i nie tylko), które są teraz dokumentami tamtych czasów.
Wiktoria, w czasach panieństwa, grywała w amatorskim teatrze, a po zamążpójściu zajmowała się domem i dziećmi, których miała sześcioro, a w momencie śmierci spodziewała się siódmego.
Ulmowie byli rodziną religijną, o czym świadczą podkreślenia dokonane w znalezionej w ich domu Biblii. Było to Przykazanie miłości. Miłosierny Samarytanin. Drugie, to podkreślone zdanie O chrześcijańskiej powinności: "Albowiem jeślibyście miłowali tylko tych, którzy was miłują, jakąż byście mieli za to zapłatę?".
Czym Ulmowie zasłużyli sobie na beatyfikację?
Zgodnie z ideologią faszystowską, Żydzi mieli być wyeliminowani z życia narodów. W całej Europie prowadzono dyskryminację ludności żydowskiej. Nakazano im nosić opaski z gwiazdą Dawida, przesiedlano ich do gett, gdzie głodzono i wykorzystywano do morderczej pracy, przewożono do obozów koncentracyjnych, z których rzadko kto się uratował. Wobec Żydów łamiących przepisy dyskryminacyjne, albo opuszczających zamknięte dzielnice, wprowadzono karę śmierci. W Polsce, jako jedynym państwie w Europie, za pomoc udzielaną Żydom przez Polaków groziła kara śmierci i to całej rodzinie.
W drugiej połowie 1942 r., w domu Ulmów znalazło schronienie ośmioro Żydów z rodzin Szallów i Goldmanów. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czym kierowali się przyjmując pod swój dach tak liczna grupę Żydów. Nie żyje nikt, kto mógłby o tym opowiedzieć.
Dom Ulmów znajdował się na uboczu, więc być może myśleli, że nie zostaną zauważeni. Józef Ulma znał te rodziny sprzed wojny, prowadził z nimi interesy. Udzielił im schronienia. W zamiam za to, pomagali mu w pracach gospodarskich, po prostu u niego mieszkali. Na pewno nie kierowały Józefem niskie pobudki. Po morderstwie znaleziono u żydowskich ofiar jeszcze sporo kosztowności i oszczędności.
W Markowej ukrywało się więcej Żydów. Być może Ulmowie stracili czujność, myśleli, że wszystkim się uda, że nie zostaną zauważeni. Nie udało im się. Ktoś doniósł o tym, że ukrywają Żydów. Prawdopodobnie był to polski, ale prawosławny policjant, pracujący dla Niemców, Włodzimierz Leś, na którym kilka miesięcy później, we wrześniu 1944 r. polskie podziemie wykonało wyrok śmierci.
Morderstwo w Markowej
23 marca 1944 roku niemiecki posterunek żandarmerii w Łańcucie zarządził, aby czterech polskich furmanów stawiło się przed posterunkiem. Mieli zawieźć niemieckiemu żandarmowi (polskich) granatowych policjantów do Markowej na pomoc w egzekucji. Akcją dowodził osobiście niemiecki komendant posterunku porucznik Eilert Dieken. W akcji, między innymi, brał udział również czeski volksdeutsch Josef Kokot, oraz Włodzimierz Leś.
Tuż przed świtem, żandarmi zaatakowali dom Ulmów. Najpierw zabili śpiących i uciekających Żydów, potem wyprowadzili Józefa i Wiktorię, która była w zaawansowanej ciąży i spodziewała się w tym czasie rozwiązania. Prawdopodobnie pod wpływem stresu, zaczęła rodzić. Zabito ich na oczach dzieci. Potem zabito sześcioro ich dzieci (najstarsze miało 8 lat, najmłodsze pół roku), żeby — jak stwierdził porucznik Dieken — ”gromada nie miała z nimi kłopotu”.
Okrucieństwem wyróżnił się Josef Kokot. Osobiście zastrzelił troje z nich, krzycząc przy tym do obserwujących akcję furmanów: „patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.
Po zakończeniu masakry oprawcy zaczęli grabież dobytku Ulmów i ukrywajacych się tam Żydów. Sołtysowi Markowej rozkazano pochować ciała, a na miejscu zbrodni urządzono libację alkoholową, po której mordercy odjechali sześcioma wozami zrabowanego zamordowanym dobytku.
Pokłosie zbrodni
Zbrodnia wstrząsnęła miejscową ludnością. Mogiły rozkopano i zwłoki Ulmów pochowano obok domu. W 1945 roku ekshumowano je i pochowano na miejscowym cmentarzu.
Śmierć rodziny Ulmów, stała się symbolem martyrologii Polaków ratujacych Żydów. 13 września 1995 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował pośmiertnie Józefa i Wiktorię Ulmów tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
24 marca 2004 roku, w rocznicę ich śmierci, odsłonięto pomnik upamiętniający rodzinę Ulmów. 17 marca 2016 roku, w Markowej otwarto Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów.
Od 2018 r., w rocznicę tragicznych wydarzeń w Markowej – 24 marca — decyzją Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej — obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.
Bezkarność oprawców
Mordercy Ulmów nie ponieśli kary. Instytut Pileckiego w Berlinie pozyskał prywatne archiwum Eilerta Diekena, które zawierało m.in. notatki, odznaczenia i dokumenty urzędowe. Okazuje się, że po II wojnie światowej wrócił w rodzinne strony do Esens nad Morzem Północnym, w Dolnej Saksonii. Kontynuował służbę w zachodnioniemieckiej policji. W czasie niemieckiej okupacji w Polsce Eilert Dieken służył w powiecie nowosądeckim Generalnego Gubernatorstwa jako komendant posterunku żandarmerii. Jak wynika z dokumentów, Dieken nigdy formalnie nie należał do SS i NSDAP. Zmarł w 1960 roku.
Josef Kokot został osądzony na karę śmierci, potem zamienioną na dożywocie, a w końcu na 25 lat więzienia. Zmarł w zakładzie karnym. Reszta uniknęła kary całkowicie.