Niestety, nie będzie nam dane celebrować stuletniego jubileuszu jednej z najwybitnieszych osobistości polskiej nauki. Donosimy ze smutkiem, że w środę, 16 grudnia 2020, w wieku 99 lat, zmarł profesor Wacław Szybalski, wybitny badacz, prawdziwy geniusz genetyki molekularnej, nazywany "królem genetyki", wielokrotnie wymieniany jako kandydat do nagrody Nobla, doktor honoris causa wielu uniwersytetów. W osobie prof. Wacława Szybalskiego żegnamy znakomitego specjalistę z zakresu genetyki oraz medycyny molekularnej, ojca tzw. biologii syntetycznej. Był to światowej klasy naukowiec, mentor, wychowawca, wzór dla wielu polskich badaczy, a zarazem wielki Polak i czynny patriota.
Miał szereg osiągnięć naukowych, które z łatwością mogłyby zasłużyć na co najmniej jedną Nagrodę Nobla, a jego praca położyła podwaliny pod kilka Nobli zdobytych przez innych, często jego bezpośrednich wychowanków akademickich. Był mentorem wielu odnoszących sukcesy naukowców i przez 60 lat współpracował z największymi nazwiskami w tej dziedzinie.
Dr James D. Watson, światowej sławy uczony uhonorowany nagrodą Nobla wraz z Francisem Crickiem za wyjaśnienie struktury cząsteczki DNA, podkreślał w wywiadzie, że badania jego przyjaciela i mentora, dra Szybalskiego, były przełomowe i szeroko zakrojone i że powszechnie przypisuje się mu opracowanie koncepcji antybiotykoterapii wielolekowej, tworzenie podstaw terapii genowej oraz ustanowienie dziedziny biologii syntetycznej.
Profesor Szybalski był wszakże założycielem światowego nurtu naukowego z zakresu genetyki molekularnej, biotechnologii, inżynierii genetycznej i biologii molekularnej. Opracował wiele oryginalnych metod badawczych, a wyniki jego badań w wielu dziedzinach były pierwsze w historii. Metody syntezy i separacji kwasów nukleinowych w chlorku i siarczanie cezu, opracowanie zasad wykrywania mutagenności związków chemicznych na bakteriach, związek przyczynowy między mutagenezą a karcynogenezą, badania nad genomem człowieka, utworzenie systemu selekcyjnego HAT, spopularyzowanie pierwszych antybiotyków do leczenia infekcji i metody wieloantybiotykowej, metody fizyczne w badaniach genetycznych DNA, genom lambda - to tylko niektóre z jego osiągnięć.
Nazwisko Profesora kojarzone jest dziś na świecie przede wszystkim z badaniami, które pozwoliły na rewolucyjne wprowadzanie DNA do komórek ludzkich, czyli tzw. transformację komórek. Jego prace w dziedzinie genetyki i biologii molekularnej są wspólcześnie wykorzystywane do badań nad działaniem genów i leżały u podstaw Projektu Poznania Ludzkiego Genomu (Human Genome Project).
Lata wojenne
Zanim stał się światowej sławy badaczem naukowym, włożył istotny wkład do walki z okupantami Polski, hitlerowskimi Niemcami i sowiecką Rosją. Sowieci byli sprzymierzeni z nazistami od 1939 do 1941 r. i okupowali około połowy Polski. Pociągi swobodnie przejeżdżały przez okupowaną Polskę z dostawami sowieckimi niezbędnymi dla ich nazistowskich sojuszników. W drodze powrotnej w pociągach często pojawiali się wywożeni na Syberię antyradzieccy Polacy. Do najwcześniejszych aktów zbrojnego oporu należały ataki na te pociągi. Szybalski brał czynny udział w ruchu oporu, na przykład, używając swej wiedzy chemicznej do "domowej" produkcji trotylu, aby polski ruch oporu mógł sabotować owe linie kolejowe.
Ryzykując życiem, brał też udział w przemycaniu szczepionki przeciw tyfusowi do Żydów w getcie warszawskim. Tyfus plamisty to notorycznie niebezpieczna choroba bakteryjna przenoszona przez wszy. Może szerzyć się wśród żołnierzy, uchodźców i więźniów obozów koncentracyjnych, czyli w sytuacji, która dokładnie opisuje wojenną Europę. Sczepionkę przeciw tyfusowi tworzył, działając we Lwowie, wybitny polski bakteriolog dr. Rudolf Stefan Weigl. Jako jeden z najbliższych współpracowników dr. Weigla, Szybalski - tak jak wielu innych - przeżył okupację jako karmiciel wszy oraz nadzorujący innych karmiących - w tym wybitnych naukowców, takich jak np. słynny matematyk Stefan Banach - którzy znaleźli schronienie przed okupantami oferując własną krew jako pożywkę dla wszy w laboratorium Weigla.
Dorastanie pod panowaniem dwóch najbardziej złowrogich imperiów XX wieku pozostawiło jednak psychiczny ślad. „Po ucieczce z Polski często budziłem się z koszmarem: jestem tam z powrotem, schwytany, zlany zimnym potem. Pod tymi tyraniami nigdy się nie wiedziało, co stanie się w nocy lub następnego dnia” mówił Szybalski.
Odnosząc się do tych niebezpiecznych czasów, Szybalski opowiadał: „Moim sekretem było szczęście i instynkt, by nie znaleźć się w złym miejscu w złym czasie. Byłem harcerzem i nauczyłem się przetrwać zarówno w lesie, jak i w mieście”. W przeżyciu zawieruchy wojennej niezwykle pomogła również praktyczna wiedza o tym, jak na przykład destylować domowej roboty wódkę - wartościową walutę podczas wojny - a także jego wielka pomysłowość i przedsiębiorczość.
Podczas wojny był przede wszystkim zajęty studiami i pracą laboratoryjną. „Nie miałem czasu się martwić. Wiedziałem, że to tylko chwilowe i musiałem przygotować się na kolejną część mojego życia”. Jego wrodzony optymizm uwidaczniał się, na przykład, podczas licznych bombardowań w latach 1939-45: „Siedzieli ludzie w piwnicach, cały dom podskakiwał i modlili się. Byłem w jakimś kącie ze słownikiem technicznym angielsko-polskim, ucząc się angielskiego.”
Pomimo swego wrodzonego optymizmu, Szybalski był zawiedziony niektórymi decyzjami aliantów. Na przykład, ponosząc wielkie osobiste ryzyko, potajemnie udokumentował i sfotografował linie kolejowe, którymi Niemcy przewozili Żydów ze Lwowa do obozów pracy i śmierci, takich jak Bełżec, aby amerykańskie bombowce mogły zniszczyć kluczowe węzły kolejowe, ale te alianckie bombowce nigdy nie nadleciały. „Zrobiłem plany, ale pan Roosevelt ich nie lubił, więc cały mój wysiłek poszedł na marne” - powiedział, z właściwą sobie nutką ironii.
Jego ironiczne poczucie humoru jest dla niego typowe: „W bardzo zgrabnym pakcie Hitler i Stalin podzielili Polskę praktycznie pół-na-pół”, ale potem gorycz wychodzi na jaw: „50 procent zagarniętych przez Stalina nigdy nie wróciło do Polski, zgodnie ze złym i haniebnym porozumieniem jałtańskim, podczas gdy ludność polska została etnicznie oczyszczona w latach 1945-47 przez popleczników Stalina”.
Wczesne lata kariery naukowej
Wacław Szybalski urodził się 9 września 1921 r. w kosmopolitycznym i zróżnicowanym etnicznie, wówczas polskim Lwowie (obecnie Lviv, Ukraina) w rodzinie inteligentów. Jego ojciec Stefan był inżynierem elektrycznym, a matka Michalina z domu Rakowska była doktorem chemii, pionierką krystalografii w badaniach struktury cząsteczek. Szybalski przeżył II wojnę światową i kolejne inwazje najpierw Związku Sowieckeigo, Niemiec, a następnie ponownie ZSRR, właśnie we Lwowie.
„Chciałem zapisać się na wydział aeronautyki Politechniki Lwowskiej w 1939 r., ale właśnie byliśmy okupowani przez Związek Sowiecki i nie dopuszczali miejscowych ludzi do latania” - wspomina Szybalski po latach, ze swojego biura w laboratorium McArdle w Madison. „Po 22 miesiącach inwazja niemiecka uprościła sprawę. Po prostu zamknęli wszystkie szkoły”.
Chemią interesował się jeszcze jako uczeń słynnego VIII Gimnazjum we Lwowie, które ukończył w 1939 r. Kiedy okupacja zamknęła przed nim drogę do lotnictwa, został studentem Wydziału Chemii Politechniki Lwowskiej. Zawsze chciał być liderem nauki. „Zawsze lubię być w czołówce czegoś, co jest zupełnie nowe” - mówił później. Jeszcze jako student Politechniki Lwowskiej (1939-1944) opracował nową metodę chromatografii bibułowej, która znalazła szerokie zastosowanie. „Otarł się” wtedy o nagrodę Nobla, jak mówił, bo za to samo ktoś inny ją otrzymał dwa lata później, podczas, gdy on sam nie miał jak publikować swoich rezultatów w okupowanej Polsce.
Po wojnie nostryfikował na Politechnice Śląskiej swój dyplom z inżynierii chemicznej i od maja 1945 r. mieszkał w Gdańsku, gdzie pracował równocześnie na Politechnice Gdańskiej, w Urzędzie Wojewódzkim, w Inspektoracie Standardyzacji oraz w Izbie Przemysłowo-Handlowej. Doktorat nauk chemicznych obronił na Politechnice Gdańskiej w 1949 roku pod opieką promotorską prof. Ernesta Syma.
Po krótkich wizytach szkoleniowych na Politechnice w Kopenhadze, na zaproszenie słynnych braci Bohr, w 1949 r. postanowił ostatecznie opuścić Polskę, gdzie zaczynał panować reżim stalinowski, którego tajne służby - jak się potem okazało - prowadziły już na jego temat rozeznanie. Zimna wojna zaczynała się na dobre i wiadomo było, że te wyjazdy do wolnego świata muszą się skończyć. Sowiecki generał Konstanty Rokossowski został marszałkiem Polski, a genetyka, uznana za reakcyjną i burżuazyjną pseudo-naukę za sprawą Trofima Łysenki i z poparciem Stalina, została oficjalnie odrzucona.
W czasie pobytu w Danii, czy to w laboratorium profesora Øjvinda Winge, czy to pod okiem samego Nielsa Bohra, wniósł istotny wkład w badania, wyjaśniając kinetykę niektórych reakcji chemicznych i opracowując prostą metodę zapobiegania korozji żelaznych rur powodowanej przez bakterie tlenowe. Nie czując się w Danii jednak zbyt bezpiecznie, a bojąc się wracać do Polski, która w każdej chwili wydawała sie móc być wcielona do ZSRR, chcąc przy tym znaleźć się dostatecznie daleko od rosyjskiego, komunistycznego imperium, wyjechał do Ameryki. „Byłem już przedtem więźniem i zdecydowałem, że muszę być dalej” - wyjaśniał w późniejszych latach.
Sekretarka w ambasadzie USA powiedziała mu, że będzie musiał czekać 10 lat na wizę, więc Szybalski niewiele się namyślając, zadzwonił bezpośrednio do konsula (znajomość angielskiego tu zaowocowała), umówił się na spotkanie i uzyskał szczegółowe informacje. Jak się wtedy dowiedział ze zdziwieniem, urodził się w... Rosji. „Powiedziałem, że nigdy nie byłem w Związku Radzieckim, to Związek Radziecki przyszedł do mnie, ale z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, Polska została oddana panu Stalinowi, ponieważ był taki miły!” Po krótkim rozeznaniu w bibliotece konsulatu odkrył, że wizy są dostępne dla nauczycieli. „Przyniosłem swoje dokumenty i dostałem wizę w trzy lub cztery dni; to był jakiś rekord”.
Okres amerykański
W Stanach Zjednoczonych zjawił się więc w 1950 r. z "zawrotną" kwotą 35 dolarów w kieszeni, ale też i z ciężko wypracowaną, znakomitą reputacją naukową. Natychmiast znalazł niesamowicie dobrze, jak na owe czasy, płatną pracę jako naukowiec w Wyeth Inc., koncernie farmaceutycznym w West Chester, w Pensylwanii, zajmującym się produkcją antybiotyków. Tam uzyskał swój pierwszy patent, opracowując zmodyfikowaną penicylinę, która będąc mniej rozpuszczalna, zamiast być podawana cztery razy dziennie, mogła być wstrzykiwana tylko raz na dzień. Zapewniło mu to, jak mawiał, dochód na następne 17 lat. Ponieważ w głębi duszy okazywał się być bardziej zapalonym naukowcem-badaczem niż inżynierem branży farmaceutycznej, mógł teraz poświęcić się badaniom naukowym dla przyjemności.
Wkrótce, z polecenia wybitnych duńskich badaczy, w tym fizyka Nielsa Bohra, znalazł pracę w laboratorium genetycznym w Cold Spring Harbor na Long Island, w stanie Nowy Jork, które było już stolicą powstającej nauki biologii molekularnej. Tam pogrążył się - zresztą za połowę swego poprzedniego wynagrodzenia - w badaniu oporności na antybiotyki, które wprawdzie dopiero niedawno weszły do szerokiego stosowania, ale bakterie już zaczynały opornośc na nie rozwijać.
W 1952 roku Szybalski wynalazł metodę pomiaru i pokonywania tej oporności antybiotykowej. Wyniki jego badań genetycznych na temat lekooporności skłoniły go do propagowania leczenia gruźlicy wieloma antybiotykami jednocześnie, co w dużej mierze blokuje ewolucję oporności. Chociaż początkowo się temu sprzeciwiano, obecnie terapia wielolekowa jest standardowym leczeniem gruźlicy, AIDS, białaczki i innych chorób. Natomiast jego badania genetyki mikroorganizmu glebowego wytwarzającego antybiotyki, zwanego Streptomyces, dostarczyły informacji przydatnych w komercyjnej produkcji streptomycyny, skutecznego środka terapeutycznego w leczeniu gruźlicy.
Na tym nie zakończył swych odkryć.
W 1960 roku, po kilku latach na Rutgers University, Szybalski dołączył do McArdle Laboratory for Cancer Research (Laboratorium Badań nad Nowotworami im. McArdle) na Uniwersytecie Stanu Wisconsin – Madison i rozpoczął pionierskie badania nad wirusem infekującym bakterie. Wirus, zwany fagiem lambda, stał się podstawą wieloletniego zainteresowania Szybalskiego sposobem przenoszenia, modyfikacji i regulacji genów. Od 1960 do 2003 r. był pełnoprawnym profesorem onkologii na Uniwersytecie Wisconsin-Madison, wraz z żoną prowadząc tam aktywną działalność badawczą. Był laureatem Hilldale Awards, najwyższego odznaczenia Uniwerystetu Wisconsin-Madison.
W 1962 r. wymyślił tzw. „terapię genową”, proponując naprawę wadliwego DNA i jako pierwszy wprowadził egzogenne DNA do ludzkich komórek, a w 1963 roku jako pierwszy stworzył funkcjonalne DNA in vitro.
„Wiedziałem, jakie pytania zadawano od lat, od wieków: czym jest życie? Jaka jest istota życia? I to było DNA!”, mówił Profesor Szybalski.
DNA - instrukcje życia, które go podtrzymują ale i zmieniają się w czasie, esencja życia - to przewodni temat w jego karierze. Co ciekawe, zauważył on już we wczesnych latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, że to właśnie DNA jest nośnikiem informacji genetycznej w czasie, gdy zdecydowana większość naukowców uważała, że funkcję tę pełnią białka.
W 1974 r. wprowadził termin „biologia syntetyczna” do opisu wyłaniającej się dziedziny projektowania i konstruowania syntetycznych biologicznie aktywnych cząsteczek. Jego liczne wkłady w genomikę obejmują nowatorskie działania inżynierii enzymów restrykcyjnych, biblioteki genów z możliwością amplifikacji w pojedynczej kopii (single-copy amplifiable gene libraries) oraz szereg innych technik wykorzystywanych do badania ludzkiego genomu.
Szybalski, wraz z żoną Elizabeth, wynalazł nowatorską metodę selekcji komórek na pożywce HAT, nazwanej od jej składników: hipoksantyny, aminopteryny i tymidyny. Jest to technika separacji komórek, które zostały zmodyfikowane genetycznie, od pozostałych, niezmodyfikowanych. Technika HAT była przełomową koncepcją, która otworzyła drogę do leczenia chorób genetycznych człowieka poprzez terapię genetyczną - termin ten też pochodzi właśnie od Szybalskiego.
W 1984 roku selekcja HAT stała się kluczem do nagrodzonego Noblem uzyskania tzw. przeciwciał monoklonalnych, obecnie szeroko stosowanych w diagnostyce i terapii, a które nie byłyby możliwe bez HAT. Monoklonalne przeciwciała produkowane przez grupy identycznych komórek odpornościowych, mogą rozpoznawać określone białka i typy komórek i są stosowane w niezliczonych dziedzinach badań naukowych i w medycynie, przy badaniu i leczeniu schorzeń takich jak rak, reumatoidalne zapalenie stawów, oraz w identyfikacji patogenów. Tak więc technika selekcji komórek zmodyfikowanych genetycznie położyła podwaliny pod uzyskanie przeciwciał monoklonalnych i nagrody Nobla - dla kogo innego, bez żadnej wzmianki o pionierach tej technologii, małżeństwie Szybalskich.
Jako pierwszy udowodnił, że obie nici DNA są przepisywane na mRNA. W latach osiemdziesiątych XX w. opracował technikę otrzymywania uniwersalnych enzymów restrykcyjnych, które cięły DNA w wybranym miejscu. Od początku lat 90-tych uczestniczył w opracowaniu metod sekwencjonowania długich fragmentów DNA, w tym genomu ludzkiego.
Jego wspaniałe osiągnięcia naukowe można by jeszcze długo wymieniać.
"Wnikliwość, połączona z wytrwałością, była cechą charakterystyczną Szybalskiego" - powiedział były jego doktorant Frederick Blattner, emerytowany profesor genetyki na UW – Madison. „Jest poetą metody naukowej, zdolnym do intelektualnych spekulacji, tworzenia testów i hipotez; miał niesamowity sposób rozwiązywania złożonych problemów”.
Sam papież-Polak, Jan Paweł II, zasięgnął jego rady na temat nowej dziedziny inżynierii genetycznej podczas prywatnej audiencji w rezydencji Castel Gandolfo we wrześniu 1981 r. Szybalski, wielki entuzjasta nowych metod w genetyce, nie omieszkał wtedy poinstruować papieża o najróżniejszych korzyściach płynących z manipulacji genetycznej. "Proszę nie prawić mi kazań" - miał uciąć krótko papież.
W czasie swojej profesury w Madison, Szybalski współpracował z wieloma polskimi uczonymi i wspomagał ich na różne sposoby, poprzez umożliwianie im kształcenia w USA, oraz poprzez kolaboracje z naukowcami w kraju. Jego kontakty z nauką polską były bardzo ożywione i bardzo je sobie cenił.
Drugi motyw życia Szybalskiego był bardziej - nie można wprawdzie powiedzieć przyziemny, ale - może konkretny: inżynieria. Dorastając w Polsce Szybalski był zafascynowany samolotami. „Budowałem modele samolotów, latałem nimi na zawodach. Zająłem się sportem szybowcowym i uzyskałem licencjat z inżynierii” mówił. Jak wspominaliśmy, lotnictwo to była jego pierwsza prawdziwa pasja, ale warunki wojenne nie pozwoliły mu na wybór tego właśnie kierunku kształcenia. Może nawet było to korzystne, z punktu widzenia dobra ludzkości, bo jako genetyk zdziałał naprawdę dużo, a znajomość inżynierii dobrze mu posłużyła w pracy w laboratorium.
Emerytura
Przeszedł formalnie na emeryturę w 2003 roku, ale długo jeszcze pozostawał aktywny w swojej dziedzinie naukowej.
Był w sumie autorem lub współautorem ponad 300 publikacji z zakresu mikrobiologii, genetyki i biologii molekularnej. Kilkanaście Jego publikacji ukazało siê w najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych, Nature i Science. Niewielu, nawet najwybitniejszych uczonych świata, może poszczycić się tak znaczną ilością swoich prac opublikowanych w tych wydawnictwach.
Posiadał dwa patenty. Jego ostatnia publikacja ukazała się na łamach naukowego czasopisma Gene - którego był założycielem i przez 20 lat redaktorem naczelnym - w 2013 roku.
Z jego inicjatywy, w roku 2007, powołano Fundację Profesora Wacława Szybalskiego, której celem jest działanie na rzecz wzmocnienia międzynarodowego prestiżu nauki polskiej oraz miasta Lwowa. Fundacja ta wspiera polską naukę między innymi poprzez przyznawanie nagród młodym, dobrze zapowiadającym się naukowcom.
W 2011 r. został odznaczony przez Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne osiągnięcia w pracy naukowej i badawczej w dziedzinie biotechnologii i genetyki oraz za działalność dydaktyczną.
W 2012 r. Uniwersytet Jagielloński uhonorował prof. Wacława Szybalskiego tytułem doktora honoris causa. Uczony był także doktorem honorowym Uniwersytetu Gdańskiego, Politechniki Gdańskiej, Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, członkiem zagranicznym Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności.
Obowiązki dydaktyczne
Wielcy naukowcy powinni być wspaniałymi mentorami, a Szybalski, który sam w swoim czasie uczył się od czołowych specjalistów, zawsze traktował ten obowiązek poważnie.
Mamy długą listę co najmniej trzydziestu polskich wybitnych uczonych, którzy swoją naukową karierę zawdzięczają prof. Szybalskiemu. Są z jego szkoły z Cold Spring Harbor, Nowego Brunszwiku i Madison [...]. Uznają go za swego niedoścignionego mistrza. Do nich i ja się zaliczam [...]. A i wielu noblistów, którzy korzystali z jego pomysłów i rad, mogłoby to samo powiedzieć.
Tymi słowami uhonorował swego mentora prof. Edward Borowski, promotor przyznania mu tytułu doktora honoris causa Politechniki Gdańskiej.
Nie wystarczy po prostu coś odkryć - trzeba ludziom o tym powiedzieć
to słowa Szybalskiego, wielkiego nauczyciela i propagatora nauki.
Kiedy w 1975 roku David Baltimore i Howard Temin otrzymali Nagrodę Nobla za odkrycie enzymu zwanego odwrotną transkryptazą, która wkrótce okazała się istotnym składnikiem wirusa HIV i innych retrowirusów, był to między innymi efekt osobistej interwencji Szybalskiego w redakcji czasopisma Nature, kiedy to zapewnił Teminowi - swojemu współpracownikowi - prawo do publikacji rezultatów ramię w ramię z Baltimore, który dokonał niezależnie tego samego odkrycia i, być może, dzięki temu obaj zostali na równi uhonorowani. Nie zaszkodziła też rozmowa Szybalskiego z przewodniczącym Komitetu Nagrody Nobla Peterem Richardsem - podczas biegu narciarskiego na 21 mil i to z pękniętą kością ramienia - w czasie której gorąco poparł kandydaturę Temina.
Nie tylko obrońca swych studentów i współpracowników, Szybalski również zawsze stanowczo i publicznie bronił prawa do swobody badań w nauce, w tym „zasady wolności nauczania i badania." Był do końca wielkim entuzjastą postępów genetyki i inżynierii genetycznej. W 2001 roku powiedział:
Uważam, że każde polityczne ograniczenie wolności nauki należy zwalczać, pamiętając Hitlera, Stalina, Łysenkę i innych! Proszę Was, młodych, byście walczyli o wolność nauki!
Bohater filmu i książki
Profesor Szybalski doczekał się za życia filmu dokumentalnego o swojej osobie. "Esencja życia" to dokument Anny Ferens, wielokrotnie nagradzanej dokumentalistki, scenarzystki i dziennikarki polskiej, który ukazał się w 2014 r. W pouczający i bezpośredni sposób, film ten przeplata powagę z odrobiną humoru, opowiadając fascynującą historię wielkiej naukowej ciekawości, determinacji wobec przeciwności losu i osobistego popędu potrzebnego do pokonania niezliczonych i - zdawałoby się - przerastających człowieka przeszkód na drodze do sukcesu w nauce. Występują w nim rózne utytułowane osobistości świata nauki, które znały i wspólpracowały z Profesorem. Pani Ferens zdradziła Kuryerowi, że akurat pracuje właśnie nad uaktualnioną wersją, którą powinniśmy móc obejrzeć też w Stanach Zjednoczonych, oby już wkrótce.
Pan Jarosław Abramow-Newerly, polski pisarz, kompozytor, autor tekstów piosenek i dziennikarz, napisał z kolei książkę pod tytułem Profesor Wacław Szybalski o Lwowie, genach, istocie życia i noblistach, na którą składają się wspomnienia profesora Szybalskiego, liczne wywiady z nim oraz członkami jego rodziny i przyjaciółmi. Książka została wydana w 2018 roku przez Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego i pokazuje całą historię jego pokolenia, miasta Lwowa, Polski i światowej nauki, w której tworzeniu Profesor czynnie uczestniczył i to na jej szczytnych wyżynach.
Życie osobiste
"Nie ma lepszego przyjaciela i kolegi jak Wacio", powiedział Hilary Koprowski, wybitny polski wirusolog.
Teczka, którą zaprowadziły na niego tajne służby komunistyczne, opisywała go w ten sposób:
Zapalony naukowiec, typowy uczony, b. roztargniony, nieco dziwak, niedbały w stroju, ale życiowo b. zaradny. Nie materialista, w sensie robienia pieniędzy. Dość przystojny, choć łysy od młodości, kobieciarz.
Na ten ostatni epitet, przyznawał skromnie, że był rzeczywiście towarzyski. Niewątpliwie miał powodzenie u płci pięknej, gdyż - jak skrzętnie zanotowała wówczas bezpieka:
W Sopocie mieszkała p. Fabicka (mężatka), która utrzymywała bliższe stosunki z Wacławem Szybalskim i ma nawet z nim 7-letnią córeczkę.
Tej znajomości nigdy się zresztą nie wypierał ani jej nie ukrywał.
W małżeństwie, Szybalski wybrał idealne połączenie uczucia i zamiłowania do swej pracy. Jego ideałem żony była Maria Skłodowska-Curie, którą poznał jeszcze w 1932 r., gdy był 11 letnim młodzieńcem, ale gdy spotkał Mary Elizabeth Hunter w 1951 roku, reszta była, jak to mówią, historią.
„Moim pomysłem na małżeństwo było znalezienie najlepszego możliwego współpracownika. Poznałem Elizabeth Hunter w Cold Spring Harbor. Jest bystrzejsza ode mnie. Mieliśmy coś wspólnego i mogliśmy razem kontynuować badania.” mówił później z właściwą sobie skromnością i poczuciem humoru.
Do wyboru przyszłej małżonki podszedł z iście naukowym zacięciem:
Wiedziałem, że musi być naukowcem. Chciałem, żeby była bardzo mądra, żeby dobrze wyglądała, żeby była szczupła, dobra narciarka, z dobrej rodziny i żeby za dużo nie mówiła - żeby była cicha i spokojna.
Liz była tym wszystkim czego szukał. Mieli wspólnie dwoje dzieci, które jednak nie wybrały drogi naukowej po rodzicach. Po dziesięcioleciach współpracy naukowej - ich pierwszy wspólny artykuł został opublikowany, zanim jeszcze się pobrali w 1955 roku - stan zdrowia Elizabeth Hunter Szybalskiej zaczął się pogarszać. Zmarła w 2015 r.
Jak napisała pani Ferens w poście na Facebook'u, profesor Szybalski, niedawno jeszcze, "jeździ na nartach, pływa w jeziorze, chodzi na koncerty, tańczy na balach, na bieżąco śledzi sprawy międzynarodowe i wydarzenia w Polsce; dużo czyta, używa Skype'a i jeździ samochodem".
Zapytany kiedyś, co było sekretem jego świetnej kondycji, odpowiedział przekornie, że najważniejsze, to wybrać właściwych rodziców, bo wszystko zależy od genów. No cóż, jakiej innej odpowiedzi można się było spodziewać po wybitnym genetyku?
Najważniejsze w życiu jest, żeby coś tworzyć z jednej strony i żeby mieć przyjaciół i pracować, żeby nie unikać życia. Trzeba być odważnym żeby coś osiągnąć i coś zrobić. Coś dobrego dla Polski i dla Lwowa.
Zawsze był wierny swemu rodzinnemu miastu. Bardzo go to bolało, że Polska straciła go w nowym, powojennym porządku świata.
Kiedy odnowił swoje prawo jazdy w marcu 2014, żartował, że po następne będzie musiał ubiegać się w swoje sto-pierwsze urodziny. Niestety, już nawet setnych nie udało mu się doczekać.
Zawsze na wiele lat wyprzedzał swój czas, torując drogę przyszłości genetyki molekularnej a Jego praca naukowa położyła podwaliny pod kilka nagród Nobla zdobytych przez innych. Do końca życia pozostał silnym patriotą zarówno Polski jak i Stanów Zjednoczonych. Jego odejście, to ogromna strata prawdziwie wielkiego Człowieka i Polaka.
W artykule wykorzystano między innymi materiały autorstwa Davida Tenenbauma z Uniwersytetu Wisconsin-Madison oraz informacje z prywatnego wyświetlenia filmu Anny Ferens.