Parę miesięcy temu obiegła świat wiadomość, która zaskoczyła ponoć nawet wtajemniczonych: Polska i Turcja podpisały umowę na dostawy tureckich bezzałogowych dronów bojowych Bayraktar TB2 dla polskiego wojska. W duchu obecnych czasów, o zakupie tych dronów, dodajmy dokonanym bez zwyczajowego w takich sytuacjach przetargu ani publicznej debaty, poinformował Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak na Twitterze.
Polska zamówiła w sumie 24 tego typu maszyny, które mogą być wyposażone w rakiety przeciwpancerne. Umowa ma obejmować pakiet logistyczny i szkoleniowy, oraz tzw. offset dotyczący serwisu. W ramach kontraktu zapewniona zostanie 24-miesięczna gwarancja, a także transfer technologii zapewniający możliwość serwisowania i naprawy m.in. silników, naziemnych stacji kontroli oraz kamer. Wartość kontraktu szacują niektórzy na 270 mln dolarów, a turecka prasa podaje nawet kwotę blisko 400 mln dol.
Dostawy pierwszych sześciu mają mieć miejsce w przyszłym roku. Minister Błaszczak pojechał do Ankary w delegacji pod przewodnictwem prezydenta Dudy, gdzie 24 maja, wraz z szefem producenta broni - firmy Baykar - Halukiem Bayraktarem, oraz w obecności prezydentów Polski i Turcji, podpisał tę umowę.
Tureckie drony Bayraktar TB2 to maszyny taktyczne średniego zasięgu, które mają działać w ramach tzw. programu Gryf, czyli programu zakupu dronów bojowych. Drony te rozwijają prędkość do 220 km/h (prędkość przelotowa to 130 km/h) i napędzane są silnikiem tłokowym produkcji austrackiej Rotax 912 o mocy 100 KM ze śmigłem pchającym. Zasięg maszyny wynosi od 150 do 300 km, w zależności od wersji. Pułap operacyjny tego bezzałogowca to 18.000 stóp, czyli mniej więcej 5,5 km. W powietrzu przebywać on może do 27 godzin.
Drony te służą w tureckich siłach zbrojnych od 2015 r. Maszyny te użytkuje także Ukraina od 2019 r, a Azerbejdżan korzystał z nich podczas konfliktu w Górskim Karabachu, z bardzo dobrymi wynikami. Innymi użytkownikami maszyn są Libia, Katar i Maroko.
Niektórzy komentatorzy ekscytują się, że w ten sposób Polska wyprzedziła nawet Niemcy pod względem zdolności wojskowych i awansuje do ekskluzywnego klubu operatorów bezzałogowych statków powietrznych. Po Francji, która korzysta z amerykańskich dronów, Polska będzie drugim krajem UE posiadającym takie systemy. Jednocześnie, umowa z Polską jest niewątpliwym sukcesem Turcji, która po raz pierwszy sprzedała swoje drony do kraju UE i NATO.
Dlaczego drony?
Tak zwane "drony", czyli bezzałogowe (zdalnie sterowane) statki powietrzne, albo po prostu "bezzałogowce", to w ostatnim czasie gorący temat. Zdecydowały one ponoć o sukcesie Azerbejdżanu w wojnie o Górski Karabach z Armenią, są na porządku dziennym w konflikcie ukraińskim, zmieniły układ sił w wojnie syryjskiej i konflikcie w Libii. Dla wielu państw, takich jak Rosja czy Iran, drony stanowią też dowód potencjału technicznego i militarnej potęgi.
Tureckie drony Bayraktar TB2 zyskały największy rozgłos - a wręcz status przysłowiowego języczka u wagi, przechylającego szalę zwycięstwa - w konflikcie w Górskim Karabachu, gdzie miały się walnie przyczynić do zniszczenia wielu czołgów rosyjskiej produkcji.
Działania wojenne przy pomocy dronów rozwijają się szybko, zarówno w teorii, jak i w praktyce, a niektórzy spodziewają się, iż w niedalekiej przyszłości określą one i ukształtują zupełnie nowy charakter wojny. Jest to technologia, która daje szanse małym państwom i podmiotom niepaństwowym na udzielenie asymetrycznej i skutecznej odpowiedzi nawet wielkim mocarstwom. Nawet amerykański generał Kenneth McKenzie przyznał, w kontekście wojen w Iraku, że po raz pierwszy od czasu wojen w Korei, Amerykanom przyszło tam operować bez zapewnienia sobie całkowitego panowania w powietrzu, a to za sprawą dronów. [9]
Kombinacja robotów w ogóle, a autonomicznych dronów w szczególności z jednej strony, z zaawansowaną sztuczną inteligencją z drugiej, to przyszłość pola walki.
Pułapka bez wyjścia?
Kraje UE nie dysponują obecnie dronami własnej produkcji. Choć żadne polskie firmy nie produkują teraz dronów tego typu, podobno, jeśli taka broń pojawiłaby się w ofercie rodzimych producentów, to - wg. ministra Błaszczaka - MON jest "skłonny rozważyć taki zakup". No ale to trochę tak, jak by to powiedzieć, że "zasiejemy dopiero wtedy, jak zobaczymy, jak przebiegają żniwa". Tak na chłopski rozum, to trzeba by najpierw zasiać, a dopiero potem można zbierać plony...
Z jednej strony, polska armia jest niesłychanie pod tym względem, powiedzmy, konserwatywna i nie dokona zakupu czegoś niesprawdzonego, albo gorzej - czegoś dopiero powstającego (no bo trzeba by było podjąć decyzje, a kto się odważy?). A z drugiej strony, polski przemysł zbrojeniowy nie podejmie ryzyka rozwijania technologii, co do których nie wiadomo, czy armia się nimi zainteresuje, a koszty są ogromne. Jest to błędne koło - pewnego rodzaju pułapka bez wyjścia.
Polskie wojsko stara się całkowicie wyeliminować „ryzyko innowacji” i dlatego, między innymi, do dzisiaj nie powstały w Polsce duże systemy klasy Bayraktarów TB2, które weszłyby do akcji i pokazały swoją przydatność na polu walki. Nie widać długofalowego strategicznego planu a ten zakup wydaje się być dokonany naprędce. Czyżby to reakcja polskiego rządu na fiasko związane z Nordstream II, kiedy to zaufanie do USA jako partnera zostało zachwiane?
Są obecnie w Polsce producenci dronów, którzy mają niewątpliwe osiągnięcia i doświadczenie. Na przykład prywatna firma zbrojeniowa WB Electronics od dziesięciu lat produkuje bezzałogowce typu FlyEye i Warmate, które zdobyły międzynarodowe uznanie. Polskie wojsko zakupiło ich tylko niewiele, ale za to ich eksport kwitnie. Jednak są to maszyny o mniejszych zdolnościach niż Bayraktar TB2 i na dzień dzisiejszy nie mogłyby z tureckimi konkurować.
Czy rzeczywiście to zbyt wygórowane oczekiwania, aby polscy inżynierowie mogli skonstruować podobne - albo nawet lepsze - drony? Na pewno nie. Polski przemysł dysponuje potencjałem, żeby z powodzeniem rozwinąć własne technologie i wyposażyć w nie polską armię. Na rozwój bardziej zaawansowanych technologii potrzebne by było jednak konkretne zainteresowanie - i konkretne pieniądze - od wojska. No i znowu błędne koło. Wojsko zdaje się po prostu niedowierzać rodzimemu przemysłowi zbrojeniowemu, który z jednak powodzeniem eksportuje swoje produkty, na przykład, na Ukrainę.
Polska wdraża już od 2010 roku własny program budowy dronów, ale - według analityków - obecny import z Turcji może bardzo negatywnie wpłynąć na polski przemysł zbrojeniowy. A szkoda, bo jest to nisza, w której polski przemysł mógłby odnosić sukcesy na arenie światowej.
Czy to dobry zakup?
Bayraktar TB2 to taktyczny bezzałogowy system powietrzny klasy MALE (Medium-Altitude, Long- Endurance, to jest średniego pułapu, długodystansowy) zdolny do prowadzenia zadań obserwacyjnych, rozpoznawczych (ISR, Intelligence, Surveillance, and Reconnaisance, czyli wywiad, monitorowanie i rozpoznanie) oraz misji bojowych z wykorzystaniem kierowanych pocisków rakietowych przenoszonych na czterech punktach podwieszeń pod skrzydłami zdalnie kierowanego płatowca. Dron TB2 wyposażono w system awioniki umożliwiający w pełni autonomiczne kołowanie, start, przelot i lądowanie.
Opis ten brzmi imponująco do momentu, kiedy usłyszymy, że Bayraktar TB2 to dron odpowiadający pierwszej generacji amerykańskich bezzałogowych statków powietrznych, a więc tak z 10-15 lat już przestarzały. Przez całe lata znawcy oczekiwali zakupu nowocześniejszych dronów izraelskich typu Hermes 900 albo właśnie współczesnych amerykańskich typu MQ-9 Reaper.
Według niektórych znawców, sprzęt typu Bayraktar TB2 nadaje się tylko do konfliktów, w których przeciwnik nie dysponuje nowoczesnym, wielowarstwowym systemem obrony przeciwlotniczej. Tak więc jego zastosowanie wobec - na przykład - sił rosyjskich, mogłoby być bardzo ograniczone. Podobno rosyjski system obrony Buk bardzo skutecznie sobie z tymi dronami poradził w bitwie pod Sarakib w Syrii. W konsekwencji, wśród dziennikarzy zajmujących się obronnością pojawiają się na temat polsko-tureckiej umowy nawet takie stwierdzenia, jak "sabotaż".
Dlaczego od Turcji?
Według, na przykład, niemieckich obserwatorów, Polska wyraźnie chce być traktowana na równi z największymi krajami UE, takimi jak Francja czy Niemcy, jednak znaczenie polskiego zakupu dronów od Turcji wykracza poza Polskę i Unię Europejską. Ma to niewątpliwie również być sygnał dla Rosji i USA.
"Polska jest jednym z najważniejszych na świecie nabywców amerykańskich systemów uzbrojenia, drugim po Arabii Saudyjskiej." Po 2015 r. "polski rząd oparł się niemal wyłącznie na kontraktach z Waszyngtonem w celu modernizacji swoich sił zbrojnych" pisze warszawski korespondent Die Welt. Kupując drony od Turcji, polski rząd pokazuje USA, że jest gotów zmienić partnera w sprawach zbrojeniowych, jeśli jest niezadowolony z pewnych fundamentalnych decyzji, takich jak brak sankcji za Nordstream II. [5][6]
Niektórzy zwracają uwagę, iż zakup dronów od Turcji jest problematyczny ze względu na uwarunkowania polityki tureckiej, zmierzającej raczej w kierunku autorytaryzmu pod rządami Recepa Erdoğana. Na dodatek, Turcja wydaje się zbliżać do Rosji, o czym świadczy zakup rosyjskiego systemu przeciwlotniczego S-400.
W rezultacie, różnego rodzaju sankcje - w tym wykluczenie z programu budowy wielozadaniowego myśliwca F-35 - zostały na Turcję nałożone nie tylko przez Stany Zjednoczone, ale również przez Kanadę, Francję i Niemcy. Dodajmy, że szereg ważnych elementów używanych w dronach Bayraktar, w tym silników i głowicy optoelektronicznej ("oczu" drona) jest albo produkcji kanadyjskiej, albo należy do kanadyjskich koncernów.
Co dalej?
Decyzjom należy dać czas na sprawdzenie ich zasadności. Niektórych obserwatorów zaskoczyło, że ktoś w MON podjął wreszcie jakąś decyzję! Jest tylko jeden sposób, żeby pozytywnie ją ocenić: podjąć ją, a następnie zrobić wszystko, żeby jej nie żałować. Decyzja o zakupie dronów bojowych została podjęta. Teraz problem leży w tym, żeby armia jak najskuteczniej i jak najszybciej wdrożyła nowy sprzęt do systemu walki.
Duma z posiadania nowego sprzętu nie wystarczy. Dodatkowo są potrzebne kompleksowe doktryny użycia, regulaminy działań, system logistyczny i bazy lotnicze, system kwalifikowania personelu, system przejścia na stopę wojenną, plan użycia w warunkach bojowych, jednym słowem - całe zaplecze. Można przecież wydać ogromne kwoty na zbrojenia i nic z tego nie uzyskać, gdy sprzęt nie będzie prawidłowo i w pełni wykorzystywany oraz skutecznie zintegrowany z pozostałymi elementami pola walki.
Polska armia, żeby nie zmarnować pieniędzy polskich podatników i wykorzystać potencjał wynikający z zakupu dronów bojowych, musi teraz przekuć to w taktykę działania. Musi wdrożyć maszyny w szeroko zakrojoną doktrynę prowadzenia operacji obronnej terytorium kraju. Trzeba sobie zdawać sprawę, iż nawet najlepsza broń nie będzie spełniać swojej roli, jeśli żołnierz nie będzie potrafił po mistrzowsku nią władać. Na przykład, jeśli piloci dronów nie będą ćwiczyli w warunkach działania kompleksowej obrony przeciwlotniczej, to w realnej walce zostaną zaskoczeni nieumiejętnością jej pokonania.
Miejmy nadzieję, że za klika lat będziemy mogli ocenić decyzję zakupu dronów Bayraktar TB2 jako wyjątkowo trafną i korzystną nie tylko dla tureckiego przemysłu zbrojeniowego, ale i dla obronności Polski.