Reforma programowa MEN (Ministerstwa Edukacji Narodowej) pod kierownictwem Barbary Nowackiej dotyka, a właściwie prawie całkowicie zmienia miejsce lekcji religii w szkole. Według rozporządzenia ministerstwa, od nowego roku szkolnego 2024/2025 miałaby być tylko jedna godzina lekcji religii tygodniowo i to na pierwszych albo ostatnich godzinach zajęć.
Czymś nowym i raczej nie do zaakceptowania jest propozycja łączenia w grupy uczniów różnych poziomów klasowych, gdy na lekcję zgłosiło się więcej niż siedmiu uczniów. Dodatkowe zajęcia religii miałyby być realizowane w salkach katechetycznych. Sprzeciw wobec tej decyzji wyraził episkopat, grupy rodziców i niektóre organizacje społeczne.
Ponieważ między ministerstwem i episkopatem nie osiągnięto porozumienia, sprawę ma rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny. Zanim jednak to nastąpi, na łamach prasy i w radiowych audycjach rozgorzała dyskusja na temat nauczania religii.
Bezspornym jest, że religia w najszerszym znaczeniu była i jest obecna w życiu, najpierw ludów, a potem narodów od zawsze. Poprzez jej obecność kształtuje się podstawy moralne i reguły życia społecznego. Religia (religie) ma też ogromny wpływ na kształt kultury.
Biorąc pod uwagę te uwarunkowania historiozoficzne, powinniśmy dojść do wniosku, że nauka religii powinna być częścią kształcenia na poziomie podstawowym i średnim. Pytaniem zasadniczym jest, czy na lekcje religii powinni chodzić dzieci rodziców wierzących, praktykujących, ateistów, czy religia powinna być przedmiotem obowiązkowym i ocenianym?
Pamiętam przypadek z lekcji języka polskiego w liceum, w którym, uczniowie poznawali fragmenty Biblii i jej odbicie w różnych dziedzinach sztuki. Po zrealizowaniu tej części materiału, uczniowie mieli wybrać jakieś dzieło sztuki (z malarstwa, rzeźby, muzyki…) i wykazać jego związek z Biblią. Po tygodniu wszyscy przynieśli swoje eseje na wybrany temat. Była też pusta kartka z notatką „ jestem niewierzącym więc nie muszę pisać na takie tematy”. Nauczyciel w odwrotnej korespondencji napisał : „niewierzącym możesz być, to twój wybór, ale ignorantem nie powinieneś być, bo to nie wypada”. Po tygodniu na biurku nauczyciela polonisty pojawiła się brakująca praca.
Przypomniało mi się to wydarzenie w związku z toczącą się dyskusja na temat lekcji religii w szkole. Uważam, że zanim zdeklarujemy się, na tak, albo na nie dla lekcji religii, rozdzielmy znaczenie pojęć „religia” i „katecheza”.
Lekcje religii powinny być przekazem wiedzy o religiach, o chrześcijaństwie, o wpływie religii na kulturę i tak rozumiana lekcja religii [czyli religioznawstwo — przyp. ed.] powinna być obowiązkowa dla wszystkich i znaleźć się w siatce godzin, niekoniecznie na początku albo na końcu zajęć.
Katecheza to nauczanie wiary, uczenie modlitwy, przygotowanie do sakramentów, do inicjacji życia religijnego, pytanie o wewnętrzną więź z Bogiem i taka nauka zdecydowanie powinna wrócić do sal katechetycznych, blisko kościoła.
Obecny zamęt przyniesie wielką szkodę w wymiarze społecznym i moralnym. Ośmieszanie i zniechęcanie do uczestnictwa w nauce religii spowoduje lukę w wykształceniu polskiej inteligencji i odejście od edukacji młodzieży wielu wartościowych, wykształconych teologów, którzy powinni uczyć religii.
Z jednej strony, hierarchowie kościelni, a z drugiej nowy rząd, w którym zdecydowaną większośc stanowią katolicy powinni dojść do porozumienia i nie dyskutować nad tym, czy powinny być lekcje religii w szkole, ale nad tym, jakie one powinny być. Zdecydowanie musi nastąpić ich zreformowanie programowe i dydaktyczne. Każda ze stron powinna pójść na kompromis. Jedna lekcja religii tygodniowo może wystarczyć (ustępstwo na rzecz MEN), ale przedmiot ten nie może być traktowany marginalnie. Musi być nauczany przez fachowców, profesjonalistów i oceniany poważnie z notą na świadectwie wliczoną do średniej.
Posiadać wiedzę o religii (religiach) nie znaczy jeszcze być wyznawcą jakiejś wiary. Na pewno tak rozumiana nauka religii nie spowoduje, że Polska będzie państwem wyznaniowym, ale może przyczynić się do tego, że będziemy choć odrobinę mądrzejsi, a przede wszystkim bardziej tolerancyjni.