W Pałacu Elizejskim odbyło się spotkanie ws. wsparcia dla Ukrainy z udziałem głów państw, szefów rządów i ministrów z 28 krajów. Polskę reprezentował prezydent Andrzej Duda. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wszystkie media relacjonowały to wydarzenie w podobny sposób. Jednak ku zaskoczeniu wielu wnikliwych obserwatorów z relacji wypadły wypowiedzi Premiera Słowacji i premiera Grecji.
Robert Fico powiedział, że "kilku członków NATO i Unii Europejskiej rozważa wysłanie żołnierzy na Ukrainę". To oznaczałoby dołączenie do wojny z Rosją. Równocześnie Premier zaznaczył, że Słowacja nie wyślę na Ukrainę ani jednego swojego żołnierza.
Premier Grecji Kiriakos Mitsotakis powiedział, że niektóre państwa – w tym Polska - planowały wysłanie swoich wojsk na Ukrainę. Chodzi o Państwa NATO, które mają działać w ramach umów bilateralnych z Ukrainą.
Sprawa ta wywołała w Polsce dużą dyskusję. Na ten temat wypowiedział się min. gen. Waldemar Skrzypczak: „Wejście któregokolwiek członka NATO na Ukrainę będzie równało się konfliktowi na pełną skalę i wybuchowi III wojny światowej”. Prezydent Francji Emmanuel Macron skomentował te doniesienia następująco, „nie należy »wykluczać« wysłania zachodnich wojsk lądowych na Ukrainę w przyszłości”, choć na obecnym etapie „nie ma konsensusu” w tej sprawie.
W Stanach Zjednoczonych Polonia amerykańska napisała list otwarty, którego celem jest wyrażenie zdecydowanego sprzeciwu wobec wysłania polskiego wojska na Ukrainę. Wydawałoby się, że list ten nie wzbudzi wątpliwości, bo kiedyś Polonia niezwykle skutecznie lobbowała za wstąpieniem Polski do NATO. Sposób w jaki polskie media i niektórzy przedstawiciele polskiej dyplomacji odnoszą się do tego listu wzbudza zastanowienie. Mimo, że jest napisany z typowo antywojennych pobudek, nie zwalnia on od refleksji na temat zachowania substancji narodowej. To przecież min. Mularczyk jest autorem raportu o polskich stratach wojennych. A odbudowywanie elit trwa do dziś. Czy stać nas na kolejny taki samobójczy krok? Temu właśnie służy ten list. Kiedy my Polacy nauczymy się myśleć w sposób, w którym to polski interes motywuje nasze działania?
A jednak część demokratycznych przedstawicieli Polonii i część twardego elektoratu PiS jest przeciwna temu listowi. Nad tym wszystkim unosi się kwestia wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Ktoś bardzo nie chce przegrać tych wyborów. Wygrana Donalda Trumpa również otwiera nieprzewidywalny aspekt polityki w Europie Środkowo-Wschodniej. Negocjacje z Putinem mogą się skończyć dla nas bardzo źle. Tym bardziej, że znów nie będzie nas przy stoliku negocjacyjnym. Nie jest wykluczone, że znów padnie kwestia eksterytorialnego korytarza, tym razem z Białorusi do Królewca. Oba warianty sytuacji w Stanach Zjednoczonych nie są nam przychylne. Czy mamy jakieś możliwości działania?
10 milionów amerykańskich Polaków stanowi 3 % populacji USA. To wielka siła polityczna i finansowa, po którą nie są w stanie sięgnąć polskie elity, które – aby ukryć swoją nieudolność – stworzyły nad Wisłą narrację o skłóconej Polonii i zaniechały współpracy z nią. Przez 30 lat warszawskie elity nie były w stanie wykonać żadnego wysiłku w kierunku współpracy politycznej z polską diasporą poprzez utworzenie polskiego lobbingu.
Konflikt na Ukrainie powoli wygasa. Brak jest amunicji i możliwości zluzowania Ukraińców. Stad też pojawił się pomysł na wprowadzenie do konfliktu nowych żołnierzy. Cena za to jak mówi gen. Skrzypczak jest bardzo wysoka. Pozostaje nam się szkolić i zbroić i to w ekspresowym tempie. Budować schrony i umocnienia jak to odbywa się w republikach bałtyckich i Finlandii.
Przy okazji pisania listu do Prezydenta Dudy i Premiera Tuska pojawił się pomysł o stworzeniu w Polsce otwartego funduszu na reformę polskiej armii, gdzie 20 milionów Polonusów z całego świata mogłoby wpłacać dowolne pieniądze na rozwój armii i zakupu sprzętu wojskowego, tak jak to robiono w czasach walki o polską niepodległość. To Polonia amerykańska finansowała Błękitną Armię, ale w Polsce nikt o tym nie pamięta.