Jeden z najświatlejszych Polaków — Jan Zamojski — doceniał edukację w rozwoju państwa. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, stwierdzał na otwarciu ufundowanej w 1594 roku Akademii w Zamościu. Historia wielokrotnie potwierdziła jego słowa. Kiedy następował upadek szkolnictwa, w ślad za nim następował upadek gospodarczy, polityczny i w efekcie utrata niepodległości. Szkoła ma za zadanie przygotować młode pokolenia do przejmowania i kontynuowania rozwoju naszego państwa. Szkoła ma uczyć życia w społeczeństwie. Do tego celu powinna dostosowywać metody i narzędzia.
Sto lat temu uczyliśmy się z elementarza mądrego wierszyka „Wszyscy dla wszystkich”, że jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni, to znaczy, że jest podział pracy, że są łańcuchy dostaw, ale też, że jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieło i za drugiego człowieka, a rodzina i przyjaźń są najważniejsze, bo od nich zależy powodzenie wszystkich innych działań. Stary Doktor (Janusz Korczak) uczył nas poprzez przygody małego Dżeka, jak zarządzać funduszami i ponosić gorycz porażki z powodu bankructwa. Tak było wczoraj.
Dziś mamy inne narzędzia, inne metody nauczania, inne środowisko, ale szkoła zawsze powinna uczyć samodzielnego myślenia. Nasze korzenie mocno zakotwiczone są w filozofii greckiej, prawie rzymskim i moralności chrześcijańskiej. Edukacji powinno przyświecać dążenie do humanistycznego ideału człowieka. Niezależnie od czasu i miejsca, podstawowe cele powinny pozostać niezmienne. Powinny…
Czy tak będzie? Czy tak pozostanie, przekonamy się już wkrótce w procesie nauczania, który przechodzi swoją, kolejną którąś już modernizację teraz nazwaną” odchudzaniem podstawy programowej”. „Odchudzanie” zaczęło się w kwietniu zakazem prac domowych dla maluchów, a poważne ograniczanie intelektualnego kształcenia zaplanowano na wrzesień, czyli początek roku szkolnego przypadającego akurat w tym roku na 80-tą rocznicę wybuchu II wojny światowej. Pamiętajmy, że w tej wojnie zaborcy wyrwali nam elity — mózg i serce narodu.
Edukacja jest procesem długim i wielopoziomowym i wielowymiarowym. Człowiek wykształcony to człowiek znający historię i kulturę ludzkości, ale przede wszystkim historię i kulturę swojego narodu, odpowiednio oceniający zjawiska i procesy społeczne, wreszcie sam wkładający do skarbnicy historii narodu i świata swój dorobek. Kto pilnie uczestniczył w lekcjach historii wie, że rzadko się zdarzało, żeby władca występował przeciwko swojemu ludowi. Jeśli tak się zdarzyło, czekała go kara. Przykłady takowej mamy choćby w czasie insurekcji kościuszkowskiej.
Rozwój gospodarczy, mądre reformy szły w parze z wysokim poziomem szkolnictwa, w którym wychowanie patriotyczne i moralne zajmowało najważniejsze miejsce.
Co niesie nam najnowsza reforma edukacji…?
Ta reforma podważa podstawy naszej narodowej, a można powiedzieć więcej, ludzkiej tożsamości. Wyrazem tego może być choćby próba zmiany w wystawie stałej w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Pod koniec czerwca nowe kierownictwo muzeum postanowiło usunąć z wystawy portrety o. Maksymiliana Kolbe, Witolda Pileckiego i rodziny Ulmów. Rzekomo „rozbiły kompozycję artystyczną i spójność narracyjną ekspozycji”. Wrażliwość społeczna Polaków jest jeszcze na tyle silna, że po protestach wrócono pierwotny kształt wystawy.
Może uda się ten myk za jakiś czas, gdy redukcja lekcji religii z dwóch do jednej godziny tygodniowo i łączenie uczniów różnych klas na pierwszych lub ostatnich godzinach zupełnie zniechęci do nauki religii i do poznawania podstaw chrześcijańskiej moralności. Nauczycielom przedmiotu (katechetom) proponuje się zmianę kwalifikacji, albo zmianę miejsca pracy.
Taka zmiana rozwiąże przy okazji też inne problemy w szkole — szczególnie finansowe. Pozwoli na przykład wydzielić w szkołach trzecie toalety dla osób niebinarnych i zamontować różowe skrzynki z materiałami higienicznymi.
Od września znika przedmiot Historia i Teraźniejszość, a wprowadzana jest Edukacja dla zdrowia. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby pod tą niewinnie brzmiącą nazwą nie planowano wprowadzić edukacji seksualnej i zrezygnować z przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie. Wszakże rodzina w nowym rozumieniu przybiera zupełnie inny kształt. Przeciwko tym zmianom gwałtownie protestują środowiska nauczycieli, rodziców i środowisk akademickich.
Redukcja podstawy programowej z historii i języka polskiego dokona kolejnego spustoszenia. Usunięte zostanie około 20% treści. Sama liczba 20% jeszcze niewiele mówi. To, co zostanie usunięte budzi wielkie obawy, szczególnie w kontekście naszych relacji z sąsiadami z zachodu i wschodu i w Unii Europejskiej. Z listy lektur usunięto fragmenty Kroniki polskiej Galla Anonima oraz dzieła św. Jana Pawła II i bł. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jest to zdecydowane wypowiedzenie walki z religią i chrześcijaństwem, a za tym postępuje upadek moralności o chrześcijaństwo opartej. W miejsce próżni wejdzie inna moralność… laicka…? muzułmańska...?
Historia jest nauczycielką życia i pokazuje przyczyny upadku wielkich mocarstw. Jeśli poprzez „odchudzenie” programu z historii ulec ma kształt stosunków polsko — niemieckich, to Polakowi-patriocie powinna zapalić się czerwona lampka. Okrojono treści dotyczące historycznej rywalizacji polsko- niemieckiej. Zminimalizowano znaczenie bitwy pod Grunwaldem, wykreślono krytyczne informacje wobec Prus, ograniczono informacje o materialnych i demograficznych skutkach agresji Niemiec na Polskę w 1939 roku. Zniknęły fragmenty o eksterminacji polskich elit, grabieży dóbr kultury polskiej oraz eksploatacji gospodarczej w okupowanej Polsce. Wyparowały określenia „Żołnierze Niezłomni”, „Żołnierze Wyklęci”. Ile zyskają Polacy na tej zmianie?
Szczególnie teraz, kiedy mamy mniejszości narodowe, edukacja dla nich powinna być symetryczna. Nie może być przyzwolenia dla działalności grup antypaństwowych wypisujących na murach szkół „Baćko nasz Bandera” i „sława Ukrainie”. Nie może być też tak, że 2-milionowa mniejszość polska w Niemczech ma mniej przywilejów niż 700.000 mniejszość niemiecka w Polsce.
Polska i polskie doświadczenie wojny jest w kilkudziesięciu niemieckich podręcznikach do historii traktowane całkowicie marginalnie. Przepytywani przez polską dziennikarkę̨ niemieccy maturzyści na pytanie, czego dowiedzieli się o Polsce, zgodnie odpowiadają̨, że nie dowiedzieli się̨ niczego poza atakiem we wrześniu 1939 roku i powstaniem nazywanym warszawskim, a kojarzonym jako żydowski zryw zbrojny w getcie. Nie mówi się im o zbrodniach na ludności cywilnej, o terrorze i zbrodniach na polskiej inteligencji, o Powstaniu Warszawskim, polskim państwie podziemnym i braku rządu kolaborującego z III Rzeszą, co było ewenementem w Europie. Nie wiedzą też nic o Armii Krajowej i oporze na wielką skalę, o pracy niewolniczej, czy o obozach koncentracyjnych i zagłady – tego nie było według nauczycieli w Niemczech.
Po prostu wojna w Polsce to nic nie znaczący epizod i gdyby nie Holocaust to nie warto by było wspominać́ o niej. Nikt młodym nie objaśnia, że okupacja w Polsce to było 2000 dni nieustannego terroru, że Polacy mieli być́ wytępieni tak, jak Żydzi i to się ich niemieckim przodkom w dużej mierze udało, że głód był narzędziem rasistowskiej polityki elit niemieckich i eksterminacji Słowian Wschodnich, że celem była „przestrzeń́ życiowa” (Lebensraum) na wschodzie – zapewnienie dobrobytu Niemcom kosztem eksploatowanych i tępionych Polaków.
Szefowa berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego, Hanna Radziejowska, w rozmowie z PAP tłumaczy, że niemieckim maturzystom opowiada się o wojnie poprzez dwa tematy: opisu Holokaustu i niemieckiego ruchu oporu wobec III Rzeszy. Pani Radziejowska podaje, że w 335-stronicowej książce przeznaczonej dla maturzystów, a obejmującej lata 1815-1945 polskiej tematyce poświęcono 54 linijki tekstu, a 20 stron to historia Holokaustu oraz 13 stron szczegółowego omówienia niemieckich grup oporu, którego właściwie nie było. W żadnej z książek uczeń nie dowie się o naszych stratach demograficznych i skali grabieży naszego kraju, o zapaści jaką zgotowali nam ich ojcowie i dziadkowie, o zniszczeniu dorobku wielu pokoleń Polaków. Według tej niemieckiej narracji „prawdziwa” wojna na wyniszczenie rozpoczyna się w czerwcu 1941. Polskie Ministerstwo Oświaty ma za zadanie również dbać o nasz historyczny zgodny z prawdą wizerunek za granicą.
Nie ulega watpliwości, że cała reforma edukacyjna źle się Polakom kojarzy. Nie ma wątpliwości, że zmierza to do wynarodowienia młodego pokolenia, które dużo łatwiej będzie poddać pedagogice wstydu i w konsekwencji oskarżyć za całe zło Europy i ukarać utratą niepodległości.
Przeciwko nieakceptowalnym poczynaniom MEN organizuje się Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły (KROPS), która zrzesza organizacje, rodziców, nauczycieli, przyjaciół dzieci i szkoły, a która wystosowała do Prezydenta RP Andrzeja Dudy apel wzywający do podjęcia działań w celu ratowania polskiego systemu edukacji. KROPS zwraca się też o pomoc do amerykańskiej Polonii w obronie tożsamościowego charakteru polskiej szkoły. Długie macki reformy sięgną zapewne też szkół polonijnych.