Co robić, kiedy przegrywamy walkę o nasz kraj? Emigracja jest jednym z wyjść, historycznie wypróbowanych przez Polaków. Emigracja polityczna to wyjście z myślą o powrocie – do kraju znowu wolnego. O powrocie z bronią w ręku, z gotowymi pomysłami reformy i pomocnymi krajowi kontaktami wyrobionymi w świecie, wreszcie z zarobionymi w innych krajach i warunkach pieniędzmi, które przydadzą się jako inwestycja we własnej ojczyźnie.
To doświadczenie ćwiczone w naszej historii od XVIII wieku, kiedy poddana zewnętrznej kontroli Rzeczpospolita straciła niepodległość i znaleźli się ludzie, którzy postanowili o tę niepodległość walczyć – ale przegrali.
Pierwszym wielkim powstaniem w była niemal całkowicie zapomniana dziś konfederacja dzikowska, zawiązana w roku 1734 w Dzikowie, ale ogarniająca zbrojnym oporem znaczną część Rzeczypospolitej. Było to wystąpienie przeciw otwartej, militarnej interwencji Rosji, która narzuciła w roku 1733 Polsce króla wbrew woli obywateli. Obywatele wybrali Stanisława Leszczyńskiego, a caryca rosyjska – Augusta III Sasa.
Wtedy właśnie, wobec wkroczenia wojsk rosyjskich młody ksiądz z zakonu pijarów, Stanisław Konarski, spopularyzował na nowo pojęcie niepodległości w swoich Listach poufnych z czasu bezkrólewia. Służył konfederatom do 1736 roku, zabiegając o pomoc dyplomatyczną Francji. Kiedy to się nie udało – wrócił z emigracji do kraju: z głową pełną pomysłów, jak podnieść ojczyznę z upadku. Z pobytu w krajach zachodniej Europy przywiózł nowe koncepcje edukacji – i według nich przygotował pierwszą szkołę odnowy Rzeczypospolitej, Collegium Nobilium w Warszawie, oraz zreformował całą sieć szkolnictwa pijarskiego, łącząc w nowoczesnym systemie naukę współczesnego świata z wychowaniem do obywatelskiego obowiązku. By przysłużyć się ozdrowieńczej reformie instytucji politycznych, przygotował najważniejsze dzieło polskiej publicystyki politycznej wieku XVIII: O skutecznym rad sposobie, wbijające do głów sarmackich potrzebę odrzucenia liberum veto, którym manipulują dla zniewolenia naszego kraju sąsiedzi. Bez Konarskiego nie byłoby Konstytucji 3 maja.
Wcześniej jednak, wobec kolejnej interwencji zbrojnej Rosji w samej Warszawie – porwania senatorów i posłów na rozkaz Katarzyny oraz narzucenia Rzeczypospolitej formalnej „protekcji” rosyjskiej – wybuchło kolejne wielkie powstanie: trwająca cztery lata konfederacja barska. Przegrała w starciu z przemocą sąsiedniego imperium. I ona jednak pozostawiła w działaniach jednego ze swych posłów-emigrantów przykład tego, o co można i trzeba zabiegać, kiedy los wyrzuci nas ze zniewolonego kraju.
Katarzyna II i Fryderyk II Pruski, by przygotować uzasadnienie rozbioru Polski, tworzyli w tych latach niezwykle skutecznie propagandowy obraz Rzeczypospolitej jako czarnej dziury na mapie europejskiego oświecenia, siedlisko ciemnoty i zabobonu, które tylko pruskie i moskiewskie bagnety mogą uporządkować. Taki obraz za pieniądze obu rozbiorców szkicowały najpierwsze pióra oświeconej Europy: Wolter, Diderot, baron Grimm.
Na to właśnie odpowiedziały działania posła konfederacji, a potem emigranta – kuchmistrza wielkiego litewskiego, Michała Wielhorskiego. Pomocy dyplomatycznej Paryża nie zdobył, ale rozumiejąc, jak ważna jest walka o obraz kraju w międzynarodowej opinii publicznej, nawiązał kontakt z jej ówczesnymi współkreatorami: Gabrielem Mably i Janem Jakubem Rousseau. Obaj słynni filozofowie pod jego wpływem i na podstawie dostarczonych przez niego materiałów napisali dzieła, które tworzyć będą istotny kontrnurt wobec „czarnej legendy” Polski. Zwłaszcza książka Rousseau, Uwagi o rządzie polskim, stanie się trwałym punktem odniesienia na mapie intelektualnej Europy, w którym wolność sarmacka nie jest potępiona jako „ciemnota i anarchia”, ale doceniona jako przejaw republikańskiego ducha. A dla Polaków stanie się jeszcze jednym drogowskazem na przyszłość: „Jeżeli nie możecie sprawić, by sąsiedzi was nie połknęli, sprawcie, by nigdy nie mogli was strawić”. Kultura, kultura narodowa jest najważniejsza – to ogłosił namówiony przez barskich emigrantów Rousseau.
I wiemy z historii wieku XIX, już po wykreśleniu Rzeczypospolitej z mapy przez trzy imperia, że ta rada okaże się długofalowo zbawienna, a emigracja odegra w jej wypełnieniu rolę najważniejszą.
Oczywiście wiemy także, że kolejne fale emigracji, bezpośrednio po upadku, najpierw upadku Konstytucji 3 maja wskutek najazdu armii Katarzyny w 1792 r., a potem już po ostatecznym rozbiorze Polski w roku 1795, zajmowały się przede wszystkim przygotowaniami politycznymi i organizacyjnymi do wznowienia walki zbrojnej o niepodległość i szukania dla niej pomocy na Zachodzie.
Wynikiem pierwszej z tych emigracji (koncentrowała się w Dreźnie i rewolucyjnym Paryżu) było przygotowanie insurekcji kościuszkowskiej.
Druga emigracja, ta po klęsce insurekcji, przyniesie jako swój najważniejszy owoc Legiony Dąbrowskiego – te, które ostatecznie „z ziemi włoskiej do Polski” doszły, wraz z Napoleonem, w roku 1806. Pozwoliło to na odtworzenie zalążka polskiej państwowości: Księstwa Warszawskiego.
Choć Napoleon przegrał kolejną konfrontację z Rosją i sprawa Księstwa została pogrzebana, to jednak ów wysiłek, który symbolizowały stworzone przez emigrację Legiony, nie poszedł całkiem na marne. Na kongresie wiedeńskim po wojnach napoleońskich przywrócono nazwę Królestwa Polskiego, choć tylko jako małego obszaru w ramach panowania cara Aleksandra I. Przez kolejnych 15 lat (1815–1830) Polacy mieli znów namiastkę swojej państwowości. Cenną, ale niewystarczającą dla tych, którzy chcieli niepodległości i całości Rzeczypospolitej. Wybuchło więc kolejne powstanie, nazwane listopadowym. I ono zostało pokonane przez najpotężniejszą wtedy armię świata cara Mikołaja. Klęska powstania wywołała największą z dotychczasowych falę emigracji.
Od 1831 roku pojawia się w historii Polski, polskiej kultury na pewno, ten wielokrotnie odnawiający się później, aż do drugiej połowy XX wieku, podział: kraj – emigracja. Kraj – to obszar Polski, która nie jest suwerenna, a zatem nie może rozwijać swobodnie swojej kultury i swojej politycznej debaty. Emigracja zastępuje w tych funkcjach kraj. Oczywiście chodzi o emigrację polityczną, a nie masową emigrację zarobkową, która stanie się ważnym zjawiskiem społecznym dopiero w końcu XIX wieku. Emigracja po 1831 roku objęła nieco ponad 10 tysięcy osób. Najwięcej z nich, bo około 6 tysięcy, osiadło we Francji. W Wielkiej Brytanii zamieszkało około 700, kilkuset także w Belgii. Mniejsze grupy – w Grecji, Turcji, krajach włoskich, niemieckich, a także w Hiszpanii i w kolonizowanej przez Francję Algierii.
Do Stanów Zjednoczonych, przy wsparciu Komitetu Amerykańsko-Polskiego, pod przewodnictwem Jamesa F. Coopera (autora Ostatniego Mohikanina), dotarło początkowo zaledwie kilkudziesięciu powstańców. Ważniejsza od liczby była swoista jakość tej emigracji. Tworzyli ją w znacznej części oficerowie, wywodzący się ze szlachty i z inteligencji ochotnicy powstańczej armii, uczestnicy politycznego życia Królestwa Polskiego. To byli niemal wyłącznie mężczyźni. Większość z nich pozostała kawalerami. Na emigrację poszła grupa około 200 Polek; małżeństwa mieszane, z Francuzkami, były rzadkie. Wielu polskich wychodźców nie szukało bowiem stabilizacji na obczyźnie, ale żyło myślą, obsesją nawet, powrotu do kraju: powrotu z bronią w ręku, do wyzwolonej Polski.
O ile można mówić o silnej mobilizacji patriotycznej dużej części polskich elit społecznych, na pewno w czasie powstania listopadowego, to emigracja po powstaniu cechowała się tą mobilizacją w stopniu wręcz gorączkowym. Miała także szczególne możliwości intelektualne, by tę gorączkę utrwalić, rozpowszechnić, stworzyć z niej instytucję i swoistą kulturę polityczną. To była bowiem emigracja ludzi nie tylko piśmiennych, niemal w 100 procentach, ale w bardzo znacznej części także ludzi wykształconych – na uniwersytetach Warszawskim, Wileńskim, w Liceum Krzemienieckim.
We Francji spośród 6000 emigrantów studia wyższe podjęło już na jej terenie (najczęściej – lekarskie i inżynierskie) 1117 osób. Dalsze wykształcenie – zakładano – przyda się w odrodzonej Rzeczypospolitej. W takiej społeczności możliwe stało się wydawanie blisko 100 różnych czasopism (do roku 1848) i ponad 1700 tytułów książek i broszur politycznych, w czym pomagał fakt, że blisko 200 emigrantów podjęło pracę jako drukarze, litografowie i introligatorzy.
Własnego uniwersytetu na wychodźstwie Polacy jeszcze nie byli w stanie stworzyć, ale powołali kilka innych, trwałych instytucji kultury, edukacji i nauki. Wymienić można tu m.in. Towarzystwo Literackie, założone w Paryżu w 1832 roku (miało w swojej strukturze Dział Nauk oraz Wydział Statystyczny; od 1854 roku nosiło nazwę Towarzystwa Historyczno-Literackiego), od 1838 roku działa do dziś w sercu Paryża, na Wyspie św. Ludwika, Biblioteka Polska; od 1842 istniała także przez ponad 100 lat polska szkoła średnia w Paryżu.
Było jednak coś jeszcze, co wymyka się statystycznym wyliczeniom: skupienie w kręgu tej emigracji największych talentów, a w odniesieniu do kilku osób można powiedzieć, największych geniuszy w historii polskiej kultury. To byli Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński – trzej poeci, którzy zostali uznani w tej historii za trójkę „narodowych wieszczów”. Do nich dojdzie nieco później „czwarty wieszcz” – Cyprian Kamil Norwid. Towarzyszył im w muzyce Fryderyk Chopin. Obok nich jeszcze inni utalentowani poeci, publicyści, historycy – współtwórcy i popularyzatorzy nowych symboli i mitów w narodowej wyobraźni. Oni, przede wszystkim Chopin, stworzą niewątpliwie najdoskonalszy instrument „soft power” sprawy polskiej niepodległości, zwłaszcza w czasie, kiedy żadną „hard power” Polska, pozbawiona państwa, nie dysponowała.
Warto jednak przypomnieć, że taką rolę, oczywiście w mniejszej skali, odgrywały również sukcesy innych polskich emigrantów. Dać można ich trzy przykłady: Ignacego Domeyki, Pawła Edmunda Strzeleckiego i Antoniego Norberta Patka. Można je potraktować jako świadectwa swoistej „globalizacji” polskości, której emigracja sprzyjała.
Domeyko (1802–1889), jeden z przyjaciół Mickiewicza z uniwersytetu w Wilnie, gdzie studiował rachunek różniczkowy, na emigracji zdecydował się podjąć nowe studia, w Szkole Górniczej (École de Mines) w Paryżu. Wykorzystał zdobytą wiedzę, ruszając aż do Chile. Zorganizował tam podstawy nowoczesnej mineralogii i przemysłu górniczego, a także zreformował stołeczny uniwersytet w Santiago, przez 16 lat pełniąc funkcję jego rektora. Obok emigranta kolejnej generacji, Ernesta Malinowskiego (1818–1899 – wyemigrował po powstaniu listopadowym jako chłopiec jeszcze, wraz z ojcem), budowniczego kolei transandyjskiej w Peru i Ekwadorze, stał się Domeyko znakiem rozpoznawczym dla Polaków w Ameryce Łacińskiej, tak jak wcześniej takimi znakami stali się dla Polaków w Ameryce Północnej Kościuszko i Pułaski. Tym znakiem rozpoznawczym była już jednak nie szabla, ale dyplom uniwersytecki i osiągnięcia inżynierskie.
Podobną rolę odegrał Paweł Edmund Strzelecki (1797–1873) dla Australii. Strzelecki, pochodzący z Poznania, wyjechał z kraju jeszcze przed 1830 rokiem z powodu nieszczęśliwej miłości, a także swej wielkiej pasji podróżniczej. Po objeździe Kanady, Stanów Zjednoczonych, Meksyku, Ameryki Południowej, Hawajów i Tahiti dotarł w 1839 roku do Nowej Zelandii i Australii. W Australii badał złoża minerałów w rejonie Gippsland (odkrył tam m.in. złoża złota), a w 1840 roku zbadał i zmierzył najwyższy szczyt kontynentu w Alpach Australijskich: nazwał go Mount Kosciuszko (2228 m n.p.m.). Choć nie był w ścisłym tego słowa znaczeniu politycznym emigrantem, chętnie wspierał finansowo działalność Literackiego Towarzystwa Przyjaciół Polski w Wielkiej Brytanii.
Antoni Norbert Patek (1812–1877) zdążył jako 18-latek zdobyć za służbę w kawalerii powstania listopadowego Złoty Krzyż Orderu Virtuti Militari. Na emigracji osiadł w Szwajcarii. W Genewie założył po latach praktyki własną wytwórnię zegarków, w których stosowano najnowocześniejszy wynalazek: naciąg główkowy. W 1845 roku, w spółce z francuskim wynalazcą Adrianem Philippem, stworzył nową firmę zegarmistrzowską, która wprowadziła na rynek zegarki z osobnym sekundnikiem. Firma Patek Philippe zdobyła renomę jeszcze za jego życia, produkując jedne z pierwszych na świecie zegarków na rękę. Dziś jest najbardziej ekskluzywną marką zegarków na świecie.
Czy z tych karier coś dla Polski wynikało? Wynika? Tysiące emigrantów nie zrobiło oczywiście żadnej kariery. Większość żyła w codziennym niedostatku, z niewielkich, wypłacanych do 1856 roku zasiłków rządowych (we Francji) i dorywczych prac. Głównym urozmaiceniem była polityczna aktywność. Emigracja stała się przez tę aktywność laboratorium form organizacyjnych nowoczesnego życia politycznego. A jednak podane tu przykłady działania, które wykracza poza zaangażowanie w „potępieńcze swary”, czyli życie polityczne, ale nie jest formą odstępstwa od Polski, tylko służbą jej kulturze, jej dobremu imieniu, dumie z tego imienia – poprzez indywidualne osiągnięcia naukowe, techniczne, artystyczne – zasługują na przypomnienie.
Nie kończą się oczywiście na czasach Wielkiej Emigracji, ale znajdują kolejne potwierdzenie – od Marii Skłodowskiej po Tadeusza Sendzimira i Zbigniewa Brzezińskiego. Polska jest na mapie. Ale dobrze, że mamy te wzory.