We wtorek 10 marca 1891 szesnastoletni Michał Grochowski wszedł na pokład parowca SS America w Bremerhaven (Bremen), Niemcy. Michał nigdy nie widział osobiście statku ani nigdy nie spoglądał na ocean. Całe życie spędził w gospodarstwach wiejskich Łobżenicy w Polsce, około 40 mil (64 km) na zachód od dzisiejszej Bydgoszczy.
Życie Michała nie było łatwe. Urodzeni 7 sierpnia 1875 r. rodzice Michała nie byli małżeństwem. Jego ojciec, według rodzinnej tradycji, był polskim szlachcicem, który wkrótce po urodzeniu porzucił młodą matkę, 22-letnią Magdalenę Kopidurę. Ten „hrabia bez honoru”, jak stał się znany w tradycji rodzinnej, był prawdopodobnie lokalnym właścicielem jednego z folwarków w okolicy.
Michał nie był sam w swojej podróży. Jego matka wyszła za mąż za 21-letniego Antona Grochowskiego 7 października 1879 r. w Łobżenicy, a rodzina podróżowała z przyrodnim rodzeństwem Michała: Janem, Franciscą i Józefem. Magdalena była również w ciąży i miała urodzić w ciągu kilku tygodni. Odbyli 500-kilometrową podróż z Bydgoszczy pociągiem i przywieźli tylko kilka pamiątek z długiej podróży do Ameryki. Mogłoby się wydawać, że rodzina wyjeżdżała w rozpaczliwych okolicznościach i do pewnego stopnia tak było.
Okolice Lobżenicy nie były nazywane Polską od prawie 100 lat, mimo że były w większości polskojęzyczne. Przez wiele lat obszar ten był częścią stale rozwijającego się niemieckiego imperium pruskiego, a polityka Niemiec wobec Polaków na tym obszarze stawała się coraz bardziej drakońska. Jawna polityka „germanizacji” została wprowadzona w 1871 r., co niezwykle utrudniło życie Polakom na tym terenie. Przez wiele lat bogate elity niemieckie, znane jako Junkierowie, przejmowały kontrolę nad dużymi połaciami gruntów rolnych w zachodniej Polsce i zarządzały swoimi majątkami jako lenna feudalne, traktując polską ludność tego obszaru jako chłopów pańszczyźnianych. Jeszcze w połowie XIX wieku wielu Polaków mieszkało i pracowało w tym średniowiecznym systemie, w którym byli dosłownie własnością miejscowego lorda. Niektórzy byli dzierżawcami, którym przyznano działkę, do której posiadali tytuł, ale większość służyła według widzimisie miejscowego pana. Pracowali siedem dni w tygodniu, uprawiając pola pana, zwykle do zachodu słońca. Po godzinach pozwolono im pracować na własnych małych działkach, z których utrzymywali się.
Choć życie pod Junkerami było ciężkie, równie represyjne mogło ono być pod rządami miejscowej polskiej szlachty. Szlachta często posiadała własne półfeudalne majątki o równie trudnych warunkach, ale coraz częściej ich majątki rozdrabniano wśród niemieckich osadników. Od 1886 r. powołano do życia „Komisję Osadniczą Prusów”, która miała wykupywać ziemie od polskich właścicieli w celu osiedlenia się przez Niemców, a rząd pruski zaczął wprowadzać antypolską politykę, mającą na celu wykorzenienie polskiej kultury. Nauczanie w szkołach zostało nakazane, aby odbywało się w języku niemieckim, a kościół rzymskokatolicki zaczął doświadczać represji. Pod koniec XIX wieku wiele parafii katolickich zeszło do podziemia, a msze odprawiano w tajemnicy. Co gorsza, polscy mężczyźni byli wcielani do armii pruskiej na okres 20 lat. Nazwy miast ulegały germanizacji, Poznań stał się Poznaniem, Bydgoszcz — Brombergiem, a mała Łobżenica — Lobsens. Nawet nazwiska podane w metrykach musiały być zapisane jako niemieckie, Jan jako Johann, Maciej jako Matthias. Polacy w coraz większym stopniu stawali się obywatelami drugiej kategorii na własnej ziemi.
To właśnie z tego trudnego świata uciekała rodzina Grochowskich i setki tysięcy innych Polaków. Na szczęście Niemcy nie mieli problemu z wypuszczaniem Polaków. Rząd niemiecki aktywnie udostępniał broszury turystyczne polskim chłopom i współpracował z niemieckimi liniami żeglugowymi, aby ułatwić Polakom tani i stosunkowo wygodny transport do Ameryki. Za około trzymiesięczne zarobki polska rodzina ze wsi mogła kupić bilety zarówno na transport kolejowy do Bremy, jak i transport oceaniczny do Ameryki. Po dotarciu do Ameryki pociągiem można było dotrzeć do kilku popularnych miast docelowych, w tym Chicago, Buffalo i Pittsburgha. Milwaukee było jednak jednym z najpopularniejszych miejsc docelowych dla Polaków ze wsi okolic Poznania i Bydgoszczy, ponieważ już w 1870 r. rozwinęła się tu silna polska społeczność, a wielu Polaków miało tu już rodziny. Rodzina Michała prawie na pewno wybrała Milwaukee z tego powodu. Wygląda na to, że rodzina Grochowskich znała rodziny Czaplewskich i Sikorów, które były już w Milwaukee, a rodziny te później połączyły małżeństwa.
Podróż z Łobżenicy do Milwaukee nie była pozbawiona niebezpieczeństw. Warunki na statkach imigrantów były złe, szczególnie dla pasażerów typu steerage (najtańsza klasa na statku – przyp. red.). Popularna linia Norddeutscher-Lloyd utrzymywała dużą flotę „statków imigrantów”, które kursowały do Nowego Jorku, Baltimore i Filadelfii z Bremy i Hamburga. Statki te miały kilka koi klasy kabinowej, ale w większości były zaprojektowane z dużymi, otwartymi przestrzeniami pod pokładem, gdzie setki pasażerów klasy najtańszej jadły i spały wspólnie. Po zaledwie kilku godzinach na morzu większość Polaków cierpiała na ciężką chorobę morską, szybko się odwadniała i osłabiała. Jedzenie przygotowywano i serwowano pod pokładem, a szczury były stałym towarzyszem. W dusznych, zatłoczonych warunkach pod pokładami szalały choroby i często zdarzało się, że jeden lub dwóch pasażerów na 100 umierało na trasie. Podobnie nierzadko zdarzało się, że podczas podróży rodziły się dzieci. Tak było w przypadku przyrodniego brata Michała Antona, którego Magdalena urodziła na pokładzie SS Amerika wkrótce po wyjściu z portu. Niektóre statki miały na pokładzie lekarza, który był odpowiedzialny za leczenie chorych i asystowanie przy porodzie, ale często pasażerowie musieli liczyć tylko na pomoc innych podróżnych.
Po przybyciu do Baltimore rodzina wysiadła na molo imigracyjnym Locust Point nr 9. Tam byli załatwiani w taki sam sposób, jak nowojorscy przybysze byli załatwiani w Castle Garden, a później na Ellis Island. Zostali zbadani pod kątem chorób, zaburzeń umysłowych, charakteru moralnego i przesłuchani, aby upewnić się, że mają punkt docelowy i środki, aby się tam dostać. Zdecydowana większość imigrantów jak najszybciej wsiadała do pociągu. Rodzina Grochowskich była prawie na pewno oczekiwana przez przyjaciół lub krewnych w Milwaukee, gdyż do 1891 r. Polacy emigrowali tam już przez ponad 20 lat.
Ulga odczuwana po przybyciu do Milwaukee musiała być ogromna. Michał wysiadł z pociągu i od razu wszedł do tętniącej życiem polskiej społeczności przemysłowej, gdzie ludzie podzelali jego język, kulturę i optymizm. Pracy było mnóstwo, a możliwości były wszędzie. Wiejska polska rodzina Michała byłaby zdumiona asortymentem żywności, artykułów gospodarstwa domowego i towarów dostępnych w przemysłowej Ameryce. Rodzina Grochowskich wkrótce wstąpiła do parafii św. Jozafata i zamieszkała w polskim mieszkaniu przy 945 Greenbush Street na dzisiejszej S. 4th Street. Obszar ten jest teraz pod autostradą I-94.
Ciekawą cechą pierwszego pokolenia Polaków Milwaukee była wyraźna chęć odcięcia się od dawnego życia w Polsce. Polacy z Milwaukee prawie nigdy nie wspominali o swoim miejscu pochodzenia w Polsce w swoich aktach cywilnych lub kościelnych, a stosunkowo niewiele opowieści o „starym kraju” zostało przekazanych. Podobnie zdjęcia lub listy ze starego kraju są rzadkością wśród XIX-wiecznych rodzin imigrantów z Milwaukee. Wynika to częściowo z chęci porzucenia starych tożsamości politycznych, regionalnych i klasowych, które zostały wbudowane w XIX-wieczne społeczeństwo polskie. Polacy byli teraz Amerykanami i głęboko przyjęli egalitaryzm i nową tożsamość kulturową, którą zrodziła Ameryka. Prawdą jest też, że wielu członków rodziny jeszcze w Polsce nie było piśmiennych i niewielu miało pieniądze na luksusy, takie jak fotografie. W związku z tym większość emigrujących Polaków z lat siedemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku naprawdę opuściła swoich przyjaciół i rodziny na dobre i nigdy więcej ich nie zobaczyła ani o nich nie usłyszała.
Do roku 1900 rodzina Grochowskich powiększyła się o Alberta i Rose Grochowskich, ale niestety matka Michała, Magdalena, zmarła 26 stycznia 1899 w wieku 45 lat. Oficjalną przyczyną śmierci Magdaleny było zapalenie opłucnej, ale jak wiele zgonów w XIX-wiecznym przemysłowym Milwaukee, rzeczywistą przyczyną było zapalenie płuc.
Choć życie w Milwaukee w latach 90-tych XIX wieku było nieskończenie lepsze niż w Polsce, wciąż było trudne według dzisiejszych standardów, a spora liczba urodzonych dzisiaj ludzi nie dożyłaby wówczas wieku dorosłego. Większość tzw. bliskiego południa Milwaukee nie miała bieżącej wody aż do XX wieku, a gorąca bieżąca woda była powszechna dopiero po II wojnie światowej. Domy ogrzewane były węglem, a dym był nieodłącznym towarzyszem. W budynkach mieszkalnych po południowej stronie nie było ogrzewania z boilerem aż do XX wieku, a temperatura w sypialniach często spadała w nocy poniżej zera. Kąpiel była luksusem raz w tygodniu, kiedy to duże rodziny często korzystały z jednej wanny gorącej wody, która stawała się coraz bardziej brudna z każdym kolejnym kąpiącym się. Warunki pracy były lepsze niż w Polsce, ale ciężkie jak na dzisiejsze standardy. Dziesięciogodzinne zmiany nie były rzadkością, ale pracownicy na ogół dostawali wolne w niedziele.
Większość Polaków była zatrudniona jako robotnicy w dużych ówczesnych firmach przemysłowych Milwaukee, w tym Allis Chalmers, AO Smith, Pfister & Vogel Tannery lub w wielu odlewniach i młynach w okolicy. Były to brudne, niebezpieczne prace i nierzadko zdarzały się urazy, a nawet śmierć w wypadkach przemysłowych. Michał Grochowski wkrótce zaczął pracować w tkalniach Milwaukee. Firmy takie jak National Knitting Company i Phoenix Hosiery były ostoją polskiego południa Milwaukee, zatrudniając setki kobiet, dopóki nie przeniosły swojej działalności do stanu Georgia w XX wieku. Michał szybko opanował język angielski, co pozwoliło mu awansować na stanowisko kierownika zmiany w Phoenix Hosiery, a później w National Knitting. Tam poznał Stanisławę (Stellę) Sikorę, najmłodszą córkę licznej polskiej rodziny z tego samego regionu Polski.
Michał i Stanisława wzięli ślub u św. Jozafata 23 października 1900 r. Michał wynajął dom przy 6 Alei 1090 (obecnie S. 11th Street), gdzie wkrótce założyli rodzinę. W 1921 r. rodzina miała sześcioro dzieci i mieszkała przy 511 Maple Street. Wielu członków rodziny pracowało w tkalniach. Niestety Michał zmarł 27 lutego 1931 roku na zapalenie płuc. W wieku 56 lat osiągnął średnią długość życia ówczesnego pracownika przemysłowego. Stella Sikora pracowała w zakładzie odzieżowym do czasu przejścia na emeryturę, gdzie mieszkała z dziećmi, zmarła w 1954 roku.
Przybrany ojciec Michała, Anton Grochowski, w końcu ożenił się ponownie po śmierci matki Michała, Magdaleny, i dożył 84 lat. Zmarł w 1941 roku. Przyrodnie rodzeństwo Michała również zapuściło korzenie i wkrótce założyło własne rodziny.
Młodszy brat Michała, John Grochowski, nigdy się jednak nie ożenił. Pracował jako nitownik dla firmy George Meyer przy Clinton Street (obecnie S. 1st Street). Mieszkał z rodziną swojej siostry Frances aż do śmierci 8 września 1925 roku.
Siostra Michała, Frances, wyszła za mąż za Jana Czaplewskiego, którego rodzina przybyła do Milwaukee w 1878 roku z tej samej części Polski. Rodzina mieszkała przy 824 Garden Street (obecnie S. 5th Place) i do 1925 roku miała dziesięcioro dzieci. John pracował jako malarz pokojowy i dekorator wnętrz, podczas gdy Frances wychowywała ich dziesięcioro dzieci. Frances zmarła w 1928 roku, a jej mąż John dożył 87 lat; zmarł w 1968 roku.
Przyrodni brat Michała, Józef Grochowski, ożenił się z Rose Kolinski i zamieszkali z rodziną Czaplewskich na 824 Garden Street. Joseph pracował jako maszynista dla Federal Rubber w Cudahy, a później pracował jako hydraulik, podczas gdy Rose wychowywała trójkę dzieci. Rose zmarła w 1942 roku, a Joseph żył do 1958 roku.
Przyrodni brat Michała, Antoni, ożenił się z Mary Wryczą i zamieszkali w mieszkaniu na Lincoln Avenue. Anthony pracował jako blacharz dla George Meyer Manufacturing wraz ze swoim starszym bratem Johnem. Anthony i Mary mieli dziewięcioro dzieci, a Anthony żył do 1947, a Mary do 1966.
Przyrodni brat Michała, Albert, poślubił Agnes Schwichtenberg i para miała troje dzieci. Albert pracował jako kotlarz dla Patton Paint Company i żył do 1969 roku, podczas gdy Agnes żyła do 89 roku życia, odchodząc w 1983 roku.
Przyrodnia siostra Michała, Rose, wyszła za Karola Hoppenratha i mieli córkę. Rose ostatecznie przeniosła się do Detroit, a później do Kenosha. Wyszła za mąż w sumie pięć razy i żyła do 1971 roku.
Polski rdzeń Milwaukee rozwinął charakterystyczną kulturę w pierwszej połowie XX wieku. Wiele z tego obracało się wokół kościoła katolickiego, który zajmował centralne miejsce w życiu wspólnotowym, społecznym i duchowym polskich imigrantów z Milwaukee. Grupy takie jak CYO (Katolicka Organizacja Młodzieży) zgromadziły młodych mężczyzn i kobiety, a lokalne stowarzyszenia parafialne zapoczątkowały ważne punkty organizowania społeczności. Wielkie spotkania rodzinne, najczęściej w niedziele po kościele, gromadziły wielopokoleniowe rodziny, by dzielić się tradycyjnymi polskimi przysmakami, często przygotowywanymi przez grupy żon i babć. Ważną rolę, zwłaszcza po I wojnie światowej, odgrywały także okoliczne tawerny. Prawie w każdej okolicy znajdowała się rodzinna tawerna na rogu, która często służyła jako miejsce spotkań dla pracowników po długim dniu i dla rodzin na piątkowe smażenie ryb.
W okresie po II wojnie światowej, drugie i trzecie pokolenie Polaków z Milwaukee zaczęło migrować na przedmieścia, najpierw zasiedlając okolice Oklahoma Avenue i wyprowadzając się na tereny dzisiejszego Greenfield, West Allis i Hales Corners. Większość Polaków z Milwaukee urodzonych w XX wieku korzystała z rozwiniętego systemu katolickich szkół parafialnych, a wielu uczęszczało do college'ów w katolickich instytucjach, takich jak Marquette University i Alverno College. Podobnie jak wiele polskich rodzin Milwaukee, Grochowscy roprzestrzenili się wykładniczo w XX wieku.
Dziś Anton i Magdalena Grochowscy mają prawie 1.000 potomków, z których wielu pozostaje w rejonie Milwaukee. Ci potomkowie już się pobrali i większość nie ma już polskich nazwisk. Pochodzą ze wszystkich środowisk i ze wszystkich części kraju. Niektórzy są artystami, niektórzy są prezesami dużych firm, niektórzy są naukowcami, większość to Amerykanie z przedmieść z klasy średniej. Niejednokrotnie byłem zaskoczony, gdy odkryłem, poprzez badania genealogiczne, że jestem spokrewniony z kimś, kogo poznałem już w innych okolicznościach. Aby zorientować się, jaki wkład rodziny Grochowskich wniosła w krajobraz kulturowy Milwaukee, warto przypomnieć, że Magdalena Grochowski miała 35 wnucząt, 64 prawnuków, ponad 200 pra-prawnuków i ponad 500 pra-pra-prawnucząt, z których większość założyła rodziny. DNA Magdaleny Grochowski jest obecnie wykrywalne u ponad 1000 osób.
Często odwiedzam stare dzielnice Milwaukee, w których mieszkała i pracowała rodzina Grochowskich. Znaczna część obszaru została zgentryfikowana dzięki popularnym meksykańskim restauracjom i tętniącym życiem hipsterskim kawiarniom, ale stare polskie mieszkania nadal pozostają i ponownie są zamieszkane przez duże rodziny imigrantów. Wiele z tych rodzin przybyło do Milwaukee z powodów i przyczyn bardzo podobnych do tych, które sprowadziły Michała Grochowskiego do Milwaukee 130 lat temu, a wiele z nich wciąż napotyka na te same możliwości i hołduje temu samemu optymizmowi, który napędzał amerykańskie doświadczenia rodziny Grochowskich.