Tragedia w Przewodowie i śmierć dwóch Polskich obywateli pokazała jak w soczewce skalę problemów rysujących się w relacjach dwustronnych między Polską a Ukrainą.
Pomimo upływu czasu i dowodów napływających z danych wywiadowczych USA i polskich, z których jasno wynika, że rakieta, która spowodowała śmierć Polaków została wystrzelona z terytorium ukraińskiego, a nie rosyjskiego, strona ukraińska — pomimo częściowego złagodzenia swojego stanowiska — ciągle upiera się, że nie była to rakieta ukraińska, tylko rosyjska.
Polska od momentu napaści Rosji na Ukrainę, pomaga Ukrainie w trzech zasadniczych obszarach:
- Politycznym
Stosunki dyplomatyczne między Polską a Ukrainą zostały nawiązane 4 stycznia 1992 r. i od tego momentu Polska bezkrytycznie wspiera dyplomatycznie wysiłki Ukrainy w celu wspomagania suwerenności tego kraju. - Militarnym
Polska dostarcza sprzęt wojskowy i jest trzecim krajem świata pod względem wielkości pomocy wojskowej przekazywanej Ukrainie. Rząd w Warszawie zobowiązał się już do udzielenia Kijowowi wsparcia o wartości 1,81 mld dolarów — jak wynika z analizy opublikowanej przez BBC. - Humanitarnym
Polska, pod względem pomocy, od początku znajduje się w czołówce przekazujących najwięcej (2,94 mld zł, czyli 650 millionów dolarów). Polacy przyjęli do swoich domów – a nie obozów dla uchodźców – ukraińskie kobiety i dzieci. W pierwszym półroczu 2022 r. ponad 70 proc. polskich gospodarstw domowych zaangażowało się w pomoc uchodźcom. Od 24 lutego, czyli od dnia początku agresji Rosji, granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 7,88 mln uchodźców z Ukrainy – informuje Straż Graniczna. Rząd polski wydał na pomoc uchodźcom z Ukrainy 5,5 mld zł ($1.2 mld).
Co szokuje Polaków to fakt, że w sprawie tragedii w Przewodowie nie padło ze strony ukraińskiej żadne słowo, np. „przepraszamy”.
Wręcz przeciwnie, w tym samym czasie Andrij Melnyk został nowym wiceministrem spraw zagranicznych Ukrainy, co wywołuje wśród całej społeczności polskiej — również za oceanem — wielką irytację. Melnyk zasłynął ze swoich wypowiedzi dla zachodnich mediów mówiąc, że Bandera nie był masowym mordercą, a Ukraińcy byli prześladowani w II RP "w sposób, który trudno sobie wyobrazić". Mówił, że Polska była dla Ukraińców w tamtym czasie "takim samym wrogiem jak nazistowskie Niemcy i ZSRR".
Warto sobie zadać pytanie: czy wobec misternych prac polskiego ośrodka prezydenckiego w sprawie doprowadzenia do historycznego traktatu sąsiedzkiego pomiędzy Ukrainą a Polską (który ma przypominać układ, który w 1963 r. zawarły Francja i Niemcy) ruchy ukraińskie są ruchami przypominającymi słonia w sklepie z porcelaną? A może to celowe usztywnienie ukraińskiej pozycji negocjacyjnej?
Piszę ten tekst zza oceanu, nie zatracając zainteresowania polską polityką. Kieruję to pytanie do polskiej klasy politycznej.
Może warto jasno zakomunikować stronie ukraińskiej jeszcze przed negocjacjami, że ofiary rzezi wołyńskiej przed podpisaniem traktatu muszą zostać upamiętnione poprzez — co najmniej — postawienie krzyża na zapomniałych mogiłach Polaków?
Czy jesteśmy wystarczająco asertywni w tych wszystkich dyplomatycznych relacjach? Przestańmy być „sługami Ukrainy”, stańmy się asertywną stroną wyrażającą polską rację stanu w tych rozmowach.