Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje?
[Św. Paweł, 1 List do Koryntian 15.55]
Sceneria wypadków (jak sobie wyobrażał Daniel Rops, autor znakomitej książki o Chrystusie):
Z domu z wieczernika, położonego w jednym z najwyższych punktów Jerozolimy musiał się roztaczać szeroki widok na wszystkie dzielnice miasta. Tuż w pobliżu, na tle na tle ogrodów Gareb zarysowywał się pałac arcykapłana i pałac Heroda, naprzeciw, poza głębokim cieniem potoku Tyropoeon, poza wzgórzem Ofel i Syjonem, przyciśnięta do stóp świątyni widniała ciężka masa Antonii, znak obelżywości i krzywdy. Jezus jednym spojrzeniem mógł objąć wszystkie trzy etapy swojego procesu. Ale Golgota schowana za kwadratowym blokiem wieży Dawidowej nie była stąd widoczna. Nad uśpionym miastem błyszczał księżyc miesiąca nisan, pełny księżyc Paschy „błogosławiony wskutek wyzwolenia”. U szczytu wieży Fazaela migotał płomyk strażnika. W cieniu jakiegoś posterunku straży Judasz czuwał także.
Ostatnią noc przed pojmaniem spędził Jezus w miejscu zwanym Gethsemane. Był to ogród zasadzony oliwkami, sama zaś nazwa znaczy „prasa na oliwę”.
I dokonało się. Słudzy świątynni pojmali Go. Przyszła „godzina i panowanie ciemności". Przyszedł sąd, kaźnię, ukrzyżowanie i śmierć. Wypełniły się proroctwa. W śmierci Chrystusa i Jego triumfalnym zwycięstwie nad ciemnościami grobu zajaśniało dla nas wszystkich Zmartwychwstanie.
Jakże stara i nieustająca jest tęsknota ludzkości za nieśmiertelnością! Na przestrzeni dziejów coraz to widzimy filozofów poszukujących dowodów na życie wieczne, stwarzających najróżniejsze teorie dowodów na życie wieczne, stwarzających najróżniejsze teorie na temat trwania człowieka w zaświatach. Starożytne religie, także nauki filozofów greckich mówią nam o nieśmiertelności duszy ludzkiej. Nowy Testament zaś przynosi coś więcej: mówi o nieśmiertelności całego człowieka, o ciała zmartwychwstaniu. Nieśmiertelność duszy i ciała zmartwychwstanie potwierdza nasze szczególne uprzywilejowanie w tym, stworzonym rękami Boga, świecie. Chrześcijaństwo, wiara wyrosła w cieniu Chrystusowego krzyża, spełnia odwieczny sen ludzkości i nieustającym trwaniu – Stwórca nie pozwoli na to, aby dzieło Jego rąk zniweczyła wszechwładna śmierć.
A cała nasza wiara, cała nasza olbrzymia nadzieja opiera się właśnie o zmartwychwstanie Chrystusa. Trudna to wiara i jakże ciężko ludziom na przestrzeni wieków, a zwłaszcza tym, którzy w czasach nam współczesnych przyjęli bez zastrzeżeń teorie naukowe, przysłaniające sprawy ducha, ciężko jest uwierzyć w Chrystusowe zwycięstwo nad śmiercią. Nie wierzyli początkowo w to zwycięstwo apostołowie, którym wydawało się ono niedorzeczne (Łukasz 24, 7-11). Przecież i Tomasz, uczeń Pański, na radosną nowinę „Widzieliśmy Pana” wzruszył tylko ramionami, oburzony i zgorszony: "Jeżeli nie ujrzę na rękach Jego przebicia gwoździ i nie włożę ręki mojej w bok Jego, nie uwierzę”.
Czyż można się dziwić małej wierze Tomasza? Kogo przypomina nam ten apostoł? Ludzie najlepszej woli, którzy jednak, by przyjąć coś do wiadomości, muszą pierwej zważyć rzecz, wymierzyć namacalnie, przekonać się, że fakt istnieje. Przecież nie możemy ich za to potępiać.
Po ośmiu dniach nieufny uczeń Mistrza z Nazaretu przekonał się, że na otaczający nas świat nie składa się tylko to, co można wymierzyć i zważyć – że obok rzeczy empirycznie sprawdzonych istnieje bezmiar, który ogarnąć możemy tylko ufną, dziecięcą wiarą.
Wszedł Chrystus, a drzwi były zamknięte, stanął między nimi i rzekł: »Pokój Wam«. Potem rzekł do Tomasza: »Włóż tu palec twój i oglądaj ręce moje, i wyciągnij rękę twoją, i włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, lecz wierzącym«. A odpowiadając Tomasz rzekł Mu: »Pan mój i Bóg mój«. Rzecze mu Jezus: »Uwierzyłeś dlatego, żeś Mnie ujrzał, Tomaszu, błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli«.
[Jan 20, 26-29]
A czy my, ludzie XXI wieku rzeczywiście słowa Ewangelii o Zmartwychwstaniu przyjmujemy tak, jak to przekazują nam ewangeliści? Przecież pojęcie „pustego grobu” różnie tłumaczą chrześcijanie – dla niektórych jest to tylko umowny znak egzystencji Chrystusa, który trwa li-tylko symbolicznie, de facto zaś, podobnie jak ongiś Tomasz, jesteśmy pozytywistami, hiperkrytykami, jak przestrzegający Zakon kapłani–saduceusze, strażnicy Świątyni Pańskiej, którzy odrzucali, jak Annasz czy Kajfasz, wiarę w egzystencję pośmiertną człowieka. Za tym wszystkim kryje się zresztą jedynie nasza niewiara, będąca znakiem odrzucenia faktu zwycięstwa Jezusa nad śmiercią, co sprowadza się do odrzucenia Ewangelii. Bo przecie Ewangelia mówi dobitnie o Chrystusie, który ukazywał się wielokrotnie swoim uczniom i wielu ludziom w przeciągu czterdziestu dni po wyjściu z grobu.
Opowiada święty Łukasz, że widząc Go apostołowie trwożeni i przestraszeni sądzili, że ducha oglądają.
I rzekł im [Jezus]: »Czemuście się zatrwożyli, a myśli różne przychodzą do głów waszych? Oglądajcie ręce moje i nogi, że to ja jestem, dotykajcie i patrzcie, przecież duch nie ma ciała ani kości, jak o widzicie, a ja mam«.
I usiadł z nimi, i jadł rybę pieczoną – i uwierzyli, że prawdziwie CIAŁEM zmartwychwstał.
Znany polski publicysta katolicki wieku XX, Tadeusz Żychiewicz, uważał, iż śmierć Jezusa była nie tylko dojściem do końca dróg człowieczych.
Była także zstąpieniem Syna Człowieczego do wnętrza świata i wszelkiej jego rzeczywistości materialnej. Dopiero przez to, że umarł, należy naprawdę do ziemi. Ponieważ jednak zmartwychwstał, ziemia naprawdę stała się w tajemniczy sposób uczestnikiem Jego rzeczywistości. Żadna siła ich nie rozdzieli. Jezus nie wyprowadził się z ziemskiej chaty, bo przecież zmartwychwstał w ciele, która jest cząstką, która do niej należy jako element rzeczywistości i jej przyszłych losów. I to nie jest Jego osobiście wyłączna sprawa, Jezus bowiem zmartwychwstał jako »pierwocina wszelkiego stworzenia«.
Święty Ambroży miał racje, kiedy wołał: »Zmartwychwstał w Nim świat, zmartwychwstała w Nim ziemia, zmartwychwstało niebo«”.
Może trzeba omijać kręte drożyny dysput i wywodów teologicznych. Może należy na chwilę zapomnieć o ludzkiej wiedzy, doświadczeniu, osiągnięciach technicznych. Przecież materia, ta namacalna i wielokrotnie opisywana, nie zawsze musi zachowywać swoje formy – wszystko ulega, co obserwujemy, nieustającym zmianom. Wierzę, że zmartwychwstanie było, jest i będzie na pewno początkiem nowego bytu, nowym modelem istnienia materii, której odmiennego kształtu nie potrafimy przewidzieć. Ale będziemy obecni w nim, bo wszystko żyje w pamięci Stwórcy, nawet najlichsze Jego stworzenie. Bóg przecież zawarł przymierze ze swoim stworzeniem – człowiekiem i człowieczymi małymi braćmi, bytującymi na ziemi.
Przypominają nam wielką nadzieję zmartwychwstania słowa Księgi proroka Ezechiela:
Tak mówi Pan Bóg. Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. I udzielę wam Mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam.
Ezechiel przynosi nam od Boga wielka nadzieję nieśmiertelności w Panu. Chrystus, „pierworodny wśród umarłych”
Wypełnia obietnicę Pańską i otwiera nasze groby. Jeśli zamieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciało mocą mieszkającego w was Ducha.
(Z listu św. Pawła Apostoła do Rzymian 8,11).
Duch Tego, który wskrzesił Chrystusa, mieszka w każdym z nas. Nosimy w sobie Potencjalna Siłę, gwarantującą naszą nieśmiertelność. Każdy z nas jest zapowiedzią „przyszłego wieku”, który nadejdzie z woli Najwyższego po Dniach Sądu. Do nas wszystkich i o nas wszystkich mówi Stary i Nowy Testament: zmartwychwstaniemy. „Żyć będziemy przed obliczem” – woła prorok Ozeasz syn Berriego.
Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności. Dołóżmy starań, aby poznać Pana; Jego przyjście jest pewne jak świt poranka, jak wczesny deszcz przychodzi On do nas, i jak deszcz późny, co nasyca ziemię.
[Księga Ozeasza 6, 1-4].
Ewangelia opowiada nam o spotkaniu Piłata z Jezusem z Nazaretu. Działo się to w fortecy rzymskiej Antonia w Jerozolimie. Urzędnika cesarskiego (a panował wtedy Tyberiusz) zaintrygował ten dziwny, wyniosły Człowiek, który, stając w obliczu przemocy i śmierci nie wykazywał trwogi. „Jam się na to narodził i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto z prawdy jest słucha głosu mego”. „Cóż to jest prawda?” – kwituje ironicznie wypowiedź Chrystusa Piłat. Ale usiłuje bronić Go przez przeżartymi nienawiścią członkami Sanhedrynu. Przegrywa, jak każdy człowiek, który staje na drodze wielkich Bożych planów. Poprzez klęskę Piłata Chrystus przybliża się ku nam ze swoją wielką Tajemnicą Krzyża i Triumfem Zmartwychwstania, aby nas podnieść ku niebu przez Prawdę. „To, co skazitelne, musi przeoblec się w nieskazitelność i to, co śmiertelne, przeoblecze się w nieśmiertelność. A gdy to, co śmiertelne, przeoblecze się w nieśmiertelność, tedy wypełni się słowo, które jest napisane: »Pochłonęło śmierć zwycięstwo«”.
W jednym ze swoim esejów pisze prałat Roman Nir, że
Wiara w zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu jest bardzo trudna. Nakazuje zapomnieć o prawach fizycznych naszego świata, kreśli przed nami pejzaż, którego kolory obce są naszemu rozeznaniu. Badając dzieje Chrystusa i gruntując naszą wiarę, musimy zapomnieć o „mędrca szkiełku i oku”, a przenieść się w inne wymiary tego świata, wytyczone miłością do tego wszystkiego, co wyszło z rąk Bożych. Wtedy to, co odeszło i umarło w przeszłości, zostanie zapisane na nowo i otworzy się przed nami sprawiedliwy świat, odnowiony miłością, męką krzyżową i nauką naszego Brata, Jezusa z Nazaretu, zwanego słusznie Mesjaszem.
Który powiedział »błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli«”.