Dziś już tylko weterani. Tamtego września byli młodzieńcami, nawet nastolatkami. Dziś Kuryer Polski próbuje odtworzyć ich tamte dni, niespodziewanie tragiczne. We wspomnieniach weteranów i działaczy polonijnych w Milwaukee zachowały się utrwalone na kartach książek, których są bohaterami.
Profesor historii, specjalista od spraw polityki wschodniej, dotyczącej Stanów Zjednoczonych ze Związkiem Sowieckim, jeden z doradców prezydenta J. Cartera M. Kamil Dziewanowski, brał udział w kampanii wrześniowej jako oficer kawalerii. Opowiadał mi o tamtym wrześniu podczas spotkań w swoim domu znajdującym się niedaleko uniwersytetu UWM, w którym pracował.
Porucznik M. Kamil Dziewanowski, absolwent szkoły podchorążych w Grudziądzu, przepisowo i na czas kilka dni przed 1 września stawił się w swoim pułku w Suwałkach. Otrzymał przydział jako dowódca 3 plutonu w trzecim szwadronie. Pułk przechodził coraz ostrzejsze szkolenie. Kompletowano polowe mundury, broń i ostrą amunicję, zamieniano furażerki na hełmy, ale i tak nikt nie myślał poważnie, że wojna naprawdę nastąpi. Oficerowie spali w koszarach razem ze swoimi plutonami, ale piękna pogoda zdawała się usypiać i błogo nastrajać rezerwistów. Pierwszy alarm, który wyrwał wszystkich ze snu miał miejsce w nocy z 23/24 sierpnia. Wtedy dowiedzieli się, że Ribbentrop był w Moskwie i podpisał ze Stalinem jakiś pakt. Następstwem tego wydarzenia dla oddziału Kamila był konkretny przydział zadania. Miał osłaniać mobilizację pułku. Plutony wchodzące w skład szwadronu otrzymały dodatkowe wyposażenie: ciężkie karabiny maszynowe i działka przeciwpancerne. O świcie wyruszyli nad granicę z Prusami Wschodnimi, w rejon wsi Studzianka. Zadaniem ich było obsadzić główne drogi do Suwałk i obserwować. ponieważ na granicy nie było żadnych podejrzanych znaków budzących niepokój, wystawili warty i czekali.
Następnego dnia otrzymali dodatkowe uzbrojenie; po jednej rusznicy przeciwpancernej na pluton. Przez kilka kolejnych dni nic się nie wydarzyło i znowu uspokojeni myśleli, że na pewno wojny nie będzie, bo komu by się chciało ją rozpętywać, gdy świat jest taki piękny. 30 sierpnia 3 szwadron został skierowany do wsi Huta, dwa i pół kilometra na zachód od Suwałk, przy szosie do Sejn. Pierwszego września po pobudce poszli poić konie. Żołnierze śpiewali piosenkę „Koło mego ogródeczka” …, inni przekonywali, że Hitler tylko chciał ich nastraszyć, a jeśli by zaczął, to za nami (za Polską) Anglia, Francja, a pewnie i Ameryka i co on wtedy zrobi…? Nagle pogwarki przerwał nadlatujący samolot, który siekł z karabinu maszynowego po lustrze jeziorka i po pławiących się koniach. Równocześnie pojawił się goniec dowódcy szwadronu z krzykiem: „Alarm! Niemcy przekroczyli granice! Wojna! Wojna!”. Zaczęło się. Wiara takich, jak podporucznik Dziewanowski w iluzji musiała ustąpić tragicznej rzeczywistości.
Po latach profesor Dziewanowski ilustruje nastrój tamtych dni wierszem Władysława Broniewskiego z tomu „Bania z poezją”:
Szli Niemcy… Zewsząd Niemcy szli.
Zaborczy, zbrojni, groźni, źli.
Z Pomorza, Śląska, Wielkich Prus,
Pancerny szedł za wozem wóz.
Szli Niemcy. Motor, gąsienica,
Pancerna dawna moc krzyżacka.
Ze wszystkich naraz stron, z niemiecka.
A my…? Piechota i konnica…”