Boże Narodzenie w Polsce ma generalnie charakter święta rodzinnego i najczęściej jest obchodzone w gronie najbliższych, a Wigilia to najuroczystsza jego część, którą dzieci kojarzą niezmiennie z prezentami pod choinką.
Foto: Tessa Rampersad (Źródło: Unsplash)
W wielu państwach na świecie, w tym w USA, Wielkiej Brytanii, czy Holandii, Wigilia Bożego Narodzenia nie jest uznawana za szczególną okazję wartą celebrowania. Stanowi ona zwyczajny, powszedni dzień. Praktykuje się tam przede wszystkim uroczysty obiad w dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia, który to jest również dniem, w którym ludzie obdarowują się tam prezentami.
W Polsce, Wigilia Bożego Narodzenia, 24 grudnia, uznawana jest za najbardziej wyjątkową noc w roku. Jest to noc, w którą ponoć - według legendy - nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem. Tradycja celebrowania Wigilii nieodłącznie wiąże się z uroczystą kolacją w rodzinnym gronie, podczas której spożywane są postne potrawy.
Wiele wigilijnych zwyczajów i przesądów znajduje swój rodowód w przedchrześcijańskich obrządkach i wierzeniach. Wiele jest - powiedzmy - zaskakujących jak, na przykład, przechowywanie w portfelu łusek z wigilijnego karpia, które mają przynieść pomyślność finansową w nadchodzącym roku.
Mikołajki
Przedsmakiem świąt Bożego Narodzenia w Polsce jest już 6 grudnia, dzień znany jako Mikołajki (imieniny Mikołaja) i nieoficjalny początek okresu Bożego Narodzenia. W tym dniu - a ściślej w nocy z 5-tego na 6-ty grudnia - wszystkie grzeczne dzieci w Polsce otrzymują drobne upominki (owoce, ciastka i słodycze), a niegrzeczne mogą otrzymać kawałek węgla lub nawet... rózgę.
Ubieranie choinki
Tradycyjną choinkę ubiera się w Polsce dopiero w Wigilię, lub tuż przed. Jest to znacząca różnica - na przykład - ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie choinkę ubiera się zaraz po Święcie Dziękczynienia, a więc pod koniec listopada, a nawet wcześniej. Nie mówię tu nawet o zjawisku komercjalizacji posuniętej do absurdu, przez które można świąteczne dekoracje zobaczyć w niektórych sklepach już choćby w... sierpniu. Sam widziałem.
Foto: Cameron Stewart (Źródło: Unsplash)
Ubieranie choinki jest to zwyczaj o korzeniach niepolskich. Przynoszenie do domu i ubieranie w różne ozdoby sosnowego drzewka zaistniało około XVIII wieku najpierw na terenach niemieckich i z czasem przeniosło się z Niemiec do innych chrześcijańskich krajów. W Polsce zwyczaj ten przyjął się dopiero pod koniec XIX wieku i to jedynie w domach mieszczańskich i szlacheckich - ale dziś trudno sobie wybrazić jakikolwiek polski dom bez choinki w Święta.
Ubieranie choinki to zajęcie dla całej rodziny już od rana. Ci którzy kupują prawdziwe drzewko, zwykle sosnowe lub świerkowe, robią to kilka dni wcześniej i przechowują je na balkonie, lub na zewnątrz domu, aby przedwcześnie nie zwiędło ani nie wyschło i mu igły nie opadły. Drzewko musi przecież wytrzymać aż do Trzech Króli (6 stycznia).
Nieraz jednak zdarzało mi się za młodu widzieć na ulicach spóźnialskich, co to dopiero w ostatniej chwili kupowali choinkę, tuż przed kolacją w Wigilię, często po obniżonej cenie, lecz wybranej już z raczej ograniczonego asortymentu.
Wigilijny post
W dniu Wigilli obowiązuje tradycyjnie - przynajmniej w Polsce - ścisły post. Oznacza to, że nikt nic nie je aż do kolacji wigilijnej (oczywiście poza tymi, którzy muszą, a więc chorymi, dziećmi do 14 roku, niepoprawnymi żarłokami, itp.) Nic dziwnego, że nawet dorośli nie mogą się doczekać do rozpoczęcia biesiady. Zgodnie ze zwyczajem, potrawy wigilijne powinny też być postne, czyli bezmięsne i bez użycia tłuszczów zwierzęcych.
W Kościele katolickim obowiązek postu zniesiono oficjalnie w 1983 roku, jednak w Polsce Episkopat podtrzymywał post wigilijny specjalnym dokumentem aż do 2003 r. Od tego czasu post w Wigilię jest jedynie zalecany, ale tradycja nadal żyje, dzięki niezmiennemu, wigilijnemu zestawowi potraw, w którym królują ryby i potrawy właśnie postne.
Tradycyjny post 24 grudnia nie jest wspólny wszystkim chrześcijanom, a nawet samym katolikom. Moi katoliccy znajomi z Ameryki Południowej donoszą, że u nich post w Wigilię nigdy, na przykład, nie obowiązywał. Protestanci nie zachowali specjalnych przepisów dotyczących tego, czy w Wigilię można jeść mięso. Z kolei chrześcijan prawosławnych tego dnia jak najbardziej obowiązuje ścisły post aż do kolacji wigilijnej. Co kraj, to obyczaj, jak mówi stare polskie przysłowie.
Obecnie Polska jest chyba jedynym krajem, w którym powstrzymanie się od spożywania mięsa w Wigilię stanowi aż tak istotny element przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia.
Prezenty gwiazdkowe
Na Wigilię czekają z utęsknieniem wszystkie dzieci, jednak jest to dla wielu prawdziwa tortura, wystawiająca na próbę ich cierpliwość. Prezenty pojawiają się pod świeżo ubraną choinką znienacka, w ciągu dnia, kiedy tam akurat Świętemu Mikołajowi pasuje je podrzucić - i za każdym razem udaje mu się to zrobić zupełnie niezauważenie, mimo że dzieci starają się zawsze go na tym przyłapać. Ale kiedy już się pojawiły te mniejsze lub większe, ale zawsze liczne, elegancko zapakowane paczuszki, to - ku utrapieniu milusińskich - nie wolno ich otwierać aż do zakończenia wigilijnej kolacji. Po prostu tortury nie do wytrzymania, gdy każda minuta wydaje się trwać godzinami!
Wśród takich właśnie surowych zwyczajów sam się wychowałem, jednak dla własnych dzieci już musiałem poczynić później pewne ustępstwa. Na mocy specjalnej umowy z Mikołajem, prezenty w naszym domu - w Ameryce - dostarczane były w nocy przed Wigilią tak, że już od rana dzieci (i dorośli też) mogły otwierać po jednym, w miarę każdej upływającej godziny. Trochę umilało to męczarnie oczekiwania i było okazją do przekomarzania się, rodzinnych igraszek i żartów.
Foto: Bru-nO z Pixabay (Źródło: Pixabay)
Formalnie jednak, kiedy już wszyscy nasycili głód i kolacja wigilijna dobiegała końca, nadchodził czas na uroczyste otwieranie prezentów. Zwykle to najmłodszy - ale już czytaty - członek rodziny ochoczo nurkował pod choinkę i pieczołowicie wyciągał po jednym upominku, starając się odgadnąć co jest w środku poprzez ocenę wagi ("znowu ciuchy!", można było usłyszeć z wyraźną dezaprobatą), potrząsanie paczką przy uchu pilnie przy tym nasłuchując, ostatecznie identyfikując odbiorcę na podstawie - często żartobliwych - napisów na opakowaniu i w końcu przekazując prezent osobie, dla której był przeznaczony. Obdarowany lub obdarowana musieli go otworzyć i grzecznie wyrazić swą bezgraniczną radość z powodu otrzymania - dla przykładu - kolejnej pary skarpetek albo szalika na zimę.
Regionalne różnice: ta sama Wigilia, a jednak inna
Choć wiele osób mówi o „polskiej Wigilii” jak o jednolitym rytuale, w praktyce jest to mozaika zwyczajów, które potrafią zmieniać się już po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów. Na Pomorzu i w Wielkopolsce prezenty przynosi często Gwiazdor (zdecydowanie bardziej stanowczy niż Mikołaj), na Śląsku bywa Dzieciątko, w Małopolsce – Aniołek, a w niektórych domach pojawia się po prostu Gwiazdka. Efekt jest ten sam: paczki pod choinką, tylko „logistyka” i nazewnictwo inne. I to jest w tym piękne — bo te różnice są jak rodzinny dialekt: rozpoznaje się „swoich” po tym, kto u nich przynosi prezenty.
Pierwsza gwiazdka
Ponieważ prezenty można było otwierać dopiero po kolacji wigilijnej, dzieci - z typową dla nich determinacją - wypatrywały pierwszej gwiazdki, która była sygnałem do rozpoczęcia wieczerzy. Wyczekiwanie pierwszej gwiazdki jest symbolicznym nawiązaniem do Gwiazdy Betlejemskiej, oznaczającej narodziny Jezusa, którą według Biblii na wschodniej stronie nieba ujrzeli Trzej Królowie.
Pierwsza "gwiazdka" o tej porze roku może się pojawić, na polskich szerokościach geograficznych, już całkiem wczesnym popołudniem, około godziny 16-tej, zwłaszcza jeśli to jest akurat Gwiazda Wieczorna, czyli wcale nie gwiazda, a planeta Wenus, jasno błyszcząca zaraz po zachodzie słońca, jak to się jej często zdarza. No ale nikt nie zwraca uwagi na takie astronomiczne detale, gdy w grę wchodzi po pierwsze głód, a po drugie pragnienie jak naszybszego zakończenia kolacji i otwierania prezentów. Gwiazdka jest gwiazdką, i koniec! Niezależnie od tego, czy na niebie faktycznie pojawiała się gwiazda, czy tylko gęste grudniowe chmury, moment „pierwszej gwiazdki” miał w sobie coś z rytuału: wyraźną granicę między codziennością a świątecznym czasem.
Oczywiście obserwacje natury astronomicznej, oraz związane z nimi nadzieje najmłodszych, mogą łatwo zostać pokrzyżowane przez pełne zachmurzenie, które o tej porze roku nie jest niczym wyjątkowym. Wtedy za "pierwszą gwiazdkę" i sygnał rozpoczęcia kolacji uznaje się moment, gdy jest już wystarczająco ciemno, że gwiazdka mogłaby sie w zasadzie pojawić.
Wigilia za mojej pamięci - o ile nie przypadała na sobotę lub niedzielę - była zawsze normalnym dniem pracy, przez co wielokrotnie się zdarzało, że zaczynaliśmy w mojej rodzinie kolację dużo później niż tuż po pojawieniu się "pierwszej gwiazdki", co było powodem jeszcze większej frustracji wszystkich młodszych członków rodziny.
Szopka
Tradycją świąteczną jest ustawianie szopek, a więc scenek przedstawiających betlejemską stajenkę, wizytę Trzech Króli i inne parafernalia Bożego Narodzenia. Szopki tradycyjnie wystawiane są w kościołach, a ich mniejsze wersje ozdabiają niektóre prywatne domy. Zwyczaj ustawiania z figurek szopki, czyli sceny Bożego Narodzenia, lub chociaż samego żłobka z sianem i leżącą w nim figurką Dzieciątka, sięga ponoć XIII wieku.
Polacy często sami tworzą szopki lub wykorzystują gotowe elementy kupione w celu stworzenia tej dekoracji. Szopka w polskim wydaniu potrafi mieć drugie życie: w Krakowie rozwinęła się tradycja szopek krakowskich, które przypominają miniaturowe pałace z wieżami, często inspirowane architekturą miasta (jakby ktoś przeniósł Betlejem pod Wawel i dodał trochę złota). To nie tylko dekoracja, ale całe rzemiosło: misterne konstrukcje, bibułki, folie, błyszczące elementy i setki godzin pracy. Czasem to już nie „stajenka”, tylko małe dzieło sztuki ludowej — i trudno się dziwić, że wiele osób pamięta z dzieciństwa właśnie te szopki: kolorowe, pełne światełek i jakby żyjące własnym życiem.
Szopka krakowska (Źródło: Muzeum Krakowa)
Pamiętam, jak namiętnie zbierałem opakowania - "sreberka" - po czekoladzie (lub "wyrobie czekoladopodobnym" w czasach "przodującego socjalizmu" i niedostatków w sklepach) właśnie w tym celu.
Siano pod białym wigilijnym obrusem
Kolejną polską tradycją wigilijną jest wkładanie sianka pod obrus, którym nakryty jest wigilijny stół. Symbolizuje ono betlejemską stajenkę, miejsce narodzin Jezusa i ubóstwo, w którym miał się narodzić. Ponoć jednak tradycja sianka pod obrusem wywodzi się jeszcze z czasów pogańskiej przeszłości.
Dziś nie pilnuje się tego już tak pieczołowicie, ale dawniej nie wyobrażano sobie aby na wigilijnym stole mógł leżeć obrus innego koloru niż śnieżnobiały, a więc symbol czystości i niepokalania.
Siano pod obrusem kojarzy się dziś głównie z symboliką betlejemską, ale w wielu domach było też pretekstem do całkiem świeckiej tradycji: po kolacji losowało się źdźbła sianka, a ich wygląd miał wróżyć przyszłość. Proste? Proste. Zielone i długie – zdrowie i powodzenie, krótkie – „no cóż, byle do wiosny”, złamane – różnie to interpretowano, zwykle zależnie od humoru osoby losującej. Takie małe rytuały wprowadzają do Wigilii coś z dawnej ludowej wyobraźni: trochę powagi, trochę zabawy, a trochę dziecięcej magii.
Dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole
Tradycyjnie, przy nakrywaniu wigilijnego stołu, ustawia się dodatkowe, wolne nakrycie dla "niespodziewanego gościa", a więc nakryć jest o jedno więcej niż uczestników wieczerzy. Oznacza to, że jest się w ten wieczór gotowym przyjąć i zaprosić do stołu każdego, kto zapuka do drzwi. W tym dniu bowiem nikt nie powinien być sam. Wigilia uznawana jest przecież za wieczór szczególnej gościnności, jako odpowiedź na niegościnność, którą mieszkańcy Betlejem okazali Jezusowi.
Puste nakrycie jest również symbolem pamięci o bliskich, którzy nie mogli z nami spędzić świąt lub na zawsze odeszli. W praktyce, wspomniane miejsce przy stole pozostaje najczęściej puste przez całą kolację.
Choć puste miejsce przy stole ma głęboką symbolikę, w praktyce rzadko bywało rzeczywistym zaproszeniem dla nieznajomego. Był to raczej znak gotowości serca niż realny scenariusz. Wiele osób wspomina jednak, że samo istnienie dodatkowego nakrycia wprowadzało do wieczerzy ton refleksji i zadumy, przypominając o nieobecnych bliskich, emigrantach, czy tych, którzy święta spędzają samotnie. To jeden z tych zwyczajów, które działają bardziej na wyobraźnię niż na rzeczywistość.
Tradycja bożonarodzeniowa związana z pozostawianiem miejsca i nakrycia dla niezapowiedzianego wędrowca jest pozostałością ze staro-słowiańskich wierzeń, gdzie nietkniętą część jedzenia zostawiało się dla duchów przodków. Zwyczaj ten stanowi wyłącznie polską tradycję świąteczną i, na ile mi wiadomo, nie jest kultywowany nigdzie indziej.
Dwanaście potraw
Tradycja głosi, że na wigilijnym stole powinno znaleźć się dwanaście potraw, których liczba ma symbolizować liczbę Apostołów, lub liczbę miesięcy w roku. Ponieważ obowiązuje post w czasie całej Wigilii, podczas kolacji wigilijnej zamiast mięsa podaje się ryby we wszelkich postaciach, a w szczególności karpia, dorsza i śledzia, a w dobie dzisiejszej dostępności, różnych innych gatunków ryb.
O dwanaście potraw łatwiej, gdy potraktować je elastycznie: w jednych domach liczy się rodzaje dań, w innych — „coś z makiem” jako osobna kategoria, a w jeszcze innych osobno liczą się śledzie „w oleju” i „w śmietanie”, bo przecież to dwa światy. Ciekawostką jest też, że dawniej liczba potraw zależała często od zamożności: w chłopskich domach bywało ich mniej, za to każdy musiał chociaż spróbować wszystkiego — nie tylko „na szczęście”, ale i z bardzo praktycznego powodu: żeby gospodyni wiedziała, co w przyszłym roku ma sens robić w większej ilości.
Choć tradycja mówi o dwunastu potrawach, w wielu domach nikt nie liczył ich z aptekarską dokładnością. Liczyła się raczej intencja i symbolika obfitości – stół miał być pełny, różnorodny i gościnny. Dawniej wierzono, że liczba i bogactwo potraw zapewnią dostatek w nadchodzącym roku, dlatego nawet skromne rodziny starały się, by niczego nie zabrakło, a jeśli już brakowało – nadrabiano pomysłowością. Wigilia była bowiem jednym z nielicznych dni w roku, gdy jedzenie miało nie tylko sycić, ale też „wróżyć”.
Kiedy dorastałem, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, nie zawsze i nie w każdej rodzinie udawało się przygotować aż dwanaście różnych tradycyjnych potraw. W utrzymaniu tradycji pomagała "kreatywna księgowość", kiedy to czasem liczono chleb, sól i pieprz jako samodzielne potrawy.
Barszcz z uszkami (Foto: Wikimedia Commons)
Lista dań wigilijnych może różnić się w zależności od regionu i rodzinnej tradycji. Wśród tradycyjnych wigilijnych potraw, przynajmniej w rodzinie mojej i mojej żony, zwykle musiało się znaleźć wiele takich przysmaków, jak:
- karp w galarecie
- karp (lub inna ryba) smażona, w panierce
- ryba "po grecku"
- śledzie w śmietanie z jabłkami
- rolmopsy, czyli śledzie zwijane i marynowane w occie
- śledzie w oleju z cebulą
- postny barszcz czerwony
- uszka, czyli malutkie pierożki z grzybami do barszczu
- paszteciki z kapustą kiszoną i grzybami
- zupa grzybowa
- zupa rybna (nieznosiłem jej osobiście)
- pulpety z ryby do zupy rybnej
- pierogi z kapustą i grzybami
- kutia (pszenica z makiem, miodem i bakaliami)
- kluski z makiem
- makowiec
- piernik
- kompot "z suszu", głównie suszonych śliwek
Karp (Cyprinus carpio) jest to ryba nierozerwalnie w moim pojęciu związana ze Świętami, która jednak niespecjalnie wzbudza zachwyt w Ameryce, być może dlatego, że amerykańska jego odmiana ma nieco jakby inny smak i konsystencję, ale w Polsce jest to co najmniej "Karp królewski", a więc ryba taka, jaką ponoć podawano na stoły u panującego monarchy. Karp w galarecie zawsze był moją ulubioną potrawą wigilijną, i tylko wigilijną, a więc z utęsknieniem oczekiwaną cały rok.
Carp (Cyprinus carpio) (Źródło: Wikimedia Commons)
Ciekawostką może być, że karpia kupowało się żywego, czasem na kilka dni przed Wigilią, stojąc w bardzo długiej zazwyczaj kolejce przed "Centralą Rybną" nawet po kilka godzin, i - kiedy go już "rzucili" i udało się go zakupić i przynieść do domu - utrzymywało się go przy życiu aż do 24 grudnia trzymając w... wannie napełnionej wodą, zwykle w jedynej łazience w domu.
Również kompot z suszu pojawia się wśród potraw wigilijnych nie bez powodu: gruszki miały zapewniać długowieczność, jabłka dawać miłość i zdrowie, a suszone śliwki odpędzały złe moce. Myślę, że to idealne antidotum na dzisiejszze czasy!
Uwaga: w czasie uczty wigilijnej należy koniecznie skosztować wszystkich dwunastu potraw, bo inaczej ryzykuje się nieszczęściem w nadchodzącym roku!
Dzielenie się opłatkiem
Opłatek, to po prostu nic innego, jak cienka jakby blaszka, czy płatek wypieczonej mąki pszennej i wody. Jest więc formą chleba, który ma przeważnie bały kolor i jest rzeczywiście bardzo cienki. Jego nazwa wzięła się z łacińskiego słowa oblatum co znaczy dar ofiarny. Dzielenie się chlebem ma korzenie w pogańskich tradycjach, które z czasem przeszły na stałe do zwyczajów chrześcijańskich.
Przełamanie opłatka musi nastąpić ze wszystkimi uczestnikami na początku wieczerzy. Tuż przed rozpoczęciem kolacji wigilijnej Polacy dzielą się opłatkiem i składają sobie wzajemnie życzenia. Dzielenie się opłatkiem i składanie sobie życzeń należy do najważniejszych tradycji wigilijnych w Polsce i - oprócz Polski - w zaledwie garstce innych krajów europejskich. Należą do nich Litwa, część Czech, Słowacja, Ukraina i - co ciekawe - nawet Włochy.
Opłatek jest tu symbolem pojednania i przebaczenia, a do wigilijnego stołu nie wolno zasiadać osobom, które są ze sobą skłócone lub żywią do siebie jakieś urazy. Przez ten gest pojednawczy, rodziny zasiadające przy stole wigilijnym pokazują, że darzą się uczuciem, nie żywią do siebie urazy i czują się ze sobą połączeni. Dzielenie się opłatkiem ma w ten sposób zbliżać i jednać ludzi.
Wigilijnym opłatkiem tradycyjnie dzielono się ze wszystkimi domownikami, a więc także i ze zwierzętami domowymi (pies zje jak wiadomo wszystko, ale z kotami to już zupełnie inna historia), a na wsi - podawano go też zwierzętom gospodarskim, aby chronił je przed chorobą i rzuconym urokiem.
W wielu rodzinach — zwłaszcza rozdzielonych emigracją — opłatek był (i bywa nadal) wysyłany pocztą w białej kopercie, często z dopiskiem „nie zginać”. To jeden z tych drobnych gestów, które nabierają wagi dopiero wtedy, gdy człowiek spędza święta daleko od domu. Opłatek, choć sam w sobie skromny i niemal bez smaku, potrafi być wtedy bardziej „treściwy” niż całe menu: niesie w sobie rytuał, pojednanie, życzenia, a czasem i tę dyskretną melancholię, że ktoś jest nieobecny — ale jednak pamiętany.
Jemioła
Tradycją szczególną dla wszystkich zakochanych, ale niekoniecznie tylko polską, jest wieszanie kawałka jemioły w domu. Za każdym razem, gdy ktoś się pod nią znajdzie, musi dać komuś całusa.
W czasach starożytnych, rzymskich, jemioła była symbolem miłości i przyjaźni, stąd podobno tradycja całowania się w jej pobliżu.
Wspólne kolędowanie
Kolędy w Polsce mają szczególny status: to nie jest „muzyka w tle”, tylko wspólny język świąt. Śpiewanie kolęd jest ważnym elementem Bożego Narodzenia. W polskiej tradycji kolęd jest bardzo wiele, a najstarsze z nich pochodzą jeszcze z czasów średniowiecza. Niektóre z kolęd, na przykład Cicha Noc, mają charakter międzynarodowy. Te najbardziej znane spośród polskich kolęd, to Wśród nocnej ciszy, Bóg się rodzi, Lulajże Jezuniu, Przybieżeli do Betlejem, oraz Dzisiaj w Betlejem.
Wspólne śpiewanie kolęd, w które zaangażowani są wszyscy uczestnicy wieczerzy wigilijnej, to tradycja coraz rzadziej chyba jednak praktykowana. W niektórych rejonach Polski po domach chodzą także kolędnicy, którzy składają życzenia i śpiewają kolędy, w zamian za poczęstunek, napitek, i "co łaska".
Ciekawostką jest, że wiele kolęd ma po kilka wersji tekstu, a rodziny potrafią kłócić się półżartem o to, czy „w żłobie leży” śpiewa się tak czy inaczej. Bywa też, że kolędowanie jest najbardziej demokratycznym momentem całego wieczoru: nagle każdy ma głos — i nawet jeśli ktoś fałszuje, to fałszuje „po bożemu”, czyli wspólnie. W niektórych domach śpiewanie kolęd było też subtelnym sposobem na wyhamowanie tempa jedzenia i przypomnienie, że to nie tylko kolacja, ale rytuał.
Pasterka
Pasterka to msza święta odprawiana dokładnie o północy, po Wigilii, a więc w pierwszej godzinie Bożego Narodzenia. Jej nieodłączną częścią, oprócz samej liturgii, jest właśnie śpiewanie kolęd.
Aby śpiewać kolędy w tej sytuacji nie potrzeba wielkiego talentu muzycznego, zresztą po sutej biesiadzie wigilijnej nikt specjalnie nie przywiązuje wagi do muzycznych walorów wykonania. Pasterka jest jednakże niepowtarzalną okazją do zaprezentowania swoich talentów wokalnych, oraz - z drugiej strony - usłyszenia kolęd fałszowanych na wszelkie sposoby przez - niestety - niejednokrotnie całkiem już podchmieloną o tej porze gawiedź. Takie w każdym razie mam wspomnienia z dzieciństwa.
Pasterka miała – i w wielu miejscach nadal ma – charakter niemal nocnej pielgrzymki. Po całym dniu przygotowań i długiej kolacji ludzie, często mimo zmęczenia, wychodzili z domów w mroźną noc, by wspólnie uczestniczyć w mszy. W małych miejscowościach była to także okazja do spotkań towarzyskich: jedyna noc w roku, gdy kościół wypełniał się po brzegi, a po wyjściu wymieniało się życzenia z sąsiadami. Dla dzieci pasterka bywała pierwszym „nocnym wyjściem”, dla dorosłych – symbolicznym domknięciem Wigilii i wejściem w czas Bożego Narodzenia.
„Mówiące zwierzęta”
Legenda o mówiących zwierzętach brzmi dziś jak bajka, ale jej urok polega na czymś prostym: w Wigilię świat ma na chwilę przestać być zwyczajny. Dzieci słuchają, dorośli udają, że nie wierzą, a jednak — jakoś ciszej się wtedy zamyka drzwi, łagodniej mówi, ostrożniej stawia talerze. Ta jedna noc w roku ma w polskiej tradycji szczególną „miękkość”: jakby wszyscy, choćby na moment, chcieli żyć lepiej niż na co dzień.
Boże Narodzenie
25 grudnia wypada Boże Narodzenie, ale także imieniny Adama i Ewy, a 26 grudnia obchodzony jest w Polsce drugi dzień świąt na pamiątkę Św. Szczepana - pierwszego męczennika za wiarę chrześcijańską. Oba te dni są świętami państwowymi wolnymi od pracy i przeznaczonymi na odpoczynek, kolędowanie i spotkania rodzinne.
Kultywowanie polskich zwyczajów świątecznych, zwłaszcza na obczyźnie, pomaga pogłębianiu więzi łączących członków rodziny i podtrzymywaniu narodowej tożsamości. Obdarza też obchody Bożego Narodzenia niepowtarzalną świąteczną atmosferą, na przeżycie której można z utęsknieniem wyczekiwać przez wiele miesięcy, bez względu na swój wiek kalendarzowy.
Życzymy Zdrowych i Wesołych Świąt!
Artykuł, w nieco uboższej wersji, ukazał się pierwotnie na portalu Kuryera Polskiego w 2020 r.