Sto lat temu, 17 września 1924 roku powstał Korpus Ochrony Pogranicza (KOP). Przez dokładnie piętnaście lat, do agresji ZSRR na Polskę w 1939 roku, strzegł naszej wschodniej granicy. Ponieważ i dzisiaj nie jest ona bezpieczna warto wspomnieć o tej wyjątkowej formacji wojskowej.
Odrodzenie Polski w 1918 roku nie oznaczało trwałych granic. Musieliśmy walczyć o nie jeszcze przez kilka lat. Szczególnie skomplikowana sytuacja była na wschodzie z powodu planu Rosji sowieckiej rozlania rewolucji na Europę, co doprowadziło do wojny polsko-bolszewickiej oraz ambicji niepodległościowych Ukraińców, Litwinów, Białorusinów.
Kształt i długość naszej wschodniej granicy (ponad 1400 km) ustalił traktat pokojowy, podpisany w Rydze 18 marca 1921 roku, ale mieszkańcom Kresów Wschodnich nie zapewnił spokoju. Sowieckie służby specjalne przerzucały na terytorium Polski uzbrojone oddziały dywersyjne, agentów i terrorystów. Granica była nieszczelna, rozchwiana, co zachęcało do działania przemytników i bandytów. Nie wystarczała ochrona straży granicznej, konieczna okazała się pomoc wojska. Te realia lat 20. XX wieku pogranicza polsko-radzieckiego przedstawił Sergiusz Piasecki w powieści „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy”. Oparł ją na wątkach biograficznych.
Żołnierze KOP-u na granicy polsko-radzieckiej, podczas spotkania z patrolem sowieckim. (Źródło: Wikipedia)
Podstawą powołania KOP był rozkaz ministra spraw wojskowych, generała Władysława Sikorskiego. Na czele nowej formacji, liczącej ponad dwadzieścia siedem tysięcy żołnierzy, stanął generał Henryk Minkiewicz-Odrowąż. Pod koniec 1924 roku w skład KOP wchodziło 11 batalionów piechoty i tyle samo szwadronów kawalerii. Żołnierze stacjonowali, kierując się od północy na południe, m.in. w Wilnie, Grodnie, Nowogródku, Sarnach, Czortkowie. W pierwszym okresie działalności na budowę strażnic i wyposażenie KOP władze II RP przeznaczyły ponad dwadzieścia siedem i pół miliona złotych.
Jednym z „KOPistów” był mój dziadek ze strony mamy – pochodzący z Kujaw, ze wsi Sobiczewy koło Chodcza Stanisław Słonecki. Trafił do KOP z 14 pułku piechoty stacjonującego we Włocławku. Cała jego kompania w marcu 1933 roku została przeniesiona do dowodzonego przez podpułkownika Juliana Czubryta Pierwszego Baonu (Batalionu) KOP „Budsław” w miejscowości o tej nazwie, słynnej dzięki kultowi Maryjnemu, wówczas w powiecie i województwie wileńskim, dziś na Białorusi. Dziadek miał dwadzieścia trzy lata, wykształcenie gimnazjalne, nieposzlakowaną opinię, ładny charakter pisma i mianowano go na kaprala oraz pisarza baonu. Co istotne, pochodził z Polski centralnej, co było preferowane, bo dawało niewielkie szanse na rodzinne czy towarzyskie powiązania „kopisty” ‒ jak określano żołnierzy KOP ‒ z ludnością mieszkającą przy granicy. Wcześniej Stanisław Słonecki skończył szkołę podoficerską w Wilejce. Przeszedł do cywila (co za zbieżność dat!) dokładnie 17 września 1934 roku.
KOP pełnił nie tylko funkcję militarną. Pomagał w codzienności, na przykład przy budowie dróg i mostów, linii telefonicznych i energetycznych, przy remoncie domów i kościołów. Na wsparcie kopistów zawsze można było liczyć w sytuacji kryzysowej, pożaru czy powodzi. Ponadto żołnierze zakładali na Kresach spółdzielnie i sklepy, prowadzili dożywanie najbiedniejszych a wojskowi lekarze i weterynarze nie odmawiali miejscowym porad. Ulubioną przez wszystkich, żołnierzy i cywilów, formą integracji były imprezy kulturalne, na przykład samodzielnie przygotowywane przedstawienia teatralne czy zawody sportowe.
Mój dziadek wspominał rywalizację lekkoatletyczną i konną o Mistrzostwo Pułku „Wilejka”, w której brał udział w lipcu 1934 roku. Sprawnością wykazał się jego kolega z baonu, strzelec Władysław Sapieja, który wziął udział aż w siedmiu konkurencjach, a w sześciu z nich zdobył pierwszą lokatę. Również kawalerzyści z KOP „Budsław” okazali się najlepsi w konkursie hipicznym. Dowódca podarował im za to osiągnięcie buńczuk.
Ułani z 20 szwadronu KOP (Źródło: Wikipedia)
Tych przyjemnych momentów kopiści mieli jednak niewiele. Przede wszystkim byli na służbie trudnej i nieprzewidywalnej. Wróg działał bezwzględnie, a żołnierze KOP reagowali odwetem. Tylko w pierwszym okresie istnienia formacji zginęło ponad pięćdziesięciu kopistów. Obywatele II RP, nie tylko ci, którzy znali ich z sąsiedztwa, ale w całym kraju, darzyli KOP szacunkiem. Przez kierownictwo sił zbrojnych utrwalany był wizerunek kopistów jako „prawdziwych obrońców granic”.
Do narzędzi, które przeznaczono do tego celu, należało pismo „Wiarus”. Autor zamieszczonego w nim tekstu, powstałego z okazji dziesięciolecia istnienia formacji pisał m.in.: „Wszystkie oddziały otrzymały setki depesz gratulacyjnych i życzeń ze wszystkich stron Polski, a szczególnie od byłych kopistów i społeczeństwa kresowego”.
Pomimo podpisanego przez Polskę i ZSRR trzyletniego paktu o nieagresji 25 lipca 1932 roku i przedłużenia go aż do 1945 roku, KOP cały czas pozostawał czujny i reorganizował się, np. w 1937 roku zmienił system ochrony granicy z kordonowego na patrolowo-wywiadowczy. Kopiści pozostawali w gotowości bojowej od marca 1939 roku, jednak wielu w ciągu kilku kolejnych miesięcy rozproszono po armiach i grupach operacyjnych na wypadek wojny z Niemcami. 17 września, kiedy ZSRR złamał pakt o nieagresji i wszedł do Polski, KOP stanął do walki, a wraz z nim policjanci, uczniowie i inni cywile. Niezwykle ważne zadanie miał baon KOP „Borszczów”. Na podlegającym mu terenie znajdowała się kwatera naczelnego wodza, marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i agendy rządu polskiego. Żołnierze batalionu zniszczyli dwa sowieckie czołgi, ale nie byli w stanie zorganizować skutecznej obrony. Wkrótce naczelny wódz i przedstawiciele rządu przekroczyli granicę rumuńską.
Przegrana wojna obronna 1939 roku oznaczała kres istnienia KOP. Zginęło wówczas kilkuset kopistów, znacznie więcej dostało się do niewoli. Ponad pół tysiąca zamordowano w Katyniu, wśród nich pierwszego dowódcę formacji, gen. Minkiewicza-Odrowąża.
Mój dziadek-kopista Stanisław Słonecki przeżył wojnę, zmarł w 1987 roku. Do dziś w archiwum rodzinnym są trzy fotografie z czasu jego służby w baonie „Budsław”: widok na plac przed kościołem wypełniony ludźmi w dniu odpustu 2 lipca 1933 roku, budynek pobliskiej strażnicy KOP „Wilejka” oraz sielski obrazek z wycieczki na wzgórze o nazwie Turek, datowany: Budsław, 23 maja 1934 rok.