Wszystko na to wskazuje, że administrację Bidena czeka długa droga do tego, aby przekonać Europę zachodnią do wartości atlantyckich i wspólnej gry w zespole w celu osłabienia pozycji Chin. Wizyta kanclerz Merkel w Waszyngtonie nie przyniosła żadnego przełomu a co gorsza uwidoczniła inne strategiczne rozbieżności pomiędzy Niemcami a USA, a zwłaszcza na poziomie rozumienia problemu gazociągu Nord Stream.
Niemcy z butną twarzą Angeli Merkel, cynicznie widzą w tym projekcie tylko projekt gospodarczy, zaś Biden wiąże ten problem z bezpieczeństwem Europy wschodniej i wschodniej flanki NATO. Tak więc, ze swoim charakterystycznym uśmiechem Prezydent, Biden czarował „złotą Panią”, jak mawia red. Michalkiewicz, podczas ostatniego jej pobytu w Waszyngtonie. Po drodze był honorowy doktorat, potem śniadanie z Kamalą Harris i kolacja na wysokim szczeblu.
Warto zwrócić uwagę, na nowy sposób traktowania prasy i sposobów uzyskiwania akredytacji. Tylko zaufani mają prawo wstępu na konferencje co wcale nie znaczy, że będą mogli zadać jakiekolwiek pytanie. Mimo tych nowych procedur i tak jeden z tych zaufanych wystrzelił nagle z pytaniem: co Prezydent Biden zamierza zrobić z antykomunistyczną rewolucją na Kubie? Nie jest to wygodny temat dla demokratów, zwłaszcza, dla progresywistów. Oni bardzo nie lubią hasła NO COMUNISMO.
Ale wróćmy do naszych bohaterów. Wydaje się, że administracja Bidena musi jednak zaczekać na nowego kanclerza, aby kontynuować to czarowanie. Warto również zauważać fakty. Trzeba być chyba niespełna rozumu, aby proponować Niemcom przejęcie Trójmorza, a Putinowi dać w prezencie zrezygnowanie z sankcji przeciw Nord Stream. To nie są żadne negocjacje tylko rozdawanie prezentów.
Pentagon ciągle pamięta fakt odmowy przez Niemcy wzięcia udziału w koalicji irackiej. Tak może zdarzyć się i teraz w wypadku nowego globalnego przeciwnika jakim są Chiny. Warto przypomnieć istotę doktryny Trumana w stosunku do Niemiec i Rosji, którą w krótko można scharakteryzować jako trzymanie Niemiec na krótkiej smyczy, a Rosji z dala od Europy.
Szkoda, że Trumpowi zabrakło finezji w uprawianiu „swojej dyplomacji”. Teraz całą tę misterną grę musimy zacząć od początku. Zakup tureckich dronów i 250 Abramsów wydaje się doskonałym krokiem, jednak przy braku podstawowych narzędzi jakim są anglojęzyczne media i asertywna aktywność dyplomatyczna to krok, którym media globalne mainstreamowe się nie zajmą, bo w ich interesie jest minimalizowanie Polski i stawianie jej po złej stronie historii. Jedynym logicznym krokiem jest budowanie realnej siły Polski jako lidera Trójmorza, powołanie jego sekretariatu nie w Berlinie a w którymś z krajów Trójmorza i promowanie tego projektu.
Mam sporo informacji docierających do mnie z amerykańskich ośrodków akademickich, medialnych i politycznych, że wiedza o Trójmorzu praktycznie nie funkcjonuje poza Waszyngtonem. Dlatego musimy mówić o Trójmorzu, ale musimy to robić w globalnych językach, a zwłaszcza po angielsku. Ważne jest również, aby pokazać Amerykanom, że obszar Trójmorza to ostatni bastion na świecie, w którym nastroje w stosunku do Ameryki są ciągle przyjazne. Szkoda, że zideologizowane elity skupione wokół Departamentu Stanu ten stan rzeczy po prostu zaprzepaszczają. Cała nadzieja w wojskowych z Pentagonu.
Tekst ukazał się pierwotnie w Tygodniku Solidarność.