24 listopada 1904 roku w Warszawie zaczął funkcjonować areszt śledczy i więzienie karne przy ul. Rakowieckiej na Mokotowie. Początki więzienia na Mokotowie sięgają czasów zaboru rosyjskiego. Po wojnie to właśnie tu z polecenia najwyższych władz komunistycznych więziono, torturowano oraz mordowano przywódców Polskiego Państwa Podziemnego i działaczy niepodległościowych.
Miałam okazję odwiedzić więzienie i na własne oczy zobaczyć miejsce kaźni naszych Bohaterów. Oprowadzał mnie Jarosław Wróblewski, który jest członkiem Komisji Historycznej przy Społecznym Komitecie Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionu „Zośka” i Grupy Historycznej Zgrupowanie „Radosław” oraz autorem licznych publikacji m.in. książek „Gryf” i „Zośkowiec”.
Niedawno zdecydowano powołać w miejscu więzienia Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. I tak okryte ponurą sławą więzienie zniknie na kilka lat i będą trwały w nim liczne prace przygotowawcze. To nie będzie zwykłe muzeum – ono będzie naznaczone krwią naszych Bohaterów, którzy oddali swoje życie za wolną Ojczyznę. Umierali i chcemy wierzyć, że mieli nadzieję, że Ich śmierć nie poszła na marne, że będą dalej żyć w naszych sercach i pamięci.
To właśnie przy Rakowieckiej więziono gen. Augusta Fieldorfa ps. Nil, ppłk. Łukasza Cieplińskiego ps. Pług, mjr. Zygmunta Szendzielarza ps. Łupaszko, mjr. Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora, rtm. Witolda Pileckiego ps. Witold. Poza wojskowymi więziono na Mokotowie również cywili i przedstawicieli kościoła katolickiego, m.in. abp. Antoniego Baraniaka.Więzienie na Mokotowie nie było tylko miejscem odosobnienia, ale również miejscem kaźni, Golgotą Narodu Polskiego.
Wejście przez bramę więzienia wywołuje dreszcze. Wiemy powszechnie, jak wielu polskich patriotów przekraczało ten próg, by już nigdy nie wrócić do domu, do swoich bliskich. Wita mnie uśmiechnięty umundurowany policjant. Nie spodziewam się tak miłego przyjęcia i przez chwilę jestem zdezorientowana. Napięcie wraca, gdy wchodzę do środka i oglądam kolejne cele, w których przetrzymywani byli najlepsi synowie polskiej ziemi. Oczywiście cela rotmistrza W. Pileckiego robi największe wrażenie. Jest zachowana w niezmienionym stanie. Na oknie wisi mały portret rotmistrza, tak znany z niezliczonych fotografii odwiedzających gości. To miejsce wymaga skupienia i modlitwy. W więzieniu panuje przenikliwa cisza, która potęguje jeszcze grozę, którą odczuwam na każdym kroku.
Szczególne wrażenie robi na mnie cela, gdzie był więziony Abp. Antoni Baraniak, sekretarz kardynała Stefana Wyszyńskiego, „Żołnierz Niezłomny” Kościoła. Biskup został aresztowany razem z prymasem w nocy 25/26 września 1953 roku. W ciągu 27 miesięcy ubecy przesłuchiwali Go co najmniej 145 razy. Był torturowany, poniżany, bity, głodzony i przetrzymywany w ciemnicy. Pomimo wielkiego cierpienia, jakie mu zadawano, biskup Antoni Baraniak pozostał wierny prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu, wierny Kościołowi. W 1956 roku wyszedł na wolność, po czym aż do śmierci służył Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie.
Wchodzę do celi generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, dowódcy Kedywu Komendy Głównej AK i konspiracyjnej organizacji „NIE”. Był jednym z najbardziej zasłużonych żołnierzy AK i Polskiego Podziemia Niepodległościowego. Pomimo tortur odmówił współpracy z UB. Do końca zachował w sercu Boga, Honor Żołnierza Polskiego i Niepodległą Ojczyznę.
Przechodzę podziemnym tunelem do bloku, w którym królował pułkownik Jacek Różański, pełniący funkcję dyrektora Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W historii zapisał się jako jeden z największych katów Polaków po 1944 roku. Ma na sumieniu śmierć wielu patriotów, m.in. rotmistrza Witolda Pileckiego i generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Blok, gdzie miał swoje więzienie nazywany był „Pałacem Cudów” i nikt dokładnie nie wiedział, jakie zbrodnie miały tam miejsce. Na pewno panowało tam całkowite bezprawie, a w jego efekcie pod budynkiem pojawiały się kolejne zwłoki zamęczonych polskich patriotów.
Na terenie więzienia wykonano ponad 350 wyroków śmierci, a liczba osób zakatowanych w trakcie śledztwa pozostaje nieznana. Po pokazowym procesie 1 marca 1951 r. zostało tam rozstrzelanych również siedmiu członków niepodległościowego IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” na czele z płk. Łukaszem Cieplińskim ps. Pług. To na Ich cześć dzień 1 marca został ustanowiony Dniem Żołnierzy Wyklętych.
Pan Wróblewski z zaangażowaniem pokazuje mi kolejne miejsca, na przykład celę, gdzie więźniowie godzinami przebywali zanurzeni do pasa w wodzie. Na koniec udajemy się pod ścianę śmierci, gdzie wykonywano wyroki metodą katyńską, czyli strzałem w tył głowy. Przytłoczona smutkiem odmawiam „Ojcze nasz” za Ich dusze.
Odwiedzając muzeum poznałam liczne historie ludzi, którzy w imię wyższych wartości i miłości Ojczyzny poświęcili całe swoje życie na walkę z okrutnym ustrojem. Tutaj i na kwaterze „Ł” na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim komuniści wrzucali do bezimiennych dołów ciała naszych bestialsko pomordowanych Bohaterów. Tych wspaniałych ludzi, którzy powinni stać na piedestale, być wzorem dla kolejnych pokoleń. Próbowano Im odebrać godność, zapomnieć o Nich, zniszczyć każde wspomnienie bohaterstwa, poświęcenia, walki o wolną Polskę.
Nie udało się…
Wychodząc jeszcze raz natykam się na policjanta przy wrotach więzienia. Żegna mnie z uśmiechem. Z trudem przechodzi mi przez usta kilka słów pożegnania. Odczuwam ulgę opuszczając to miejsce, ale nie opuszcza mnie świadomość, że naszym Bohaterom się to nie udało. Pozostali w miejscu swojej kaźni na zawsze. Dlatego zapewniamy Ich solennie: PAMIĘTAMY I PAMIĘTAĆ ZAWSZE BĘDZIEMY!
Ostatni list do Matki (autor wiersza: ppor. Leszek Andrzej Mroczkowski, wiersz napisany w celi więzienia, 1953/54):
Piszę do Ciebie mamo, bo wiem że klęcząc prosisz Boga
O syna i o zmiłowanie bo wielka w sercu twoim trwoga
Nie płacz mateczko, nie płacz proszę czas jest lekarstwem co leczy rany
a za dni kilka przyjdzie pismo, że “ wyrok został wykonany “.
Ja nie rozpaczam, choć się boję a w sercu taka miłość płonie
Więc klęczę u nóg Twoich mamo, całując spracowane dłonie.
Nie płacz Mateczko, muszę przejść te siedem schodów do piwnicy
Nieść moje osiemnaście lat , aby nie wlekli mnie strażnicy
Kocham cię Matuś, słońce wiatr i łopot żagli na jeziorze
I pierwszych pocałunków smak i kiedy jest wzburzone morze!
Umierać jest mi strasznie żal, przysięgam na mą biedną duszę
Tak trudno przejść te siedem schodów a przecież przejść je muszę!!!!
Więc jeśli kiedyś WRÓCI POLSKA to niech się za nas ktoś upomni
Żegnaj Mateczko, muszę kończyć, klucz zgrzyta w zamku .......idą po mnie!!
Autor: Maria Byczynski
Zdjęcia: Maria Byczynski
Portal British Poles