Melchior Wańkowicz – pisarz nazywany ojcem polskiego reportażu – to postać o życiorysie przebogatym i pełnym zwrotów akcji, jak XX wiek, w którym żył. Dzięki jego reportażom bitwa pod Monte Cassino kształtowała tożsamość i wyobraźnię Polaków. Opowieść o jego życiu roztacza jego gabinet – eksponowane w Muzeum Literatury w Warszawie archiwum twórcy. Warto je odwiedzić jeszcze przed 50. rocznicą śmierci pisarza.
Od progu uwagę przyciągają cztery zdjęcia portretowe złączone jedną ramką – tak ma wyrażać się siła rodziny Wańkowiczów. Oto mama Zofia zwana w pisarstwie Wańkowicza Królikiem, tata Melchior – dla bliskich „King” i ich dwie córy – starsza Krystyna – Krysia albo „Pyton” (bo pytała o wszystko) i młodsza Marta ‒ Tili. Obie uwieczniono w latach młodzieńczych. Krystynie nie było dane ich przekroczyć. Piękna dziewczyna z długimi warkoczami, studentka historii tajnego Uniwersytetu Warszawskiego, łączniczka i sanitariusza w batalionie „Parasol” zginęła szóstego dnia Powstania Warszawskiego. W czasie wojny przebywała w Warszawie tylko z mamą. Tata poświęcił zmarłej córce i heroicznej postawie żony, która przez kilka miesięcy poszukiwała ciała Krysi, powieść Ziele na kraterze.
Melchior Wańkowicz po tym, jak nie mógł odnaleźć swego oddziału w zawierusze wojny obronnej 1939 roku, przeszedł wpław Dniestr – wraz z maszyną do pisania ‒ i znalazł się na terytorium Rumunii. Rozpoczęła się dla niego długa i wieloetapowa emigracja. Dołączyła do niego młodsza córka. Pisarz wrócił na stałe do kraju dopiero w 1958 roku. Jego córka Tili, późniejsza Marta Erdman, pozostała na zawsze w Stanach Zjednoczonych i to ona, tuż po śmierci taty we wrześniu 1974 roku, pamiątki po nim podarowała Muzeum Literatury.
Pod poczwórnym portretem w gablocie eksponowane są jedne z najważniejszych dla pisarza materialne znaki pamięci. Prowadzą na pole bitwy pod Monte Cassino, w której, w maju 1944 roku, Melchior Wańkowicz uczestniczył jako reporter wojenny II Korpusu Polskiego dowodzonego przez gen. Władysława Andersa. Do Polskich Sił Zbrojnych pisarz dołączył w Palestynie, dokąd rzuciły go losy po blisko roku spędzonym na Cyprze. Prowadził kronikę korpusu i wraz z nim przemierzył szlak z Iranu do Iraku, Syrii, Libanu, Egiptu, aż do Włoch.
Bitwa o Monte Cassino na zawsze zrosła się z postacią Wańkowicza. Uczestnicy tego boju wspominali jego wigor i pragnienie zanotowania dosłownie wszystkiego, aby zachować wspomnienia o odwadze polskich żołnierzy. Interesowały go ich drogi życiowe, ale też topografia terenu bitwy, używane środki bojowe, założenia strategiczne. Stworzył monumentalne, trzytomowe dzieło Bitwa o Monte Cassino. Po raz pierwszy wydano je wkrótce po wojnie, w Mediolanie. Polska Ludowa zabroniła publikacji tej książki, i ukazała się ona dopiero w 1958 roku, w ocenzurowanej wersji, zaś jej pełne wydanie – po przełomie politycznym 1989 roku.
W gablocie w gabinecie pisarza znalazł się między innymi krzyż wykonany ze stopionych odłamków pocisków znalezionych na wzgórzu Monte Cassino. Naprzeciwko wisi dużych rozmiarów ręcznie wykonany plan bitwy.
Wańkowicz pozostawił mnóstwo dzieł w różnej stylistyce: gawędy, wspomnienia, reportaże wojenne i historyczno-geograficzne, felietony, eseje. Zdumiewa jego pracowitość, zachwyca lekkość pióra. Swobodnie używał staropolszczyzny, gwar, tworzył neologizmy, szczególnie bliski był mu język kresowy – jego rodzinny.
Urodził się 10 stycznia 1892 roku w guberni mińskiej, w majątku Kałużyce, będącym w posiadaniu Wańkowiczów od XVIII wieku do rewolucji październikowej. Melchior debiutował jeszcze w czasach zaborów, ale w pełni talentem zabłysnął w okresie międzywojennym. Tematy czerpał z przeszłości, z obserwacji swoich czasów, z bliskich i dalekich podróży. Ukończył studia prawnicze. W roli dziennikarza wyjechał do Meksyku, co podsumował w książce W kościołach Meksyku.
Książki pisał i gromadził, ale też wydawał. Z jego inicjatywy powstało Towarzystwo Wydawnicze Rój, które w latach 20. i 30. XX wieku wprowadziło na polski rynek dzieła Bruno Schulza, Witolda Gombrowicza,Tadeusza Dołęgi Mostowicza oraz zagranicznych twórców, m.in. Thomasa Manna, Marcela Prousta, Aldousa Huxley’a.
Wańkowicz działał też w wielkim biznesie. Został doradcą reklamowym Związku Cukierników, dla którego wymyślił nieśmiertelne hasło: „Cukier krzepi”. Po wielu latach stworzył równie chwytliwy i wciąż żywy slogan dla Polskich Linii Lotniczych: „LOT-em bliżej”.
Przede wszystkim jednak nieustannie pracował nad kolejnymi książkami. Po drugiej wojnie, jako emigrant, przyglądał się swoim rodakom bez ojczyzny. Napisał wówczas Tworzywo o życiu Polonii oraz tytuł Polacy i Ameryka. Otrzymał obywatelstwo amerykańskie, co bardzo ułatwiało mu podróże po świecie we wczesnych latach PRL-u. Od młodości miał żyłkę konspiratora i bojownika o wolność. W wieku siedemnastu lat założył tajne pismo „Wici”. W latach komunizmu odważnie zabierał głos, a chcąc być naprawdę blisko swego narodu zrzekł się amerykańskiego obywatelstwa, co w końcu zaprowadziło go na ławę oskarżonych. Usłyszał wyrok trzyletniego więzienia, ale ostatecznie spędził kilka tygodni w areszcie. Miał wówczas ponad siedemdziesiąt lat i wciąż wiele sił do pracy oraz spotkań z czytelnikami, którzy obdarzali go wielką sympatią.
Centralne miejsce gabinetu Wańkowicza zajmuje potężne gdańskie biurko. Pisarz trzymał na nim gadżety sprowadzone z Ameryki, które porządkowały i ułatwiały mu twórczość, a w tak nowoczesnym wydaniu linijki, temperówki, kalendarze, wizytowniki, noże do cięcia papieru i inne drobiazgi nie były dostępne w Polsce. Dowodem na prowadzoną przez Wańkowicza szeroką korespondencję jest waga do listów. Przy biurku stoi znacznych rozmiarów amerykański gadżet – fotel na kółkach.
Ale sercem gabinetu są książki – cztery i pół tysiąca tytułów po polsku, angielsku, rosyjsku. Literatura piękna i faktu autorów polskich i ze świata, sprzed wieków i współczesnych, słowniki, encyklopedie. Wszystkie pozycje, które brał do ręki, żeby poszerzać wiedzę i cieszyć się pięknem słów.
Melchior Wańkowicz zmarł 10 września 1974 roku w Warszawie. Jego gabinet opowiada o nim, jego rodzinie, przeżyciach, zamiłowaniach. Stajemy wobec przedmiotów wypełnionych jego energią. Wzruszają tak charakterystyczne dla Wańkowicza, umieszczone na wieszaku, nakrycia głowy. Kapelusz i beret – ślady codzienności.
Był bliski zwykłym ludziom, umiał wczuwać się w ich emocje, bo sam wiele przeszedł. W ostatnim swoim dziele Karafka La Fontaine’a podsumował: „Czuję się bardziej rześki w pisaniu po przetarciu się w życiu jako magister praw i aplikant sądowy, absolwent Szkoły Nauk Politycznych, wojak, reklamowiec, urzędnik, wydawca, budowniczy i dzierżawca słupów reklamowych, dyrektor przedsiębiorstwa państwowego, kierownik hurtowni tytoniowej, nauczyciel w szkole średniej, pracownik na kurzej farmie”. Temu ostatniemu zajęciu oddawał się w Ameryce, gdzie musiał dorabiać myciem i pakowaniem jajek.