Kiedy byłem szóstoklasistą w gimnazjum, rodzice podarowali mi w prezencie świątecznym nowy sześciopłytowy zestaw, wyprodukowany przez zespół CBS News „I Can Hear It Now, the Sixties”. Było to wznowienie płyt 78-obrotowych wydane przez radio CBS, pod przewodnictwem ich wzorcowego prezentera wiadomości Edwarda R. Murrowa, wiadomości z epoki kryzysu i drugiej wojny światowej, które zostały udostępnione opinii publicznej pod koniec lat czterdziestych.
Mój prezent zawierał prawie zapomniane głosy Johna Kennedy'ego, Nikity Chruszczowa i zabitego przywódcy praw obywatelskich, dr. Martina Luthera Kinga Jr. Kilka urywków z tego starego zestawu, który teraz zbiera kurz w mojej piwnicy, zarezonowało ze mną w ostatnim czasie, tydzień po tym, jak niedoszły car Rosji Władimir Putin rozpoczął swoją brutalną inwazję na Ukrainę. Najpierw zabrzmiał głos młodego Johna Kennedy'ego, który w obliczu kryzysu berlińskiego w 1961 r. pontyfikował, jak „każdego dnia kryzys się pomnaża”. A potem myślałem także o słowach, które przegrany republikański kandydat na prezydenta w 1964 roku, Barry Goldwatere, wygłaszał w przemówieniu akceptacyjnym w Cow Palace w San Francisco. Goldwater przypomniał swoim rodakom, że „ekstremizm w obronie wolności nie jest występkiem, a umiar w dążeniu do sprawiedliwości nie jest cnotą”.
Kryzys na Ukrainie osiągnął apogeum siedem dni temu, kiedy siły rosyjskie przetoczyły się przez granicę w odpowiedzi na rewizjonistyczną tyradę Putina w Dumie Państwowej na początku tego tygodnia. Jak każde inne „wiekopomne wydarzenie”, było ono jednak długo przygotowywane. Historycznie rzecz biorąc, każdy reżim panujący nad państwem rosyjskim, Moskwą i Petersburgiem w czasach carskich, przez długi czas był wrogo nastawiony do ukraińskich aspiracji narodowych. Przejawiło się to w postaci dławienia lokalnych cerkwi greckokatolickich i bizantyjskich na Ukrainie oraz trwającego procesu wynarodowienia Ukraińców. W czasach sowieckich Ukraina była zawsze postrzegana jako potencjalna przeszkoda dla aspiracji władzy bolszewickiej. Jedną z konsekwencji tego sposobu myślenia był oczywiście Hołodomor (Wielki głód na Ukrainie, ukr. Голодомор, dosł. „zamorzenie głodem” — przyp. red.), podczas którego tysiące ludzi zginęły w głodzie zorganizowanym przez państwo.
Od rozpadu starego Związku Radzieckiego, Federacja Rosyjska nigdy nie była pogodzona z ideą niepodległej i suwerennej Ukrainy. Od prawie dekady Putin prowadzi agresywną i destabilizującą politykę, która prowokuje pytanie, dlaczego nie próbował zacząć obecnej inwazji dużo wcześniej niż to zrobił. Oprócz symbolicznego wsparcia Sojuszu Zachodniego, władze w Kijowie zostały pozostawione same sobie, ponieważ Krym i Donbas zostały pochłonięte przez państwo rosyjskie w imię ochrony swoich interesów narodowych.
Kiedy stało się jasne, że Moskwa jest zdeterminowana, aby dokończyć ten proces podważania niezależnej suwerenności Ukrainy, światowi przywódcy: amerykański prezydent Joseph Biden oraz jego koledzy Macron i Scholz w Unii Europejskiej, odpowiedzieli na to nowe wyzwanie, rzucając groźbami gospodarczymi przeciw Federacji Rosyjskiej. Szczerze mówiąc, kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się o tych środkach, przypomniałem sobie szaleństwo innego amerykańskiego prezydenta, urodzonego w Teksasie Lyndona Johnsona, który dosłownie myślał, że może przekupić północnowietnamskich komunistów obietnicami rozszerzonej pomocy gospodarczej USA, w sposób, w jaki mógł zapewnić sobie wierność burmistrza lub komisarza powiatowego w jego rodzinnym stanie w zamian za zakończenie działań wojennych przeciwko Republice Południowego Wietnamu w Sajgonie. Wyraźnie widać, że zarówno Lyndon, jak i jego następca Joseph, spudłowali pod tym względem. Ani Putin, ani dobrzy towarzysze z Hanoi, nie mogłi być powstrzymani tym, co Thomas Jefferson nazwał „siłą portfela”.
Ukraina przez ostatni tydzień bohatersko walczyła o swoje istnienie, a wiadomości z Kijowa, Żytomierza, Charkowa czy Odessy, miast, przez które moi przodkowie ze strony matki z pewnością przemierzali w codziennym życiu, z każdym dniem stają się coraz bardziej ponure. Często, dzięki Siriusowi XM, każdego ranka włączam BBC, odwożąc mojego syna w wieku studenckim na zajęcia na North Park University w Chicago i coraz bardziej przygnębiające jest słuchanie najnowszych wiadomości. Regularnie składają się na nie relacje o kolejnych rosyjskich postępach i czymś, co wydaje się być zbrodniami wojennymi, w połączeniu z obietnicami dodatkowych sankcji gospodarczych i kulturowych narzuconych na reżim w Moskwie. Szczerze mówiąc, dla mnie brzmią tak pusto jak porozumienie panowie Chamberlain i Daladier wyrzeźbili w Monachium jesienią 1938 roku.
Wczoraj w programie „Fresh Air” na stacji NPR wysłuchałem wywiadu z byłym analitykiem Departamentu Stanu, Michaelem Kimmage. Dał dość dobry wgląd w obecny kryzys, ale potem, ton jego uwag przygasł, że istnieją nieprzekraczalne granice, których Stany Zjednoczone i ich sojusznicy nigdy nie przejdą w tym konflikcie. Z mojej perspektywy to założenie jedynie daje Putinowi gwarancje, których potrzebuje, aby nieskrępowanie działać na Ukrainie. Kimmage próbował zapewnić swojego rozmówcę, dziennikarza-weterana NPR Terry'ego Grossa, że aspiracje terytorialne Moskwy, w oparciu o pogląd Putina na słowiańską historię, ograniczają się wyłącznie do jego interesów na Ukrainie. Każdy Polak, Litwin, Łotysz czy Estończyk, znający wydarzenia z 1939 i 1940 r., wie lepiej. Jest dla mnie bardzo oczywiste, że jeśli Putin nie zostanie teraz powstrzymany, konieczność stawienia mu czoła gdzie indziej, prędzej czy później, staną się bardzo realne.
Wyzwaniu należy stawić czoła teraz. Ukraina jest ofiarą bombardowania miast i podpalania reaktorów jądrowych. Na NATO spoczywa przynajmniej obowiązek zaoferowania prezydentowi Zełenskiemu dostaw broni i osłony powietrznej w celu pokonania przeszkód, przed którymi stoi jego kraj. Zaniechanie tego jest kpiną z naszych własnych demokratycznych tradycji i nadziei. Dziś Ukraina walczy o swoją i naszą wolność. Dobrze zrobimy, jeśli wspomożemy ich bohaterstwo, zanim wszystko, co nam pozostanie do zrobienia, to ofiarowanie samego pomnika!
Z angielskiego przetłumaczył Andrzej Woźniewicz.