Muszę przyznać, że ten tekst „chodzi za mną” od kilku lat. Nie napisałem go wcześniej w trosce o dobre imię Polonii amerykańskiej, której jestem integralną częścią, ale ostatnio pewne sytuacje mnie po prostu irytują.
Jestem dziennikarzem, należącym do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Warszawie, felietonistą Tygodnika Solidarność, który zawsze stał na straży wolności słowa i jako jedyne medium w Polsce użycza miejsca tematyce polonijnej. Od roku jestem redaktorem naczelnym dwujęzycznego medium, Kuryera Polskiego, które jest kontynuacją pierwszej gazety polskiej w Stanach Zjednoczonych wydawanej w Milwaukee od 1888 roku. W swojej publicystyce, od 2012 roku staram się pokazywać sytuację, w której znalazła się Polonia. Polonia, która mogłaby odgrywać strategiczną rolę w polskiej polityce zagranicznej. Własną, ciężką i mozolną pracą wypracowałem sobie pozycję konserwatywnego komentatora życia politycznego w USA i Polonii. W swojej publicystyce koncentruję się zwykle na sprawach polonijnych i amerykańskich, w szczególności zaś na budowaniu propolskiego lobbingu, dwujęzyczności i na charakterystyce Polonii amerykańskiej. W dzisiejszym tekście chciałbym się przyjrzeć bliżej naszym „liskom chytruskom” i ich wektorach politycznych.
Kiedyś gościłem w Chicago na promocji filmu premiera Morawieckiego o Polsce. Znalazłem się wtedy na spotkaniu VIPów i chciałbym opowiedzieć o sytuacji z tamtego spotkania. Utytułowani przedstawiciele Polonii z Chicago uwielbiają spotykać się ze sobą. Uśmiechają się wtedy radośnie do siebie i wylewnie opowiadają, ile zrobili dla Polski i dla Polonii. Robią sobie dużo selfies, bo liczą się ważne kreacje, makijaż i fryzury Pań. W trakcie spotkania byłem przedstawiany jako komentator życia polonijnego, a jedna z Pań zapytała mnie wtedy: „a Pan to w »Dzienniku Związkowym« publikuje te swoje opinie”? Odpowiedziałem grzecznie, że publikuję je w innych polonijnych mediach, oraz w Tygodniku Solidarność. Pani ze zdziwieniem odpowiedziała, że nigdy w życiu o mnie nie słyszała, a jest tak bardzo zaangażowana w sprawy polonijne i tyle już zrobiła dla Polski i Polonii. Z opresji wybawił mnie wtedy prof. Rudnicki, uśmiechając się szeroko do tej Pani i przedstawił mnie jakiemuś zasłużonemu lekarzowi.
No właśnie, jak jest ze sprawczością Polonii? Czy nie zatraciła się ona w przysłowiowych balach, selfies i corocznych spotkaniach. A przecież to właśnie z Chicago wyruszyło bić się o wolną Polskę aż 3.000 ochotników Błękitnej Armii, to tutaj działał główny jej bankier i prawa ręka Ignacego Paderewskiego — Jan Smulski. To tutaj Paderewski grzmiał do Polonii, zachęcając ją do pomocy w dziele odzyskania niepodległości. To właśnie tutaj, w mateczniku Polonii, działali charyzmatyczni prezesi Kongresu Polonii Amerykańskiej: Karol Rozmarek, Alojzy Mazewski i Edward Moskal. Każdy z nich był przyjmowany z honorami w Białym Domu i każdy z nich odegrał olbrzymią rolę w życiu politycznym Stanów Zjednoczonych.
Posiadaliśmy olbrzymi wpływ na politykę amerykańską w postaci senatora Edwarda Muske, kongresmena Klemensa Zabłockiego, Zbigniewa Brzezińskiego i wielu innych. To Polonia amerykańska od 1910 roku wypracowywała tekst memorandum, które potem Paderewski przedstawił Prezydentowi Wilsonowi i tak, za sprawą Polonii amerykańskiej, sprawa polska została z sukcesem zaprezentowana na kongresie wersalskim. To Edward Moskal od 1994 lobbował z Amerykanami polskiego pochodzenia i wszystkimi przyjaciółmi Polski, aby rzucić na biurka amerykańskiej administracji petycję podpisaną przez 9 milionów obywateli amerykańskich w sprawie przyjęcia Polski do NATO. To również Edward Moskal, jako jedyny Polak, przedstawił tezę, że przyjęcie Polski do Unii Europejskiej może zdecydowanie ograniczyć jej suwerenność. Za to został zniszczony przez ówczesną polską dyplomację i od 2005 roku, od śmierci Edwarda Moskala, możemy mówić o upadku i postępującej asymilacji 10 milionowej diaspory w Ameryce.
Od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej możemy zauważyć, że zainteresowanie Polonią przez rząd Polski znacznie spadło. Drastycznie zaprzestano prac badawczych nad Polonią, a wiedza o niej jest tak niedostateczna, że nawet politycy o nas niewiele słyszą. Jak wyjaśnił mi pewien liberalny dyplomata z Krakowa, wektory polityki zagranicznej zmieniły się z zainteresowania diasporami na zastąpienie ich zagadnieniami multikulturalnymi. No i stało się jasne, dlaczego nie ma współpracy politycznej z diasporą polską.
W wyniku tego stanu rzeczy, wielu lokalnych liderów stara się prowadzić własną politykę, często związaną z jakąś frakcją danej partii w Polsce. Wielu działaczy prowadzi również własną politykę na polu gospodarczym. Są oni często powiązani z amerykańskim lobby gospodarczym, które usiłuje wycisnąć jak najwięcej z młodej polskiej gospodarki. Tak więc, pod płaszczykiem działalności polonijnej, realizuje się agendy pewnych grup interesów. Tak więc, czasami można odnieść wrażenie, że wektory polityczne działaczy polonijnych ni jak się mają z polską racją stanu i dyktowane są w większości przez ośrodki polityczne w kraju nad Wisłą.
W 2015 roku, na szczeblu krajowym, doszło do odsunięcia konserwatywnych działaczy z największego ośrodka polonijnego. Linia podziału przebiegała wtedy pomiędzy liberałami, zaś wycięta w pień opozycja reprezentowała opcję konserwatywną. Stan ten wpłynął jeszcze bardziej na podziały w świecie polonijnym i dalszą dezintegrację całego środowiska polonijnego. Najbardziej przeraziła mnie wypowiedź jednego z działaczy polonijnych, który powiedział dosłownie: „nie powinniśmy mieć własnych pomysłów, powinniśmy czekać na wytyczne z Warszawy”.
Wybory w Polsce i rozczarowanie Polonii brakiem wsparcia Warszawy dla akcji w obronie pomnika katyńskiego (Janusz Sporek, bezkompromisowy obrońca tego pomnika, zmarł w ubiegłym tygodniu) i w akcji 447 doprowadziło do dalszego rozbicia Polonii w skrzydle konserwatywnym na zwolenników PiSu i zwolenników Konfederacji. Pamiętam jak komentatorzy w Polsce wypowiadali się wtedy źle o Polonii.
Wybory parlamentarne w 2019 były wyjątkowe. Pierwszy raz w historii dwie partie, czyli PiS i Konfederacja, zgłosiły swoich kandydatów do Parlamentu i do Senatu. Przy braku kampanii promocyjnej dla Konfederacji, większość kandydatów była bez szans. PiS wystawił jednego kandydata, znanego działacza polonijnego z Chicago, prof. Marka Rudnickiego, gdzie muszę przyznać włączyłem się aktywnie w jego kampanię.
Przy braku zmian w sposobie wyboru kandydata Polonii, tak jak jest to np. zagwarantowane mniejszości niemieckiej, kandydat Polonii przepadł, walcząc w zdominowanym przez lewicowych liberałów słynnym okręgu 44, w którym żaden inny kandydat nigdy nie ma szans wygrać z kandydatem liberalnym. Dla prof. Rudnickiego zabrakło jakiegoś odpowiedzialnego planu B na wypadek przegranej, a cała sprawa wyborów do Senatu w 2019 jest blamażem „wszystkowiedzących” w Warszawie.
Problemy Polonii to także olbrzymie różnice kulturowe pomiędzy Amerykanami polskiego pochodzenia, którzy w większości wypadków czerpią wiedzę o Polsce i o polskiej polityce z mediów amerykańskich, a nową generacją emigracji polskiej. Brak wiedzy o Polsce i o polskich problemach politycznych jest porażający. Większość naszych „lisków chytrusków”, którzy pełnią czasami odpowiedzialne stanowiska, nic nie wie o Trójmorzu, rosyjskim zagrożeniu, czy sprawie Nord Stream. Oni tego zaczęli się dowiadywać z dwujęzycznego Kuryera Polskiego. Wielu z nich rozsyłało emaile z artykułami z Kuryera do swoich kolegów z uniwersytetów.
Upadek Trumpa spowodował dalszy podział w polonijnej rzeczywistości. Część konserwatywnych działaczy zaczęła aktywnie angażować się w lokalne kampanie Trumpa, przesuwając swoje zainteresowania z opcji polskiej na opcję amerykańską, licząc na kariery w przyszłej administracji Trumpa. Nic z tego nie wyszło. Z kolei młoda, lewicowo-liberalna gwardia polonijna, która — zamiast w piżamach — śpi w koszulkach z podobizną „Che”, systematycznie bierze udział w kampaniach oczerniających Polskę. Plucie na samochód wiozący Prezydenta Dudę na spotkanie w Konsulacie w Nowym Jorku jest wspaniałą ilustracją tego problemu. Polonia, wśród obecnej klasy politycznej w Stanach Zjednoczonych, przestała odgrywać jakąkolwiek znaczącą rolę.
Świetnie wyjaśnił to sam Joe Biden w jednym z wywiadów w New York Times, gdzie wcale niedyplomatycznie powiedział, że Polonia amerykańska odegrała już swoją rolę i nastał czas na młodych wykształconych w marksizujących uniwersytetach. Czas tych, którzy chodzą do kościoła i promują nauczanie Karola Wojtyły już minął. Tak uważają kręgi lewicowo-liberalne, które od dawna toczą walkę z wartościami konserwatywnymi. Czarę goryczy przelewa wiek działaczy, którzy dzierżą swoją rolę zasiadając w radach nadzorczych różnych projektów polonijnych. Dla części z nich świat zatrzymał się w latach 70-tych, więc marketing i media społecznościowe dla nich nie istnieją. Są dumni, że ich wybrańcy, dyrektorzy tych ważnych polonijnych projektów, nie mówią z mocnym polskim akcentem, nie mają zielonego pojęcia o polskości, a najlepiej, żeby dyrektorzy ważnych centrów nie wywodzili się z polskiej grupy kulturotwórczej.
Dla przypomnienia wszyscy kulturotwórczy Polacy, którzy tworzyli zręby polskich instytucji: organizacji, mediów, fundacji, mówili po angielsku właśnie z mocnym polskim akcentem. Awansując tych, którzy nie mówią z akcentem, bądź często absolutnie nic nie wiedzą o Polsce, polskiej kulturze, czy o historii Polonii, jest tylko ucieczką w ignorancję, bo nie można promować czegoś, o czym się nic nie wie.
Dogorywa Ośrodek w Orchard Lake i jest doskonałym przykładem przyglądania się przez radę nadzorczą jego upadkowi, który odbywał się przez ostatnie dekady. To właśnie trwanie, bez jakiegokolwiek działania i wizji przyszłości, doprowadza do upadku te okręty flagowe Polonii. W Panna Marii, w Teksasie, na dyrektora nowego polskiego centrum za 14 milionów dolarów wybrano osobę o pochodzeniu meksykańskim, usuwając w cień doskonałego kandydata z doktoratem, urodzonego w Polsce.
Wreszcie trzeba w końcu spróbować wyjaśnić oklepany problem lustracji. Trzeba powiedzieć jasno, że Polonia amerykańska była najbardziej inwigilowaną grupą narodu polskiego. Działały tutaj setki agentów komunistycznych, rozbijając i destabilizując szeroko rozumiane życie polonijne. Rodzące się pomysły promocji polskości rozbijano w zarodku. Stan ten nie zakończył się w 1989 roku. Na własnej skórze doświadczyłem szykan i pomówień o bycie „ruską onucą”. Oskarżenia te wychodziły ku mojemu zaskoczeniu z obozu konserwatywnego. Okazało się bowiem, że nie popieram pewnych „bardzo patriotycznych” pomysłów.
Po zwycięstwie „dobrej zmiany”, wśród której Polonia była wtedy dość popularna, dużo mówiło się o potrzebie zlustrowania polonijnych działaczy. Wszyscy obiecywali, aż w końcu min. Ziobro wystąpił do Departamentu Sprawiedliwości o ekstradycję Pana Mazura, który był wtedy zamieszany w zabójstwo szefa polskiej policji. Co się wtedy okazało? Że amerykański Departament Sprawiedliwości odmówił polskiemu ministrowi. Dlaczego? Okazało się, że ci wszyscy agenci wojskowi i cywilni już dawno zmienili barwy, przewerbowując się do służb sojuszników. Odwrócenie sojuszy spowodowało masowe przewerbowanie byłych esbeków do służb sojuszników.
W dalszym ciągu większość działaczy polonijnych zachowuje zasadę ograniczonego zaufania w stosunku do swoich kolegów i koleżanek i to też jest czynnik dezorganizujący Polonię. Do całego zjawiska należy dodać, że jeśli ktoś ma inne zdanie szybko ostracyzuje się go- przypinając mu łatkę „ruskiej onucy”.
Konkluzje:
- Istotnym problemem Polonii amerykańskiej jest brak przywództwa na szczeblach krajowym i stanowych. Konieczne jest powołanie think tanku z mocnym programem szkoły liderów polonijnych, prowadzonych przez już uznanych liderów polonijnych z USA. Istotą ponadpartyjnego kształcenia liderów jest ich przyszła kariera polityczna w USA. Od pewnego czasu lansuje nawet nazwę: Instytut Paderewskiego jako siłę sprawczą w budowaniu propolskiego lobbingu w Stanach Zjednoczonych.
- Najważniejsze jest stworzenie strategii przetrwania Polonii, wytyczenie celów i zarysowanie skali ich ważności. Nie może tak być, że wpływowy „lisek chytrusek” realizuje swój cel, który ściąga całą Polonie na manowce.
- Bez umiejętności zakładania nowych projektów i wspomagania ich finansowo Polonię czeka stopniowa asymilacja.
- Bez mediów dwujęzycznych Polonia amerykańska, czyli 9 milionów tych, którzy nie mówią po polsku, nie ma szans na utrzymanie swojej tożsamości jako istotna grupa etniczna w USA.
- Należy stawiać na wymianę pokoleniową w obrębie polskiej diaspory, zwłaszcza w radach nadzorczych, należy podziękować za trwanie i szukać młodszych i ambitnych działaczy.
- Istotnym problemem Polonii jest również zamykanie się w swoim lokalnym środowisku bez zauważania istotnych problemów Polonii na szczeblu krajowym. Przykład Chicago lub Nowego Jorku, gdzie stosunkowo duża polska populacja nie ma żadnych swoich przedstawicieli we władzach stanowych, miejskich, i amerykańskich instytucjach, wyraźnie pokazuje marazm w stosunku do przeszłości. Skupianie się na swojej lokalności bez łączenia się w projekty krajowe jest tylko kolejnym dowodem na upadek Polonii. Tylko połączone w gęstą sieć organizacje i dwujęzyczne media polonijne mają szansę na to, aby rozwijać Polonię i zmieniać wizerunek Polski.
- Warszawa powinna zacząć finansowanie badań nad Polonią i wspomaganie zwłaszcza mediów dwujęzycznych, powinna również kreować priorytety istotne z punktu widzenia polskiej racji stanu, poprzez tworzenie narzędzi np. szkieletu połączeń mediów polonijnych w taki sposób, aby tworzyć sieć połączeń i współpracy mediów polonijnych od PAP do najmniejszego portalu, od Argentyny po Kazachstan.
- Już niebawem w Waszyngtonie pojawi się nowy polski ambasador- Marek Magierowski, który jest z wykształcenia dziennikarzem i zdaje sobie sprawę, że polska dyplomacja w USA będzie miała pełne ręce roboty. Należy zbudować odpowiednią narrację i z nią docierać do amerykańskich elit, przede wszystkim tych przyjaznych Polsce. W Ameryce Polska i polski naród ma dużo przyjaciół. Postarajmy się razem połączyć te siły. Polsce jest potrzebny profesjonalny i obywatelski lobbing.
- Bez podjęcia tych kroków za 20 lat Polonii może już po prostu nie być, ulegnie całkowitej asymilacji, po prostu wtopi się w Amerykę.