Kto nie z nimi, ten faszysta

Read this article:  in English


Gdy dobrych kilka lat temu zwiedzałem w Moskwie Centralne Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941–1945, zajrzałem do tamtejszego sklepiku z pamiątkami. Prócz czapek z czerwoną gwiazdą w ofercie były m.in. figurki Włodzimierza Lenina i Feliksa Dzierżyńskiego. Taka jest smutna prawda: przywódcy krwawej rewolucji bolszewickiej i twórcy ludobójczego systemu sowieckiego wciąż są traktowani w Rosji jak bohaterowie, stając się też elementem popkultury.

Kiedy w roku 1989 upadał w Polsce system komunistyczny, jednym z symboli zmian stało się właśnie obalenie znienawidzonych pomników Lenina i Dzierżyńskiego. Część sowieckich obiektów propagandowych – głównie tych postawionych „ku czci Armii Czerwonej” – przetrwała jednak okres transformacji politycznej. W marcu 2022 roku, tuż po pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę, zaapelowałem do władz samorządowych o dokończenie dekomunizacji polskiej przestrzeni publicznej. Oddźwięk okazał się duży. Spośród około sześćdziesięciu sowieckich obiektów propagandowych, które dwa lata temu szpeciły jeszcze polskie miasta i miasteczka, do dziś zniknęła już ponad połowa. Z perspektywy Federacji Rosyjskiej takie działania są niebezpieczne, bo uderzają w mit sowieckich „wyzwolicieli” i podważają „prawa” Moskwy do dominacji nad ziemiami, do których dotarł żołdak z czerwoną gwiazdą na czapce.

W Instytucie Pamięci Narodowej, którym mam zaszczyt kierować, jest dla nas oczywiste, że w wolnej, demokratycznej Polsce nie ma miejsca dla nazw i symboli upamiętniających ustrój totalitarny. Władze Federacji Rosyjskiej najwyraźniej jednak stoją na stanowisku, że suwerenne dziś państwa byłego bloku wschodniego nie mają prawa same wskazywać swoich bohaterów. W ostatnich dniach dotarła do mnie informacja, że trafiłem na listę osób poszukiwanych przez Rosję – tak samo jak m.in. premier Estonii Kaja Kallas i minister kultury Litwy Simonas Kairys. Zarzuca się nam „profanację pamięci historycznej”. Bo tym dla Rosji i Putina jest mówienie prawdy o sowieckim zniewoleniu i terrorze w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.

Tucker Carlson rozmawia z Putinem 9 lutego 2024. Fot. Gavriil Grigorov, Kremlin/Zuma Press/Forum. (Źródło: DlaPolonii.pl)

Wykład o tym, na czym polega „właściwa” pamięć historyczna, dał ostatnio sam Władimir Putin. W dwugodzinnym wywiadzie z Tuckerem Carlsonem – amerykańskim dziennikarzem, który długimi fragmentami tylko przytakiwał gospodarzowi Kremla – specyficznie pojmowana przeszłość była nie mniej ważna niż teraźniejszość i miała usprawiedliwiać dzisiejszą agresywną politykę Federacji Rosyjskiej. W swych wywodach Putin cofnął się aż do roku 862, ale wiele miejsca poświęcił też historii najnowszej. Wszystko po to, by udowodnić karkołomną tezę, że Ukraina jest sztucznym państwem „nazistów”, a tym samym – że usprawiedliwiona jest brutalna wojna prowadzona przez Rosję przeciwko władzom w Kijowie i całemu społeczeństwu.

W tej putinowskiej próbie pisania historii na nowo nie przypadkiem kluczowe miejsce zajmuje Polska. Cała propagandowa narracja o „łączeniu ziem ruskich” i „wyzwalaniu” Europy od nazizmu wymaga bowiem daleko posuniętej manipulacji polskimi dziejami.

Rzeczpospolita trzykrotnie padała ofiarą rozbiorów dokonywanych przez agresywnych sąsiadów: w XVIII wieku, gdy ziemie ówczesnego państwa polsko-litewskiego podzieliły między siebie Rosja, Prusy i Austria; w roku 1815, gdy po upadku systemu napoleońskiego te trzy mocarstwa na nowo rozczłonkowały polskie terytoria (pod rosyjskie panowanie dostała się wtedy m.in. Warszawa); oraz ponownie w roku 1939, gdy z mapy Europy wymazały Polskę ramię w ramię III Rzesza Niemiecka i Związek Sowiecki. Ani caryca Katarzyna II w wieku XVIII, ani Józef Stalin półtora wieku później bynajmniej nie odbierali „swoich historycznych terenów”, jak chciałby wmówić światu Putin. Ani Łuck w roku 1795, ani Lwów w roku 1939 nie wracały bowiem do macierzy (ten drugi w czasie zaborów był pod władzą Austrii). By tak twierdzić, trzeba wygumkować ich związki państwowe z wielonarodową Rzecząpospolitą. Albo jak Putin przyjąć, że Ukraińcy to tak naprawdę Rosjanie – i tylko Polacy sztucznie próbowali stworzyć naród ukraiński (sic!).

Równie niedorzeczne są próby przerzucenia na Polskę odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej. Prezydent Federacji Rosyjskiej z jednej strony oskarża władze w Warszawie o współpracę z Adolfem Hitlerem, z drugiej – o odrzucenie jego rzekomo słusznych żądań terytorialnych.

Prawda jest inna: przedwojenna Polska miała obok siebie dwa totalitarne państwa, które nie uznawały ówczesnego ładu w Europie: Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki. Z obydwoma władze w Warszawie starały się utrzymać pokojowe relacje. Z ZSRS zawarły pakt nieagresji, z Niemcami podpisały deklarację o niestosowaniu przemocy. Dla Hitlera i Stalina nie miało to jednak znaczenia. W roku 1939 ci dwaj dyktatorzy zawarli diabelski pakt, w którego tajnym protokole podzielili region między siebie. Efektem była II wojna światowa, rozpoczęta napaścią na Polskę najpierw Wehrmachtu, a dwa i pół tygodnia później – także Armii Czerwonej. Obaj okupanci szybko zaprowadzili na podbitych ziemiach terror, którego symbolami stały się choćby Auschwitz i Katyń. Obaj też zgodnie współpracowali aż do czerwca 1941 roku.

Klęska Rzeszy, w Rosji do dziś opiewana jako wielkie zwycięstwo nad faszyzmem, dla narodów Europy Środkowo-Wschodniej oznaczała ponowne zniewolenie, tym razem sowieckie. O tym jednak dzisiejsze władze w Moskwie nie chcą słyszeć. W kwietniu 2022 roku zlikwidowały Stowarzyszenie Memoriał, zasłużone w przypominaniu Rosjanom o ofiarach komunizmu. Dziś chciałyby zamknąć usta także tym, którzy niewygodną prawdę historyczną głoszą za granicą. Dla takich ludzi Kreml ma jeden epitet: faszyści.




Źródła/Bibliografia:


Rosnąca cena pokoju na Ukrainie
Część I
Andrzej (Andrew) Woźniewicz

W miarę trwania konfliktu ukraińsko-rosyjskiego państwa zachodnie zmagają się z wysokimi kosztami i strategicznymi konsekwencjami przedłużającego się wsparcia dla Ukrainy. Widać wyraźnie “zmęczenie wojną”.

Czytaj dalej...
Katyńska blizna
Karol Nawrocki

Wiosną 1940 roku Sowieci zgładzili bez wyroku sądowego kwiat polskiej inteligencji. Dziś rosyjskie władze chciałyby widzieć w tej zbrodni pospolite przestępstwo, które podlega przedawnieniu.

Czytaj dalej...

Zbrodnia katyńska to jeden z najbardziej okrutnych aktów wojennego terroru, jakich w czasie II wojny światowej doświadczyła Polska.

Czytaj dalej...
Straszenie Miedwiediewa
Waldemar Biniecki

„Polaryzacja społeczeństwa jest jego największym zagrożeniem dla polityki bezpieczeństwa państwa” wynika z badań niezależnego think tanku Pew Research Center.

Czytaj dalej...

Celem najazdu sowieckiego z 17 września 1939 r. było nie tylko opanowanie konkretnego terenu, ale także trwała eliminacja warstwy przywódczej podbitego obszaru. Starostowie i byli starostowie, podobnie jak i inne grupy zawodowe reprezentujące państwo polskie czy też stanowiące lokalne elity, „z klucza” znaleźli się w stanie bezpośredniego zagrożenia.

Czytaj dalej...

Polsko-niemieckie pojednanie utknęło w miejscu i nie jest to wina strony polskiej. Przez lata strona niemiecka nie podejmowała żadnych działań w sprawie upamiętnienia polskich ofiar III Rzeszy.

Czytaj dalej...