Wolne Miasto Gdańsk
19 marca 1919 roku Rada Najwyższa Konferencji Wersalskiej postanowiła, że Gdańsk będzie Wolnym Miastem pod ochroną Ligi Narodów. Wolne Miasto Gdańsk zostało utworzone 15 listopada 1920 roku. Miało własną konstytucję, hymn, parlament i senat. Językiem urzędowym był język niemiecki.
Ludność polska w latach od 1920 do 1939 stanowiła około 9 do 13 procent mieszkańców tego miasta. Przeważająca liczebnie ludność niemiecka była bardzo nieprzychylnie nastawiona do Polaków.
W sierpniu 1939 wrogie ustosunkowanie się Niemców do zamieszkałych tam Polaków i Żydów przybrało punkt kulminacyjny.
Nastąpiły masowe rewizje i aresztowania wśród ludności polskiej, nasiliło się też prześladowanie ludności żydowskiej.
Polskie posterunki celne stały się celem ciągłych ataków a nawet podpaleń. Polscy listonosze i ludność cywilna była napadana i bita.
W takiej właśnie atmosferze wzrastającego napięcia i ciągłych prowokacji ze strony niemieckiej sprawa Wolnego Miasta Gdańska stała się jednym z głównych pretekstów do napaści niemieckiej III Rzeszy na Polskę i rozpoczęcia II Wojny Światowej. Był to planowany przez Hitlera kolejny etap na drodze podboju całej Europy.
Niewygodnym dla Niemców symbolem polskiej obecności u wejścia do portu gdańskiego była Polska Wojskowa Składnica Tranzytowa na półwyspie Westerplatte.
Prawo do utrzymywania tam straży wojskowej i składowania amunicji przyznała niepodległej Polsce Liga Narodów w dniu 7 grudnia 1925 roku.
Komendantem Wojskowej Składnicy Tranzytowej był major Henryk Sucharski a jego zastępcą kapitan Franciszek Dąbrowski. Stan załogi na dzień 1 września wynosił ponad 200 żołnierzy (źródła historyczne podają liczbę pomiędzy 205 a 210 wyszkolonych wojskowo ludzi).
Koń trojański Hitlera.
25 sierpnia 1939 roku przybył do Gdańska z kurtuazyjną wizytą szkolny pancernik „Schleswig-Holstein”. W rzeczywistości był to dobrze uzbrojony okręt, przygotowany do uprzednio zaplanowanego ataku na Westerplatte.
Oficjalnym celem wizyty zwodowanego w 1908 roku pancernika było upamiętnienie marynarzy z krążownika niemieckiego „Magdeburg” zatopionego przez własną załogę podczas walk I Wojny Światowej w Zatoce Fińskiej. Szesnastu marynarzy, którzy wtedy zginęli, zostało pochowanych na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku.
Odbyły się nawet wizyty i rewizyty dyplomatyczne na pokładzie pancernika, połączone z kolacjami i toastami szampana. Dowódca pancernika Schleswig-Holstein, komandor Gustav Kleikamp, złożył wizytę wysokiemu komisarzowi Ligi Narodów, prezydentowi senatu a nawet komisarzowi generalnemu Rzeczpospolitej Polskiej.
Marian Chodacki, który pełnił wtedy tę funkcję wspomina dyplomatyczną rewizytę na pokładzie pancernika, (którego zamiary, mimo pozorów były wyraźnie wrogie), jako jeden z najtrudniejszych dni w swoim życiu.
Prawdziwym, choć utajnionym zadaniem pancernika miało być ostrzeliwanie Gdyni i Helu. Zadanie zostało zmienione, kiedy dowodzący pancernikiem komandor Gustav Kleikamp w porozumieniu z głównym dowództwem zdecydował, że najpierw należy zdobyć Westerplatte.
Zadanie to wydawało się Niemcom łatwe i szybkie do wykonania.
Wywiad niemiecki dostarczył informacji (które zresztą okazały się nieprawdziwe), że Polacy mają w koszarach najwyżej stu żołnierzy piechoty. Niemcy planowali uporać się z „problemem Westerplatte” w dwie, góra trzy godziny.
Obrońcy Westerplatte.
Jak wynika z wówczas tajnego rozkazu Departamentu Piechoty Ministerstwa Spraw Wojskowych z dnia 28 lutego 1939 roku pod sygnaturą I.303.3.103 (L.dz.668/Tjn.Org. R-112) dotyczącego obsady, w skład załogi Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte wchodzili specjalnie dobierani ze względu na warunki psychofizyczne żołnierze.
Kadra zawodowa plutonu (14 ludzi) miała być wyznaczona z pułków piechoty, zaś wszyscy podoficerowie zawodowi – z grupy liniowej. Podoficerowie i strzelcy zasadniczej służby wojskowej zostali wyznaczeni z żołnierzy wcielonych na wiosnę 1938 r. (rocznik 1916) do 4 pp. Legionów w Kielcach. Żołnierze plutonu wartowniczego pod względem ewidencyjnym należeli nadal do swoich pułków macierzystych, zaś służbowo, etatowo i gospodarczo – do Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte.
Do doboru żołnierzy do plutonu wartowniczego, który decydował o wartości bojowej, przywiązywano szczególną wagę. Ściśle określono kryteria psychofizyczne.
Wyznaczeni żołnierze: oficer, podoficerowie i szeregowcy musieli spełniać następujące warunki:
oficer – kawaler, kwalifikacje służbowe i moralne bardzo dobre,
podoficerowie – kawalerowie (pewien procent może być żonatych pod warunkiem, że rodziny nie będą sprowadzone do Gdańska), kwalifikacje służbowe i moralne bardzo dobre, narodowości polskiej, nie karani sądowo i dyscyplinarnie za wykroczenia przeciwko dyscyplinie wojskowej i lojalności służbowej, bez nałogów i nie zadłużeni,
szeregowcy – bez kar sądowych, pewni politycznie, narodowości polskiej, wzrost pożądany od 170 cm wzwyż”.
Ze względu na charakter służby w plutonie wartowniczym na Westerplatte, przydział do tego plutonu oficerów, podoficerów i szeregowców należało - w myśl rozkazu - traktować jako wyróżnienie. Żołnierzy poinformowano również, że na Westerplatte nie będą im udzielane urlopy. Mogli natomiast korzystać z lokalnej plaży i kąpieli morskich.
System obrony Westerplatte.
Cały system obrony półwyspu był budowany tajnie od roku 1933. Wywiadowi niemieckiemu nie udało się uzyskać prawdziwych informacji dotyczących rozmieszczenia umocnień i szczegółów uzbrojenia Wojskowej Składnicy Tranzytowej.
Na Westerplatte sprowadzano potajemnie broń, najlepszą, jaką dysponowało wówczas polskie wojsko.
Załoga składnicy była wymieniana, początkowo okresowo, a następnie co sześć miesięcy. Ostatnią wymianę, która nastąpiła wiosną 1939 roku wykorzystano do sprytnego choć nielegalnego zwiększenia stanu osobowego załogi.
Pracownicy cywilni zatrudnieni na terenie składnicy tranzytowej, przebrani w mundury wojskowe, byli wywożeni holownikiem Marynarki Wojennej do Gdyni, gdzie w koszarach 2 Batalionu Morskiego w Redłowie przebierali się w odzież cywilną i wracali do swoich domów.
Pozostawione przez nich mundury wojskowe zakładali polscy żołnierze, którzy wracali następnie holownikiem na Westerplatte powiększając w ten sposób grono wyszkolonych żołnierzy bez wiedzy Niemców. Następnego dnia pracownicy cywilni przybywali do pracy drogą lądową.
W ten sposób do załogi Westerplatte dołączyło co najmniej 81 osób.
W przededniu wybuchu wojny (którego z uwagi na wzrastające napięcie należało się spodziewać) problemem stało się jednak zaopatrzenie w broń, amunicję oraz leki i opatrunki.
Przygotowany przez Komisariat Polski w Gdańsku transport broni i zaopatrzenia medycznego, który wyruszył drogą kolejową, został przejęty przez Niemców.
W placówce na Westerplatte brakowało amunicji, karabinów typu LKM i CKM oraz leków i narzędzi chirurgicznych.
Dosłownie w ostatnim dniu przed atakiem dzięki odwadze dwóch żołnierzy, którzy udali się ubrani w cywilne ubrania na stały ląd udało się przywieźć do składnicy znaczną część brakującego wyposażenia, które przygotował szef Wydziału Wojskowego przy Komisariacie Polskim w Gdańsku, płk dypl. piechoty, Wincenty Sobociński.
Niemiecki atak, który dał początek II Wojnie Światowej.
1 września 1939 roku o godzinie 4.45 (według dziennika pokładowego o godz. 4.48) nastąpił atak niemieckiego pancernika "Schleswig-Holstein" na Westerplatte. Do dzisiejszego dnia uważa się tę agresję jako początek II Wojny Światowej.
Licząca nieco ponad 200 żołnierzy polska załoga Wojskowej Składnicy Tranzytowej bohatersko broniła placówki przed atakami wroga z morza, lądu i powietrza aż do 7 września 1939 roku.
Głównym dowódcą składnicy na Westerplatte, odpowiedzialnym za strategię całej obrony był major Henryk Sucharski, a jego zastępcą a zarazem dowódcą liniowym, kpt. Franciszek Dąbrowski, którego zadaniem było bezpośrednie prowadzenie czynności bojowych.
Obrońcy Westerplatte nie dali się zaskoczyć, ale od pierwszych chwil musieli nieustannie odpierać zmasowane szturmy znacznie przeważających liczebnie Niemców.
Jednocześnie z wystrzeleniem pierwszych pocisków od strony morza z pokładu pancernika placówka na Westerplatte została zaatakowana przez kompanię szturmową piechoty morskiej Kriegsmarine oraz zmobilizowaną na terenie Gdańska kompanię SS „Danziger-Heimwehr”.
Łącznie do walki Niemcy skierowali około 3400 swoich żołnierzy (chociaż te dane nie są w pełni ścisłe) i prowadzili huraganowy ostrzał artyleryjski.
W drugim dniu walki siły niemieckie przeprowadziły na Westerplatte morderczy nalot bombowców nurkujących „Ju-87”.
Wtedy właśnie zginął między innymi cieszący się wielką sympatią swojego zwierzchnika, ordynans majora Sucharskiego, Józef Kita, a sam major przeszedł załamanie nerwowe, w wyniku, którego został przez oficerów placówki tymczasowo odsunięty od dowodzenia. Ukochany pies majora, rasowy dog Eros przeżył atak i został przygarnięty przez jednego z oficerów niemieckich po zakończeniu działań wojennych.
Odsiecz nie nadejdzie.
Jako jedyny wiedział o tym major Henryk Sucharski. Komendant Westerplatte został poinformowany o braku możliwość odsieczy z zewnątrz przez swego zwierzchnika z Komisariatu Polskiego w Gdańsku, ppłk Sobocińskiego w poufnej rozmowie z dnia 31 sierpnia, na dzień przed atakiem niemieckim. Wtedy właśnie mjr Sucharski dostał za zadanie utrzymanie obrony placówki na Westerplatte przez 12 godzin.
Być może ta świadomość o beznadziejności sytuacji, w jakiej znaleźli się żołnierze, którymi dowodził jak i on sam przyczyniła się do niedyspozycji zdrowotnej majora w drugim dniu obrony. Do załamania nerwowego, które nastąpiło 2 września, dołączył się wedle niektórych świadków nawet atak epilepsji.
Od tego momentu obroną dowodził faktycznie kpt. Franciszek Dąbrowski. Zachował on jednak lojalność wobec swego zwierzchnika i wydawał rozkazy tak, jakby ustalali je wspólnie z majorem.
Kpt. Dąbrowski był zdecydowanym przeciwnikiem przedwczesnej kapitulacji i mimo coraz cięższych natarć ze strony niemieckiej nie chciał się poddać. Sytuacja na Westerplatte pogarszała się z dnia na dzień. Obrońcy, pod ciągłym obstrzałem wroga, wyczerpani walką, brakiem snu, ciągłym zagrożeniem życia i brakiem żywości, wykazali się niezwykłą niezłomnością ducha i odwagą. Walczyli do ostatniej chwili z wielkim poświeceniem.
„Westerplatte broni się nadal! Naczelny Wódz pozdrawia bohaterską załogę” – tak brzmiały komunikaty płynące z głośników radiowych od drugiego dnia zmagań aż do kapitulacji. Dodawały one otuchy i zagrzewały do walki wszystkich Polaków w początkach kampanii wrześniowej.
Wtedy właśnie zrodziła się legenda o garstce obrońców nieustępliwie stawiającej czoła wrogowi w niezwykle trudnych warunkach, bez nadziei na odsiecz.
Naczelny Wódz marszałek Polski Edward Śmigły- Rydz wydał rozkaz 4 września 1939 roku o odznaczeniu każdego z żołnierzy broniących placówki orderem Virtuti Militari oraz awansowaniu o jeden stopień wojskowy.
Kapitulacja
Tymczasem na Westerplatte z dnia na dzień przybywało rannych, a ich stan pogarszał się z braku leków. Izba lekarska została zbombardowana już w drugim dniu zmagań. 14 żołnierzy zostało zabitych a jeden zmarł z powodu odniesionych ran.
Po dwóch dniach od swojej niedyspozycji zdrowotnej, major Sucharski doszedł do siebie, ale nie widział już dalszego sensu walki i namawiał sztab oficerski do kapitulacji. Być może zdając sobie sprawę, że nie mogą w żadnym przypadku spodziewać się wsparcia z zewnątrz chciał ocalić życie swych żołnierzy i uważał, że dali oni z siebie wszystko co możliwe broniąc zaciekle placówki o wiele dłużej niż zalecane 12 godzin. To, że wytrwali w walce prawie 7 strasznych dni pod nieustającym obstrzałem z morza, lądu i powietrza, stało się symbolem ich niezłomności, w pełni wykonanego zadania żołnierskiego i poświęcenia dla Ojczyzny.
W siódmym dniu tej nierównej walki mjr Henryk Sucharski podjął trudną decyzję o kapitulacji.
Na ostatniej z odpraw powiedział: „jeśli linia obrony zostanie przełamana, kapitulujemy”.
To właśnie wtedy została wywieszona symboliczna biała flaga. Według wybitnego znawcy tematu, dr. Andrzeja Drzycimskiego nie ma żadnego dowodu, że stało się to wcześniej, w drugim dniu walki jak sugerowali niektórzy historycy.
Czy mjr Sucharski postąpił słusznie? Nie mnie to oceniać, lecz zdaniem wielu decyzja była w pełni uzasadniona. Dowódca ocalił w ten sposób od kompletnej zagłady swoich bohaterskich żołnierzy, którzy wytrwali siedem długich dni w tej straszliwej walce.
Niemcy docenili bohaterstwo idących do niewoli obrońców Westerplatte, traktując ich z honorami wojskowymi, a majorowi Sucharskiemu pozwolili zachować symbolicznie szablę u boku.
Obrona Westerplatte to szczególna karta w dziejach narodu polskiego. Jest symbolem niezłomności, niezwykłej odwagi i waleczności polskich żołnierzy.
Pamięć o żołnierzach z Westerplatte
Różnie potoczyły się losy tych bohaterów po zakończeniu II Wojny Światowej.
Po zaprzestaniu obrony Westerplatte przebywali oni w niewoli jako jeńcy wojenni w niemieckich stalagach i oflagach, ale też w obozach koncentracyjnych i sowieckich łagrach.
Niektórym udało się uciec. Wtedy walczyli dalej na froncie zachodnim w 1 Korpusie Polskim Polskich Sił Zbrojnych albo w szeregach Armii Krajowej.
Ci, którzy poszli znakiem bojowym z Ludowym Wojskiem Polskim brali udział w zdobyciu Berlina.
Niestety nie wszyscy doznali zasłużonej chwały. W rządzonej przez komunistów, zależnej od Związku Radzieckiego Polsce zdarzały się przypadki, że wywożono ich na daleką Syberię jako „politycznie niepewnych” albo osadzano w komunistycznych więzieniach. Wielu z nich było zapomnianych i poniżanych.
Major Henryk Sucharski
Trafił on do obozu jenieckiego w Stablack a później do Oflagu II D Gross-Born. Po wyzwoleniu przez oddziały brytyjskie w 1945 roku wszedł w skład II Korpusu Polskiego we Włoszech. Po zakończeniu wojny został dowódcą 6. Batalionu Strzelców Karpackich.
W rok po wojnie mjr Sucharski trafił do brytyjskiego szpitala wojskowego w Neapolu, gdzie zmarł 30 sierpnia 1946 roku na zapalenie otrzewnej. Został pochowany na Polskim Cmentarzu Wojskowym w Casamassima we Włoszech.
W 1971 roku ekshumowano jego szczątki, a urnę z prochami przewieziono do Polski i uroczyście pochowano 1 września na Westerplatte.
Kapitan Franciszek Dąbrowski
To on właśnie szedł na czele swoich żołnierzy, prowadząc ich do niewoli po ogłoszeniu kapitulacji Westerplatte. Przebywał w obozach jenieckich a następnie powrócił do Polski. W 1950 roku Dąbrowski, uznany za inwalidę wojennego został zwolniony ze służby wojskowej. Był to dla niego cios, gdyż nie należała mu się jeszcze wojskowa emerytura. Wraz z rodziną opuścił Wybrzeże Gdańskie i przeniósł się do Krakowa, gdzie podjął pracę jako kasjer w księgarni oraz przez pewien czas szył pantofle dla krakowskiej spółdzielni. Pobyt w obozach jenieckich bardzo nadwyrężył jego zdrowie. Chorował na gruźlicę. Pobyt w sanatorium uchronił go przed aresztowaniem w czasach stalinowskich.
Bohaterski obrońca Westerplatte został uznany w Polsce za "wrogiego sanacyjnego oficera". Dopiero po chwilowym złagodzeniu komunistycznego reżimu w październiku 1956 roku komandor porucznik Franciszek Dąbrowski został zrehabilitowany. Otrzymał odszkodowanie i został przywrócony do łask. W tym samym czasie działał na rzecz utworzenia związku żołnierzy z Westerplatte.
Zmarł 24 kwietnia 1962 roku w Krakowie. Został pochowany na Cmentarzu Rakowickim.
Wszyscy oni, jako waleczni żołnierze, zasługują na upamiętnienie i dlatego zasadnym wydaje się decyzja, że 1 września 2020 po raz pierwszy obchody rocznicy wybuchu II Wojny Światowej na Westerplatte zorganizuje Wojsko Polskie. Bohaterskim obrońcom Westerplatte należy się cześć od całego narodu polskiego, ale o pamięć o nich powinni przede wszystkim zadbać żołnierze, którzy wzorują się w swojej służbie na ich niezłomnej postawie.
Cześć pamięci obrońcom Westerplatte.