W filmie „Ostatni Samuraj” z udziałem Toma Cruisa, w końcowych scenach, pokazana jest szarża konnego oddziału samurajów na pozycje wrogów. Dzieje się to w roku 1877. Wszyscy samurajowie giną. Gdyby ta scena odbywała się 100 lat wcześniej na terenie ówczesnej Europy Wschodniej, to zwyciężyłby oddział jeźdźców, który w ciężkich zbrojach, spełniających rolę dzisiejszych kamizelek kuloodpornych, posługując się 6-cio metrowymi kopiami, zabiłby wszystkich piechurów. Nie było wtedy jednak nowoczesnych i celnych karabinów maszynowych. Tymi jeźdźcami z Europy Wschodniej była polska husaria.
Formacje husarii zostały powołane do życia przez Polski Sejm w roku 1503 i zostały przez tenże Sejm rozwiązane w roku 1775, w wyniku przekształcenia w formacje Kawalerii Narodowej. Przez 272 lata istnienia, husaria odnosiła spektakularne sukcesy bijąc wrogów ówczesnej Polski od Danii po Moskwę, którą Polacy zajmowali przez ponad dwa lata, w okresie od 9 października 1610 roku do 7 listopada 1612 roku. Od morza Czarnego po Wiedeń, który wraz z całą ówczesną Europą został uratowany przed wojskami Tureckimi przez polskiego Króla Jana III Sobieskiego w bitwie, która rozegrała się pod Wiedniem w dniu 12 września 1683 roku.
Dla zobrazowania sukcesów Husarii, na początek przytoczę wybrane historyczne bitwy:
8 września 1514 roku bitwa pod Orszą. Hetman Wielki Litewski Konstanty Ostrogski dysponując około 30.000 wojska, pokonuje około 80.000 wojsk moskiewskich pod dowództwem Iwana Czeladina.
27 września 1605 roku bitwa Pod Kircholmem. Hetman Jan Karol Chodkiewicz dysponując około 3.500 wojsk polskich pokonuje 11.000 wojsk szwedzkich pod dowództwem Karola Sudermańskiego. Straty polskie wyniosły 100 zabitych w tym 13 husarzy, straty szwedzkie od 6000 do 9000 zabitych.
4 lipca 1610 roku bitwa pod Kłuszynem. Hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski dysponując około 6000 jazdy, po całonocnym marszu uderza na wojska moskiewskie po wodzą kniazia Dymitra Szujskiego (ok. 20.000) oraz wspomagające ich wojska szwedzkie pod wodzą Jakuba Pontussona De la Gardie (ok. 4.000) i rozbija je. Zwycięstwo otwiera drogę na Moskwę, którą Wojsko Polskie przez dwa lata okupowało.
11 czerwca 1694 roku bitwa pod Hodowem. 400 wojowników (100 husarzy i 300 pancernych) broni się częściowo pieszo w zabudowaniach wsi Hodów przed około 40.000 wojsk tatarskich (niektóre źródła podają nawet liczbę 70.000 Tatarów). Straty polskie mniej niż 100, straty tatarskie około 2-4 tysiące. Wobec zaciekłego oporu Tatarzy odstępują. Po bitwie zebrano kilka wozów strzał, nadających się do powtórnego użytku. Na pamiątkę tej bitwy Król Jan III Sobieski ufundował w Hodowie pomnik, istniejący do dnia dzisiejszego.
Dla przypomnienia, w historycznej bitwie pod Termopilami, która rozegrała się w 480 roku przed narodzeniem Chrystusa, 300 Spartan pod dowództwem Leonidasa ginie w walce na przesmyku powstrzymując około 300 tysięczną armię Persów pod dowództwem Kserksesa I. Nazwanie Polskich Wojowników obrońcami Termopil zwyczajnie ich obrażało, bo oni w odróżnieniu od Spartan bitwę pod Hodowem wygrali. Takich bitew husarii w okresie jej istnienia było setki.
Jak to w ogóle było możliwe, że Polska Husaria stosunkowo niewielkimi siłami była stanie pokonywać wielokrotnie liczniejsze wojska innych nacji?
O sile Polskiej Husarii przede wszystkim decydowało bardzo wysokie morale, ale także doskonałe uzbrojenie, dostosowane do ówczesnego pola walki, oraz wysoki poziom wyszkolenia i regularny, morderczy trening. To był taki ówczesny GROM, Navy Seals, SAS, czy też Delta Force.
Tylko najlepsi mogli dostać się do formacji husarskich, a poza tym, stać na to było tylko najbogatszych, ponieważ husarze do służby najczęściej dopłacali i to duże pieniądze.
Zastanawiam się do czego by dzisiaj porównać dawną husarię w natarciu i przychodzi mi do głowy tylko jedno porównanie. Proszę zobaczyć, jak wygląda jadący na wprost, rozpędzony do 60-70 km na godzinę czołg Leopard II A5. Widziałem w realu. Było to na leśnym poligonie. Ziemia się trzęsła i kora drżała na drzewach. Potęga nie do zatrzymania.
Oprócz perfekcyjnej umiejętności posługiwania się szablą czy też kopią, trening husarii polegał między innymi na tym, żeby w pełnym rynsztunku, rozpędzić konia na krótkim odcinku drogi, następnie zatrzymać go niemal w miejscu, zawrócić i ponowny galop, hamowanie, nawrotka. Nie było specjalnego gatunku koni husarskich, ale były specjalne hodowle koni, dobieranych jako największe, najsilniejsze i najbardziej wytrzymałe. Dodatkowo konie od źrebaka przyzwyczajane były do dźwięków i zapachów jakie będą później będą spotykały w służbie w husarii. Obowiązywał zakaz sprzedaży koni z takich hodowli za granicę pod karą gardła – czyli pod karą śmierci.
Podstawowym uzbrojeniem husarza była kopia. Oręż zarzucony w Zachodniej Europie jako zbyt ciężki, trudny w operowaniu, wymagający stałego treningu, mało przydatny w walkach w mieście. Tymczasem polska husaria wykorzystywała kopie jako broń podstawowego przełamania szeregów wroga z tym, że była to broń udoskonalona i różniąca się od tej używanej w czasach zakutych w pełne zbroje rycerzy.
Kopia husarska była pełnym drewnem od podstawy do kuli, zaś od kuli do grotu była po rozcięciu na dwie części wydrążona, następnie sklejona i opleciona sznurami dla dodatkowego wzmocnienia. Taka kopia była dużo lżejsza niż kopie wykonywane z jednego kawałka drewna, a rozłożenie ciężaru ¼ do ¾ ułatwiało jej nakierowanie na konkretny cel.
W drodze na pole bitwy kopie były przewożone na wozach. Dopiero w bezpośredniej bliskości przeciwnika husarz brał kopię do ręki i jadąc na koniu trzymał ją w specjalnym skórzanym uchwycie (toku), umocowanym na rzemieniu do siodła.
Jak już powiedziano, kopie były bronią przełamania. Po uderzeniu w przeciwnika kruszyły się na kawałki i husarz do następnej szarży musiał pobrać kolejną kopię. Nie było jednej długości kopii. Najdłuższa kopia w zbiorach muzealnych mierzy 6,20 m. Średnio, kopie mierzyły od 4,50 m do 5,80 m. Biorąc pod uwagę, że najdłuższe piki, mierzyły wówczas od 3,80 do 4,5 m – przewaga w długości kopii husarskiej robiła zasadniczą różnicę na korzyść husarii.
Husarz uzbrojony był także w koncerz – dwumetrowy miecz kłujący, o przekroju trój-lub czworokątnym, który po skruszeniu kopii, opierany był o łęk husarskiego siodła i służył do przebijania piechurów wroga. Husarz miał także szablę, dwa pistolety w olstrach, łuk refleksyjny, nadziak (młotek na długim trzonku).
Broń była dobierana w zależności od przeciwnika. Przykładowo, na Tatarów najbardziej skuteczne były pistolety, ale nie dlatego, że można było nimi trafić w przeciwnika. Pistolety przeciwko Tatarom sprawdzały się dlatego, że konie tatarskie nie były przyzwyczajone do dźwięku wystrzału i wpadały w panikę. Po oddaniu strzału jeździec tatarski najczęściej musiał walczyć ze swoim koniem, żeby go opanować i rozpędzony husarz miał zadane ułatwione.
Rozpoczynając szarżę husarz pochylał kopię, która cały czas tkwiła w przymocowanym do siodła toku. Husarz uzyskiwał w ten sposób dźwignię, która z jednej strony ułatwiała trzymanie samej kopii, a z drugiej strony, do siły uderzenia kopii dawano wagę konia. Uderzenie taką kopią było nie do zatrzymania. Nie istniała wtedy blacha, która nie zostałaby przebita od takiego uderzenia. Zapis ówczesnej kroniki mówi, że w bitwie pod Połonką w dniu 28 czerwca 1660 roku husarz nabił na kopię 6 piechurów. Dwóch lub trzech wrogów nabitych na jednej kopii zdarzało się bardzo często i nie budziło sensacji.
Zbroję husarza stanowił napierstnik z folgami (zakładki z blachy, które umożliwiały zginanie zbroi) oraz takie same naramienniki. Głowę chronił szyszak, chroniący kark i policzki, zaś od przodu twarz zasłaniania była odkręcanym nosalem. Na plecach husarz miał zarzuconą skórę drapieżnika: wilka, lamparta, niedźwiedzia. Paradoksalnie, zbroja husarska nie ważyła dużo, jedynie około 16 kilogramów. Dla porównania: plecaki dzisiejszych żołnierzy potrafią ważyć 23-25 kg.
Blachy husarskiego napierstnika były pochylone, niczym pancerze dzisiejszych czołgów, w tym samym nawet celu. Żeby kule czy ostrza ześlizgiwały się po nich nie czyniąc husarzowi szkody. W ogóle husarskie „blachy” były sprawdzane w ten sposób, że musiały wytrzymać strzał z krócicy (pistoletu) z bliskiej odległości. Napierstnik który został przebity kulą nie nadawał się dla husarza.
Husaria atakowała w zwartych formacjach jadących „w kolano”, to znaczy jeźdźcy stykali się w czasie galopu kolanami. Husaria uderzała na wroga jedną równą „ścianą” złożoną z 50-100, a czasem i 200 jeźdźców w jednym szeregu – w zależności od liczebności roty husarskiej. Za pierwszym szeregiem stał szereg drugi, rzadziej trzeci.
W czasie bitwy, jeżeli rota husarska (oddział) rozciągnięta była na 100 metrów, a naprzeciwko stał oddział pikinierów przemieszany z muszkieterami, który zajmował szerokość 30-50 metrów, to rozpędzony walec husarzy uderzał środkiem na wroga, a skrzydła roty zawijały się wokół przeciwnika i po kilku chwilach meldowano, że wróg „został zniesion ze szczętem”.
Bardzo ważne było ujeżdżenie konia. Koń jest raczej płochliwym zwierzęciem, które na odgłosy, do których nie jest przyzwyczajony reaguje najczęściej nerwowością, paniką czy też ucieczką. Husaria w pełni wykorzystywała tą cechy, dopasowując sposób walki do przeciwnika, z którym przychodziło im walczyć.
Idąc na Tatarów gęsto używano broni palnej, bo tatarskie konie nie znały na co dzień odgłosów wystrzałów. Atakująca husaria miała na końcach kopii długie proporce, które wydawał tak przeraźliwy łoskot, że konie wszystkich przeciwników wpadały w panikę. Podobnie na konie działały skóry dzikich zwierząt na plecach husarzy.
Konie z natury boją się zwierząt drapieżnych. Mają to zapisane w genach. Zapach wilka jest zapachem bardzo ostrym i charakterystycznym. Sama szarżująca husaria swoim widokiem budziła strach i płoszyła konie oraz jeźdźców wroga. Ale gdy do tego do nozdrzy końskich doszedł zapach atakujących 100 wilków, to uderzenie kopii bardzo często trafiało w przeciwnika wtedy, kiedy jego konie właśnie zaczynały stawać dęba i odmawiać posłuszeństwa.
Dzisiaj husaria kojarzy się z charakterystycznie wygiętymi dwoma skrzydłami. Skrzydła były, ale nie każdy husarz je nosił i najczęściej było to jedno skrzydło mocowane do siodła.
Skrzydło nie powinno wystawać ponad głowę jeźdźca, żeby mógł on swobodnie walczyć szablą. Na obrazie Pietera Snayersa Bitwa pod Kirholmem 1605 skrzydeł nie widać.
A po co w ogóle husaria miała skrzydła? Równie dobrze można zapytać, dlaczego dzisiejsi żołnierze malują twarze na czarno albo dlaczego wojownicy MMA tatuują swoje ciało, albo dlaczego zawodnicy z Nowej Zelandii wykonują hakę przed meczami. Tak jest groźniej. To osłabia morale przeciwnika. Poza tym, zamocowanie skrzydeł powiększa optycznie 2-3 krotnie liczebność oddziału. Zdarzały się opisywane w historii bitwy, które się w ogóle nie odbyły, bo przeciwnik, gdy tylko zobaczył husarskie kopie, proporce i skrzydła to odchodził w popłochu.
A czy broń palna (muszkiety, pistolety) stanowiła zagrożenie dla husarii? Odpowiem z pomocą klasyki kina. W filmie Quentina Tarantino Pulp Fiction, w scenie w apartamencie z zamkniętego pokoju wyskakuje zdenerwowany student i strzela z odległości kilku metrów z 6 strzałowego rewolweru do Vincenta Vegi (John Travolta) i Jules’a Winnefield’a (Samuel L. Jackson). Żadna z kul nie trafiła. Ten z czytelników który miał do czynienia z bronią palną wie doskonale, że ta scena jest prawdziwa. Będąc w emocjach można z broni krótkiej nie trafić w cel znajdujący się kilka metrów od strzelca.
Broń palna, w przypadku szybko przemieszczających się celów ruchomych, była bardzo niecelna i raczej nie było czasu na oddanie drugiego strzału. Imponujące rondo kapelusza muszkietera służyło mu jako zasłona, chroniąca oczy w chwili wybuchu prochu przy oddaniu strzału. To był naturalny odruch – chowanie oczu w chwili wybuchu prochu w czasie oddawania strzału, ale w takiej sytuacji nie można w ogóle mówić o celowaniu – co także wyjaśnia minimalne straty husarii.
W czasach husarii broń palna oraz sposób jej użycia były na tyle niedoskonałe, że odnotowane historycznie straty w ludziach w starciach husarii z muszkieterami czy pikinierami wynosiły w bitwie dwóch – trzech zabitych towarzyszy husarskich, oraz kilku pocztowych i czeladzi. Zdecydowanie dużo więcej ginęło koni.
Polska husaria i japońscy samuraje to formacje wojskowe, które fascynują nas po dziś dzień. Chociaż tak odległe w czasie, przestrzeni geograficznej i kulturze, którą reprezentowały, żywo odbijają się we współczesnej wyobraźni. Ich męstwo i brawura robią na nas wrażenie bez względu na to gdzie mieszkamy.
W razie pytań, zapraszam do kontaktu: fundacjablasiaka@gmail.com oraz na stronę www.fundacjablasiaka.pl
Te oraz inne informacje pochodzą z książki Radosława Sikory Husaria. Duma polskiego oręża, Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2019.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z Wikipedii.