Dokładnie pięć stuleci temu, 10 kwietnia 1525 roku, w samym sercu Krakowa, miał miejsce akt o wymiarze nie tylko symbolicznym, lecz także strategicznym. Rozegrała się tam scena, która w oczach ówczesnych mogła uchodzić za symboliczne zakończenie długiego konfliktu zbrojnego, toczonego przez Królestwo Polskie z Zakonem Krzyżackim. Albrecht Hohenzollern, dotąd wielki mistrz zakonu krzyżackiego, ukląkł przed królem Zygmuntem I Starym, symbolicznie uznając jego zwierzchnictwo i zapoczątkowując nowy etap w dziejach Europy Środkowej.
Jan Matejko, Hołd pruski (Źródło: Wikipedia)
Mimo swojej teatralnej oprawy — na przykład, obecni przy uroczystości Krzyżacy, towarzysze Albrechta, zerwali wówczas krzyże przyszyte do płaszczy, demonstrując, że zrywają z zakonną przeszłością — Hołd Pruski nie był jedynie widowiskiem dla tłumów – stanowił on kulminację skomplikowanej gry politycznej, toczonej w cieniu wielkich europejskich napięć i rozłamów. Z perspektywy geopolitycznej tamtej epoki była to decyzja przemyślana i pragmatyczna, podyktowana ówczesnym układem sił w Europie – pisze historyk Patryk Palka.
Realia XVI-wieczne
Gdy w 1519 roku wybuchły walki z Zakonem, Rzeczpospolita znajdowała się w niezwykle trudnym położeniu. Na wschodzie trwał wyniszczający konflikt z Moskwą, a od południa coraz śmielej spoglądało w stronę Europy Imperium Osmańskie. Władcy z dynastii Habsburgów – rosnący w siłę gracze na scenie europejskiej – nie kryli niechęci wobec Jagiellonów, którym zazdrościli wpływów w Czechach i na Węgrzech. Południe Europy z kolei drżało przed groźbą tureckiego podboju.
W takim układzie geopolitycznym papież, zaniepokojony postępującym rozłamem w Kościele, nie chciał eskalacji kolejnych konfliktów między państwami chrześcijańskimi, więc zamiast udzielać poparcia Polsce, skłaniał się ku dyplomatycznemu wsparciu dla zakonu – nie chcąc rozpraszać chrześcijańskich sił, które powinny były przecież skupić się na obronie przed Islamem.
Krzyżacy, świadomi międzynarodowych napięć, zabiegali o wsparcie Moskwy i Cesarstwa, tworząc wokół Polski ciasny krąg presji. Zakon nie działał w izolacji – budował swoje zaplecze polityczne, szukając wsparcia u największych przeciwników Polski.
Wojna przeciągała się, a żadna ze stron nie zdołała przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. W roku 1521 zawarto zawieszenie broni, lecz ani Polska, ani zakon nie mogły czuć się wygranymi. Utrzymanie działań zbrojnych wymagało od króla Zygmunta Starego zgody sejmu i wsparcia finansowego szlachty, która – choć gotowa do poświęceń – nie była w stanie sprostać kosztom prowadzenia wojny na wielu frontach. To sejm decydował o podatkach, bez których prowadzenie wojny nie było możliwe. Na przeciwnym biegunie, Zakon miał wsparcie potężnych sojuszników, lecz również borykał się z coraz trudniejszą sytuacją wewnętrzną. W krzyżackich szeregach pojawiły się głosy, by szukać porozumienia z polskim królem.
W międzyczasie zaś Europą zaczęła wstrząsać reformacja – ruch zapoczątkowany przez Marcina Lutra przyspieszał rozpad jedności religijnej w Europie. Tezy Marcina Lutra, ogłoszone zaledwie dwa lata przed rozpoczęciem wojny, zyskiwały na popularności. Autorytet papieża i cesarza topniał — reformacja osłabiała ich pozycję, a w samym zakonie zaczęto rozważać nowe kierunki działania.
W tych okolicznościach Albrecht Hohenzollern, który zasiadł na czele zakonu, postanowił udać się do Wittenbergi i zasięgnąć rady samego Lutra. Pod wpływem tej wizyty dojrzewał w nim plan radykalnej przemiany – odejścia od reguł zakonnych i utworzenia świeckiego państwa opartego na zasadach protestanckich. Perspektywa takiego zwrotu stawiała go w opozycji do dotychczasowych patronów – cesarza i papieża – dlatego też Albrecht zaczął szukać nowego politycznego oparcia. Polska, zainteresowana eliminacją zagrożenia ze strony zakonu, była naturalnym partnerem do rozmów.
W obliczu nadciągającego końca rozejmu, sytuacja nabrała tempa. Habsburgowie, choć wzmocnieni po zwycięstwie pod Pawią, byli jednocześnie coraz bardziej zaangażowani w rywalizację z Francją o wpływy w zachodniej Europie. Polska również musiała liczyć się z nowymi wyzwaniami – dlatego kompromis z Albrechtem jawił się jako rozwiązanie nie tylko rozsądne, ale i konieczne.
Zwieńczeniem negocjacji był traktat krakowski podpisany 8 kwietnia 1525 roku, na mocy którego zakon krzyżacki został rozwiązany, a jego miejsce zajęło nowe, świeckie księstwo – Prusy Książęce. Albrecht, jako świecki książę, stał się lennikiem króla Polski, uznając jego zwierzchnictwo. Polska nie anektowała tych ziem, ale zapewniła sobie formalną kontrolę nad terytorium, które przez trzy stulecia było źródłem konfliktów.
Hołd pruski (1796), Marcello Baciarelli (1731–1818). Bacciarelli, niewrażliwy jeszcze na szczegóły historyczne, na chorągwi niedokładnie ukazał herb Prus Królewskich – orła w koronie i rękę rycerza dzierżącą pałasz. Malarz nie ulokował sceny, jak to później zrobił Matejko, na krakowskim rynku, ale we wnętrzu o barokowej architekturze. Mimo iż stroje nie pochodzą z epoki, artysta starał się zróżnicować je na „polskie”, które nosi większość uczestników wydarzenia, i „cudzoziemskie”, w których przedstawił krzyżaków. (Źródło: Wikipedia)
Istotnym elementem porozumienia było zastrzeżenie, że nowe lenno może być dziedziczone wyłącznie przez Albrechta i jego braci oraz ich bezpośrednich potomków. Gdyby ta linia wymarła, księstwo miało wrócić do Korony. Tym samym — zdawało się — odcięto od sukcesji brandenburską linię Hohenzollernów, która jednak w przyszłości miała odegrać istotną rolę w historii Prus i Niemiec.
Z punktu widzenia polskiej racji stanu w tym czasie, był to ruch mądry i dalekowzroczny, choć już wówczas nie wszyscy się z nim zgadzali. Wśród nich była m.in. królowa Bona Sforza, której od początku nie podobał się pomysł „układania się” z Zakonem. Ugrupowanie zorganizowane wokół prymasa Jana Łaskiego i królowej Bony opowiadało się za bezkompromisowym rozwiązaniem – całkowitym zlikwidowaniem państwa krzyżackiego w Prusach i włączeniem tych ziem bezpośrednio do Korony, co ich zdaniem stanowiło jedyny sposób na trwałe usunięcie źródła napięć.
Decyzja Zygmunta Starego była najpewniej podyktowana nie sentymentem, lecz chłodną oceną sytuacji. W zamian za rezygnację z dalszych działań wojennych Polska zyskała spokój na północnej granicy, co okazało się bezcenne w następnych dekadach. Przez ponad sto lat, aż do czasu potopu szwedzkiego, Prusy Książęce nie stanowiły dla Rzeczypospolitej realnego zagrożenia.
Dopiero błędy polityczne kolejnych władców, którzy pozwolili na przejęcie dziedziczenia przez brandenburską linię Hohenzollernów, doprowadziły do powstania potężnego państwa pruskiego, które odegrało kluczową rolę w rozbiorach Polski. Jednak w 1525 roku nikt nie był w stanie przewidzieć, że książęce Prusy staną się zarzewiem przyszłej potęgi militarnej i politycznej, która zjednoczy Niemcy i stanie się jednym z zaborców.
Tak więc, w swoim czasie, hołd pruski był rozsądnym kompromisem – takim, który zapewnił Polsce stabilizację i oddalił widmo wojny w okresie, gdy zagrożeń nie brakowało. To nie sama decyzja o hołdzie okazała się zgubna, lecz późniejsze odejścia od jej pierwotnych założeń, mówi historyk Patryk Pałka.
Z perspektywy 5-ciu wieków
Patrząc na hołd pruski przez pryzmat pięciu stuleci, łatwo popaść w uproszczone osądy i moralizatorskie narracje. Jednak historia – jeśli ma nas czegoś nauczyć – nie polega na oskarżeniach wobec minionych pokoleń, lecz na wyciąganiu wniosków z ich decyzji.
W roku 1525 król Zygmunt Stary dokonał wyboru optymalnego w danych warunkach – uniknął dalszej kosztownej wojny, zabezpieczył północne granice, ograniczył wpływy Habsburgów i zyskał realną kontrolę nad Prusami.
Dopiero późniejsza utrata czujności, zgoda na dziedziczenie lenna przez brandenburską linię Hohenzollernów i oddanie pola silnie rosnącej potędze Prus doprowadziły do katastrofalnych skutków dla Rzeczypospolitej. Ale ten błąd nie był dziełem Zygmunta – był ceną za polityczną krótkowzroczność jego następców.
Historia hołdu pruskiego, choć często przedstawiana w kategoriach triumfu dyplomacji nad orężem, uczy nas przede wszystkim jednego: że każde zwycięstwo polityczne wymaga nie tylko rozwagi w chwili zawierania porozumienia, ale też dalekowzroczności w jego utrzymaniu. Decyzje podejmowane w imię racji stanu muszą być nie tylko trafne w chwili ich podejmowania, lecz również konsekwentnie realizowane przez następców. Ta historia, jaką niesie ze sobą hołd pruski, to też przypomnienie, że polityka – szczególnie ta międzynarodowa – nie zna próżni i nie wybacza zaniechań.
Można by sądzić, że sam akt hołdu z 1525 roku nie był błędem – przeciwnie, był to mistrzowski ruch dyplomatyczny, który rozbroił wieloletnie zagrożenie bez przelewu krwi. Tragiczne w skutkach miało okazać się natomiast porzucenie tej strategii przez późniejszych decydentów. Z drugiej strony, z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że to nie sekularyzacja, ale całkowita likwidacja państwa zakonnego i przyłączenie Prus do Rzeczpospolitej byłyby korzystniejszym rozwiązaniem.
Zygmunt Stary działał w warunkach trudnych i — jak byśmy to dzisiaj powiedzieli — wielowektorowych zagrożeń, a jego decyzja była wyważoną odpowiedzią na realia epoki – ograniczone możliwości militarne, konieczność unikania nowych wojen, reformacyjne napięcia i zmieniające się alianse europejskie.
Dziś, z perspektywy XXI wieku, gdy Polska znów znajduje się w obszarze geostrategicznych przekształceń, warto przypominać sobie te momenty historii, które pokazały siłę pragmatyzmu opartego na chłodnej analizie interesu państwowego i wyciągać wnioski z tamtych wydarzeń. Hołd pruski był próbą ujarzmienia chaosu przez porządek prawa i zależności lennej – próbą udaną, choć jej efekty zostały w przyszłości zaprzepaszczone przez brak konsekwencji i zmieniające się realia dynastyczne.
Polska wielokrotnie znajdowała się w centrum starcia potęg, a jej przetrwanie zależało od mądrych sojuszy, przemyślanych kalkulacji i umiejętności balansowania między sprzecznymi interesami wielkich graczy. Z tego też względu, w dobie ponownego przesuwania się geopolitycznych tektonik – zarówno w regionie, jak i na świecie – lekcja hołdu pruskiego pozostaje aktualna: silne państwo to nie tylko armia i gospodarka, ale przede wszystkim zdolność do konsekwentnego, dalekowzrocznego i skoordynowanego działania.
W obliczu współczesnych zagrożeń i wyzwań, pamięć o takich momentach powinna być nie tylko przedmiotem akademickich rozpraw, lecz także inspiracją do budowania przyszłości opartej na odpowiedzialności za los państwa i narodu.